POŁOWA LUDZKOŚCI POSZUKUJE TOŻSAMOŚCI…

Temat bynajmniej nie oznacza, że jako mężczyzna powinienem się ugiąć i zaraz na wstępie ogłosić żeńską przyszłość świata, bo nie mam w sobie aż tyle masochizmu, żebym samego siebie pozwolił zjeść modliszce radykalnego feminizmu, ani modliszce nauk przyrodniczych, którą coraz bardziej jest – nie tylko do pomyślenia, ale i do zastosowania – rozmnażanie bez zmysłowej przyjemności, bez dreszczyku podniecenia, bez fascynacji sobą dwóch płci, bez przyciągania biegunów miłości i spotkania dwóch osób twarzą w twarz.

Istota męskości nie sprowadza mężczyzny do roli ofiary losu, co bywa humorystycznie przedstawiane jako chodzenie w pantoflach żony, ale do zdolności bycia prawdziwą, jednorazową i niepowtarzalną ofiarą miłości, której ochronny sens i siła, zapewnia poczucie bezpieczeństwa i radość życia zarówno kobiecie, jak i dzieciom.

Problem gender

Tylko, że z definicją męskości, zresztą jak i kobiecości, mamy współcześnie coraz większy problem. Już nie bardzo wiemy, na czym mogłaby polegać owa męskość i to bynajmniej nie tylko z feministycznych powodów Dziś wiele zmieniła idea gender, czyli najogólniej mówiąc pogląd, iż można wpływać na proces kształtowania się osobowości, zmieniając tym samym tradycyjne role męskie i kobiece, związane z płcią biologiczną. Zatem biologicznie można być mężczyzną, ale społecznie i kulturowo pełnić role żeńskie.

Nie czas na rozwijanie idei gender albo dyskusję z nią, jednak ze względu na interesujące nas pytanie o przyszłość męskości, zwracam uwagę na to, że reprezentanci idei gender bardzo jednostronnie interpretują nie tyle role, związane z płcią biologiczną, ile nie potrafią we właściwy sposób zrozumieć i opisać napięcia pomiędzy płciami. Przejęli bowiem tradycyjny pogląd antropologów, że wspomniane napięcia przede wszystkim były generowane wiarą w nieczystość, na przykład ludzkich wydzielin, a więc motywowane lękiem. I najprawdopodobniej nie jest to pogląd niedorzeczny, można sobie bowiem wyobrazić, że nie tylko w starych kulturach, ale także współcześnie, napięcia pomiędzy płciami służą społecznym roszczeniom, a w pierwszym rzędzie zajęciu uprzywilejowanego statusu poprzez wykazanie, że druga płeć jest nieczysta, czyli niebezpieczna. (przykład: np. pani jako kierowca autobusu).

Warto jednak zauważyć, że w systemie wierzeń, dotyczących skalania, kontakty uznawane za niebezpieczne posiadają także pozytywny ładunek symboliczny, co oznaczałoby, że w życiu społecznym płciowość służy nie tylko celom restrykcyjnym i wykluczającym, ale też tworzy świat społecznych wyobrażeń, niezbędny do prawidłowego funkcjonowania społeczeństwa. Jak sądzi antropolożka, Mary Douglas, autorka fundamentalnej dla dwudziestowiecznej antropologii pracy: Czystość i zmaza: „To drugi i ciekawszy poziom, na którym koncepcja nieczystości wiąże się z życiem społecznym. Sądzę, że niektóre rodzaje skażeń są wykorzystywane jako analogie dla wyrażenia ogólnej wizji porządku społecznego. Na przykład istnieją wierzenia, zgodnie z którymi dwie płci zagrażają sobie nawzajem poprzez płyny ustrojowe. Zgodnie z innym wierzeniem tylko jednej płci grozi niebezpieczeństwo wskutek kontaktu z drugą, na ogół mężczyznom ze strony kobiet, jednak niekiedy bywa również odwrotnie. Tego typu wzorce zagrożeń seksualnych można uznać za przejaw symetrii lub hierarchii. Nie należy interpretować ich jako jakiegokolwiek wyrazu rzeczywistej relacji między płciami. Moim zdaniem wiele poglądów dotyczących zagrożeń seksualnych znacznie lepiej jest interpretować jako symbole zależności między częściami społeczeństwa, …(…) Dwie płci mogą stanowić model współdziałania i zróżnicowania jednostek społecznych. Na tej samej zasadzie procesy pobierania pożywienia mogą być obrazem wchłaniania politycznego. Niekiedy otwory ciała wydają się reprezentować punkty wejścia i wyjścia jednostek społecznych, doskonałość cielesna zaś może symbolizować idealną teokrację[1].

