Piąta pora roku

Powietrze ciężkie jak kamienie

Każdy oddech rozrywa płuca

Przepona twarda jak stal

Już w ogóle nie podnosi się do góry

Oddech niemożliwy, półoddech jakimś cudem

Ćwierćoddech – tylko na tyle mnie stać

Rozpalonego stosu nie widzi nikt

Pożera nerki, rozpala serce, trawi

Rzeką łez próbuję ugasić płomień

Ona płynie sobie ku czemuś, czego nie znam

Melancholia jesieni ma inną temperaturę

Pokazuje inne krajobrazy

W kalendarzu jest piąta pora roku

Pora miłości, która przeżywają tylko szczęściarze

Powietrze rozrywa im płuca

W płomieniach stają się piękniejsi… bliżsi… prawdziwsi…

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *

2 × 2 =