I jeśliby uznać słuszność tego poglądu, to idea gender musi zostać przemyślana na nowo, ponieważ okazuje się, że jeśli nie będzie odpowiedniego napięcia pomiędzy płciami, skoro płeć można kształtować performatywnie, niczym z klocków LEGO, ludzie mogą stracić zdolność formowania się w żywy twór społeczny.

Napięcie

A napięcie między płciami zdaje się istniało zawsze. Ono wcale nie musi mieć, a nawet nie powinno mieć kontekstu patriarchalnego. Równie dobrze sprawdzi się w każdym systemie społecznym, ponieważ to są tylko szablony, związane z tworzeniem grup ludzkich, zapewniających ciągłość ludzkich pokoleń i wychowanie. Do tego jednak, aby zaistniało następne pokolenie, potrzebna jest różnica potencjałów, wywołująca napięcie. Nie, nie mówię o matematyce ani fizyce, chociaż obie te nauki powinny bardziej zainteresować się też światem ducha. Mówię o strukturze stworzenia, którą autor kapłańskiego opisu z Księgi Genesis (1,1-2,4a), przedstawił następująco: „Na początku stworzył Bóg niebo i ziemię. A ziemia była pustkowiem i chaosem; ciemność była nad otchłanią, a Duch Boży unosił się nad powierzchnią wód. I rzekł Bóg: Niech stanie się światłość. (…) Potem rzekł Bóg: Niech powstanie sklepienie pośród wód i niech oddzieli wody o wód!” (Ge 1,1-6). Proszę zwrócić uwagę  na logikę Bożego działania. W istocie bowiem Bóg nie tylko stwarza, ale – co bywa kompletnie ignorowane – stwarzając różnicuje! To zaś ma związek z hebrajskim słowem bara, które tłumaczymy jako stwarzać, stworzyć. Tymczasem to jest bardzo specyficzny termin i trudno jednoznacznie uchwycić jego sens. W każdym bąk Razie ma dwie konotacje. Pierwszą wokół pojęcia robić, czynić, drugą zaś wokół pojęcia rozdzielać. Stwarzanie i rozdzielanie nie są zatem dwoma odrębnymi znaczeniami, ale współistnieją ze sobą w jednym słowie, a więc także w jednym czynie.

Dlatego można zaproponować tłumaczenie słowa bara jako: czynić-rozdzielając, czynić- robiąc-rozdzielonym. Na początku Bóg uczynił-rozdzielił niebo i ziemię, dzień i noc, wreszcie: „I stworzył Bóg człowieka na obraz swój. Na obraz Boga stworzył go. Jako mężczyznę i niewiastę stworzył ich”(Ge 1,27). A zatem nie uczynił, a potem rozdzielił, ani rozdzielił rzeczywistość, która istniała wcześniej, a nie została stworzona i dopiero wtedy stworzył, ale uczynił-rozdzielił. Stwarzać to czynić, czyniąc odmiennym, różnicując; to ustanawiać rozdzie­lonym; czynić, rozdzielając.

Konsekwencje są ogromne. Skoro stwarzać znaczy jednocześnie czynić i rozdzielać, to po pierwsze znaczy ustanawiać coś odrębnego od Boga. Stworzenie nie jest emanacją boskości jak u Plotyna; fragmentem walki między bogami lub pierwotnymi żywiołami jak w teogoniach i kosmogoniach; cieniem rozumnych i niebiańskich rze­czywistości jak u Platona. Według tych wszystkich wyobrażeń rzeczywistość nie jest czymś całkowicie odmiennym i nowym, ale jest mniej lub bardziej boska (gdyż jest emanacją, fragmentem, cieniem itd.), nie jest całkowicie sobą.

Natomiast hebrajskie opowiadanie o stworzeniu, przeciwnie przedstawia rzeczywistość chcianą jako całkowicie inną, odmienną (rozdzieloną, autonomiczną, a-teistyczną). A jeśli jest ona oddzielona, to nie przez przypadek, grzech, ustępstwo ze strony bogów czy wydarcie dokonane przez Prometeusza, ale dlatego, że jest tak postawiona i dana przez samego Boga.

Twórczość

Umieszczenie na początku odmienności, różnicy w obrębie tego, co stworzone, oznacza, że możliwe jest dokonywanie wyborów; że nie wszystko jest już zamknięte, jak w wypadku, kiedy wszystko stanowi niezróżnicowane jedno. War­to zwrócić uwagę, że tekst biblijny z Księgi Genesis mówi o dobru i złu, o dwóch drzewach itd. Stworzyć to ustanowić rzeczywistość, która nie jest kompletna, jedna, skończona, zamknięta i zablokowana, ale w której istnieje rozstęp, gra, jakiś brak (jak między mężczyzną i kobietą), właśnie po to, aby istniała nowość, wolność, inwencja. Tymczasem we współczesnej kulturze ów brak ludzi niepokoi i dlatego chcą go usunąć ze swojego doświadczenia, mnożąc nowe możliwości kształtowania tożsamości i osobowości. Jednak, im więcej wariantów się pojawia, tym twórcze napięcie staje się mniejsze.

Co tak naprawdę wydarzyło się w Ogrodzie Życia? Podczas gdy rośliny i zwierzęta mają  mnożyć się według ich rodzajów, czyli po prostu reprodukować się w zaprogramowany sposób, człowiek zostaje okreś­lony inaczej. Zostaje stworzony jako jednostka, konkretny i jedyny Adam, (jeśli jest powołany do tego, by był płodny i rozmnażał się, to nie po to, aby reprodukować adamowość, rodzaj – to słowo nie zostaje użyte w opowieści w odniesieniu do niego), aby wydawać na świat inne osoby. Obecność Ewy także nie jest automatyczna, naturalna. Ewa bowiem pojawia się w sposób artystyczny. Jej stworzenie ma być odpowiedzią na pragnienie Adama, który wśród zwierząt nie znajduje partnera (Ge 2,20.23). Adam jest więc przedstawiony na podobieństwo Boga. Co prawda sam Ewy nie czyni, ale zostaje mu dana jako realizacja jego pragnienia, marzenia. Adam wyobraża sobie Ewę, jak Bóg wyobraził sobie stworzenie. Najpierw w mężczyźnie musi zostać wyobrażone i zapoczątkowane coś nowego, aby, ustępując pragnieniu Adama, Bóg mógł stworzyć Ewę.

W tej historii fascynujące jest to, że Bóg stworzył Ewę, ponieważ Adam czuł się samotny. Można wręcz powiedzieć, że Adam tęsknił za Ewą, wymarzył ją sobie. Być może trzeba to gruntownie przemyśleć?  Bo to przecież może oznaczać, że mężczyzna w pełni staje się sobą, to znaczy dociera do swej istoty, dopiero wtedy, gdy jest w stanie zachwycić się kobietą, tą wyśnioną i wymarzoną. Można w tym rozpoznać bardzo ważną cechę męskości. Chodzi mianowicie o to, że Adam realizuje swoje podobieństwo do Boga jedynie wówczas, gdy rozumie swoją relację z kobietą i tak ją kształtuje, jak zaplanował to Bóg, czyli nie przez podporządkowanie, ale przez uznanie tej samej godności i wartości; nie przez pogardę, ale zachwyt i szacunek.

Prawda o kobiecie z męskiego pragnienia, odpowiada każdej formie ludzkiej aktywności, przynajmniej w takim stopniu, w jakim wyobraża sobie to tradycja żydowska i chrześcijańska, która nie porusza się trwożliwie po świecie zdeterminowanych rozwiązań, pozbawiając człowieka możliwości twórczego działania. Czy nie dlatego żadne dziecko mężczyzny i kobiety nie jest identyczne z innym dzieckiem? Bóg pozostawia dziecko inicjatywie mężczyzny i kobiety nie tylko w sferze natury. W istocie tak dzieje się w świecie zwierzęcym. W tekście biblijnym warto zwrócić uwagę na słowa: „Wydałam na świat mężczyznę z pomocą Pana” (Ge 4,1), znaczą bowiem coś bardzo istotnego. Ewa nie rodzi tak po prostu następnego przedstawiciela gatunku, ale rodzi z pomocą Pana. Rodzi istotę, która indywidualizuje się, zyskuje osobowe cechy do tego stopnia, że Bóg wypowiada nad nią słowa: „Znam cię po imieniu” (Ex 33,17), czego następstwem jest wyznanie: „Ja jestem” (J 18,8), oznaczające pełną samoświadomość.

Twórczość, której podstawą jest zróżnicowanie człowieczeństwa na męskość i kobiecość, oznacza nie tylko działanie w sferze natury, ale także w sferze kultury, czyli wychowanie człowieka z pomocą Pana. Aby mogła urzeczywistnić się pełna samoświadomość ludzkiej istoty, musi zostać poddana działaniu tego, co w człowieczeństwie jest męskie i żeńskie.

Mamy tutaj do czynienia z fenomenem, o którym w naszej kulturze słyszeć nie chcemy, a szkoda. Otóż cudownie męscy młodzi mężczyźni i rozbrajająco cukierkowe oraz słodkie dziewczęta w miarę dojrzewania asymilują do tego stopnia element przeciwny, że im są starsi tym kobiety są coraz bardziej męskie, a mężczyźni kobiecy. To oznacza, że jednak człowiek jest w pełni dopiero po złożeniu w całość tego co żeńskie i męskie.

Wygląda na to, że zarówno początek, jak i koniec ludzkiego życia, ciąży do jedności ludzkiego rodzaju i sami siebie krzywdzimy, próbując to negować i utrwalając kulturowe stereotypy, dotyczące płci[2]. Są przecież archaiczne kultury, w dodatku matriarchalne, w których ceni się starszych mężczyzn, którzy przeszli cały cykl rozwoju męskiej tożsamości i po zakończeniu etapu generatywnego, czyli gdy przestają płodzić dzieci, stają się trzecią płcią. Do tego stopnia potrafią zasymilować żeński komponent swojej osobowości, że zaczynają ubierać się po kobiecemu i kobiety czynią go swoim przewodnikiem, nauczycielem, mędrcem. Zresztą znane są również wypadki, w których podobną rolę z kolei przejmują kobiety, asymilujące element męski.

Męskość jako proces czyli mężczyzna się staje

Badania chromosomów wykazały, że 22 pary chromosomów są identyczne zarówno u kobiet, jak i u mężczyzn. Różnica wy­stępuje w 23 parze. U kobiety jest para XX, u mężczyzny zaś XY. To właśnie sprawia, że rozróżniamy dwie płcie. Róż­nicowanie się płci męskiej na podstawie chromosomu XY prze­biega etapowo. Osobnik XY (mężczyzna) ma wszystkie geny występujące u osobnika XX (kobieta) i dodatkowo dziedziczy geny chromosomu Y. Przez pierwsze tygodnie embriony XX i XY są anatomicznie identyczne. Płody męskie zaczynają się różnicować około 40 dnia. Właśnie obecność chromosomu Y narzuca wówczas szybką maskulinizację człowieka.

Fakt odmienności garnituru chromosomowego spowodo­wał rozmaite interpretacje dotyczące konsekwencji psycho­logicznych, a nawet duchowych w życiu mężczyzny. O wiele łatwiej odpowiedzieć na pytanie o różnice psychologiczne niż duchowe między kobietą a mężczyzną, bo, jak się wydaje, na najgłębszym duchowym poziomie to co męskie i to co kobiece jest bardzo podobne. W każdym bądź razie warto sobie uzmysłowić, że męskość nie jest czymś od początku do końca oczywistym, ale jest ciągłym procesem. Podczas, gdy kobietą się jest, mężczyzną trzeba się stawać, czyli wyodrębnianie się jest konstytutywnie włączone w los mężczyzny.

Chodzi tu o wpisane w naturę mężczyzny wezwanie do nieustannego stawania się sobą.  Mężczyzna przez całe życie musi szukać własnej drogi, co wydaje się kolejną, istotną cechą męskości, w sensie kulturowym współcześnie dość problematyczną. Mężczyzna nieustannie upodabniający się wpierw do matki, potem ojca, następnie kobiety, kolegów, partii, Kościoła, nie mający swojego świata, swojej osobowości, nigdy nie poczuje swojej siły, a za­tem nigdy nie wniesie w te rzeczywistości swojego indywidualnego i odrębnego dobra, bo go nie rozpozna.

W procesie stawania się mężczyzna jakby stale musi udowadniać, że po pierwsze nie jest dzieckiem, po drugie nie jest kobietą i po trzecie nie jest homoseksuali­stą, co we współczesnym świecie nie jest już tak bezwzględnie egzekwowane, a często skutkowało gwałtami i bezwzględnym traktowaniem kobiet. Klasyczny patriarchat jest bowiem silnie opozycyjny i zbudowany na hierarchicznym dualizmie płci, bo przecież mężczyzna nie może być zniewieściały. W takim asymetrycznym świecie mężczyzna reprezentuje ludzką normę i to jego doświadczenie uznaje się za uniwersalne, chociaż w istocie rzeczy to on jest istotą bardziej stającą się aniżeli kobieta. Tymczasem konieczność nieustannego wyodrębniania się dla wielu mężczyzn jest brzmieniem, którego nie są w stanie unieść i dlatego stają się agresywni bądź pasywni.

Modele kulturowe

Mimo wszystko warto mieć na uwadze, że istota męskości polega na ciągłym szukaniu samego siebie, co w normalnych warunkach codziennego życia powinno skutkować dążeniem do wolności i szukaniem indywidualnej drogi. W kulturze śródziemnomorskiej konstruktywnymi archetypami tego procesu są dwaj męscy bohaterowie. Jeden reprezentuje kulturę grecką, drugi hebrajską, czyli semicką. W tym napięciu upatruję fenomenu naszej cywilizacji, która jest bardzo twórcza i nieprzewidywalna. Elementy greckie i hebrajskie wciąż na siebie napierają, oddziałują, i w ten sposób tworzą nowe formy kulturowe i społeczne wzorce.

Pierwszym jest wieczny wędrowiec, Odyseusz, którego fascynująca historia życia wypełnia się odnalezieniem powrotnej drogi do domu. Odyseusz za wszelką cenę chce powrócić do macierzy, czym swoją męskość zamyka w kole czasu i przestrzeni, które jakby nie było  jest przecież symbolem żeńskim.

Wędrowcem jest również drugi bohater, Abraham. Ten jednak nie ma powodu, aby wrócić do ojcowskiego namiotu i konsekwentnie dąży do jakiegoś celu, umiejscowionego w przyszłości, czym uwalnia swoja egzystencję oraz męskość spod wpływu macierzyńskich roszczeń. W tym sensie droga życia, której cel nie jest tożsamy z punktem wyjścia, jest archetypem tego, co męskie. Czasem – trzeba to przyznać – nawet zbyt męskie….

Co zatem z mężczyzną? Ma powracać pod wpływ matki i w osobie żony upatrywać zastępczej matki, jak sugeruje grecki wzorzec? Konsekwencje są znane. Kobiety oczekują po mężczyźnie także siły i zdecydowania, dzięki czemu czują się bezpieczne, a jednocześnie pragną partnera delikatnego, który byłby zdolny do wypowiadania własnych emocji, a seksu nie traktowałby wyłącznie jako ars amandi, ale miał tę czułość w sobie, żeby całą noc tulić i pieścić. Może też stawać się zbyt abrahamowy, za bardzo patriarchalny, roszczeniowy, traktujący kobiety przedmiotowo, czego między innymi uczy go tradycyjny model chrześcijański.

Wyodrębnieniu się męskości dawniej służyły rytuały inicjacji, umożliwiające wyjście z domowego kręgu i spotkanie z męską siłą. Jednak we współczesnym społeczeństwie skutecznie uniemożliwia to nie tylko brak rytuałów przejścia, złe działania chrześcijaństwa, ale także mity, które stworzyli sobie sami mężczyźni, uważający, że dzięki nim są w stanie dobrze funkcjonować. To są wyobrażeniowe wzorce i schematy kulturowe, czyli uzależniający system, w którym mężczyźni stają się sobą nie przez samopoznanie oraz indywidualizację, ale upodobnienie i naśladownictwo.

Mężczyźni muszą się z nich wyrywać. Temu powinna służyć inicjacja, która niekoniecznie musi przypominać stare zwyczaje, gdy porywano chłopca i zadawano mu ból, aby stawał się dziki i był zdolny do spotkania się z własnym, męskim duchem. W języku religijnym mamy tutaj raczej mowę o oświeceniu i świadomości.

Jednak po kolei. Wpierw rozprawmy się z mitami.

Według pierwszego, system białych mężczyzn jest jedynym istniejącym systemem. Jest to typowy przykład jednowymiarowego sposobu rozumienia rzeczywistości, dlatego w naszej cywilizacji mężczyźni realizują się przede wszystkim w rozgrywkach o władzę, bogactwo, status społeczny. To uzależnia nawet kobiety.

Drugi mit mówi o tym, że system białych mężczyzn ma najwyższą wartość. Wszyscy inni mogą zachowywać się inaczej, ale to oznacza, że nie mają kontaktu z rzeczywistością, czyli mówiąc cynicznie: z sensem życia. Zachowują się zabawnie, osobliwie, ale na pewno nie poważnie. Mężczyźni z systemu uważają, że mają prawo oceniać wszystkich spoza, co niestety czynią, krzywdząc nawet własnych synów, którzy próbują się indywidualizować.

Trzeci mit mówi, że w systemie białych mężczyzn wszystko jest znane i możliwe do wyjaśnienia.  Wszystko leży w zakresie ludzkich kompetencji, a jeżeli coś poza nie wykracza, jest nieistotne. System i przynależący do niego doskonale wiedzą, czego chce Bóg i jak mają żyć ludzie. Dlatego mogą tworzyć prawa i zniewalać nimi innych. To typowy przykład religijnej arogancji.

Według czwartego mitu można być całkowicie logicznym, racjonalnym i obiektywnym. Wszystko da się zmierzyć i policzyć. Jeżeli czegoś nie da się policzyć i zmierzyć, to jest to nieistotne i można to pominąć. Uczucia, wartości, nadzieje, ideały, instynkt ma znaczenie tylko o tyle, o ile da się je mierzyć i ujmować ilościowo. Ostatni mit pokazuje, dlaczego wszystkie wzięte razem silnie uzależniają na podobieństwo alkoholu albo narkotyków.

Ludzie uwięzieni w tym systemie myślą i postrzegają świat w bardzo ograniczony sposób. Jest to myślenie w stylu wszystko albo nic; dualistyczne, w którym istniejemy tylko my, czyli w systemie, i oni, czyli poza systemem.  Nie ma miejsca na jedność. Uzależnienie od systemu czyni ślepym na wszystko, co do niego nie pasuje.

Jeśli do tego dołoży się piąty mit, jakby zwornik religijny, w którym ludzie wewnątrz systemu nadają sobie prerogatywy boskie, mamy obraz nieszczęścia. Jak to poznać? Bardzo łatwo. Po ocenie: Bluźnisz na system! A przecież bluźnić tak naprawdę można tylko przeciw Bogu. Kto więc uważa, że można bluźnić przeciwko systemowi albo jakiemuś jego elementowi, nadaje mu boskie znaczenie.

Dlatego potrzebne jest wyzwolenie mężczyzn z systemu, który tworzy iluzję władzy i wolności, jednocześnie uniemożliwiając podejmowanie ważnych decyzji. System jest tak stworzony, że daje iluzję władzy i wolności, a tymczasem frustruje i kastruje mężczyzn z ich twórczej energii. Przykładem z relacji damsko-męskich jest częste, już nawet będące przedmiotem dowcipów, przekonanie wielu mężczyzn, że są najważniejsi, ponieważ, jak sami mówią: Ja decyduję o sprawach ważnych, a żona o mało istotnych. Czyli? Ja o tym, kto ma być prezydentem i z kim prowadzić wojnę, a żona, gzie pojedziemy na wakacje, do jakiej szkoły poślemy dziecko i na jaki kolor pomalujemy elewację domu.

Śmieszne, ale prawdziwe. Tak przecież jest w korporacjach, w Kościele, prawie wszędzie. Mężczyźni mają tylko wrażenie, że coś od nich zależy a  tak naprawdę są tylko trybikami w maszyneriach społecznych, w których nikt się z nimi nie liczy i nie przejmuje.

Mężczyźni od samego początku są uczeni funkcjonowania w systemie, w którym nie liczy się ich męska odwaga i gotowość do samodzielnego działania. Mają w związku z tym niskie poczucie własnej wartości. Poza tym pozostają w opresji także dlatego, że są uczeni uciskania tych, którzy w systemie są niżej. Tak powstaje tzw. porządek dziobania, w wyniku którego prześladowane są mniejszości narodowe, religijne, homoseksualiści, biedni,  kobiety, itd.

Wyzwolenie mężczyzn jest trudniejsze aniżeli kobiet, które wiedzą o swoim zniewoleniu, a to zawsze jest początkiem wyzwolenia. Tymczasem życie nie musi toczyć się zawsze tak samo. Istnieje zawsze inne rozwiązanie. Zacznij szukać go gdzie indziej. Przestań wierzyć w to, że tak musi być. W języku religijnym to nazywa się zbawieniem, ratunkiem od świata i jego złudnych obietnic.

Kilka słów o nowym mężczyźnie

Nowy mężczyzna nie wstydzi się tego, że jest istotą stającą się każdego dnia na nowo i nie jest sobie dany raz na zawsze, ale sam dla siebie jest wyzwaniem. Potrafi więc wchodzić w głąb siebie, żeby się rozpoznawać. Nie boi się ciemnych stron własnej osobowości i nie wypiera się ich ani przed kobietą i dziećmi, ani przed sobą. Jest istotą, która potrafi korzystać z metafory bramy, czyli przejścia ze świata wewnętrznego w świat zewnętrzny. Jest nie tylko panem swoich myśli i emocji, ale buduje też dobre relacje z otoczeniem, dzięki czemu jest czuły i opiekuńczy, a jednocześnie w każdej chwili jest gotów przejąć odpowiedzialność i jako przywódca przeprowadzić wspólnotę przez niebezpieczeństwa. Nowy mężczyzna nie boi się więc transgresji, w czym realizuje archetyp Abrahama.

Nowy mężczyzna cechuje się zdolnością do wyobrażania sobie nowej rzeczywistości, czyli twórczością i odwagą, które są bardzo potrzebne w bezideowym świecie. Dlatego męskość jest namiętna nie tylko w zmysłowym sensie, ale przede wszystkim realizując idee, które potrafi sobie wyobrazić i uważa je za słuszne. Stąd istotną cechą męskości nowego mężczyzny jest świadoma praca nad własnymi pragnieniami, aby nie realizował ich tylko w postaci nienasyconej pożądliwości, ale aby uświadamiały mu najgłębsze tęsknoty jego serca, które byłby gotów wykorzystywać w twórczym życiu.

Nowy mężczyzna nie musi udowadniać, że nie jest dzieckiem, ponieważ dba o dziecko w sobie i cieszy się nim. Jest spontaniczny i radosny, a swojej partnerce potrafi wymyślać zabawę życia, co panie naprawdę uwielbiają i cenią to w mężczyznach. Będąc w stałym kontakcie z wewnętrznym dzieckiem, jednocześnie ma dobry kontakt z dziećmi i wychowuje je zabawą, fascynacją życiem i przyszłością, a nie restrykcyjnie, pozbawiając psychicznego kręgosłupa.

Nowy mężczyzna nie musi udowadniać, że nie jest kobietą. Ponieważ rodzi się z pragnienia Ewy, która nie chce klonować samej siebie, ale szuka partnera, któremu może się oddać w pełni zaufania. I właśnie dlatego, że rodzi się z pragnienia Ewy, niech jej pyta, co z kobiecości chciałaby w nim zachować.

Nowy mężczyzna nie musi udowadniać, że nie jest gejem, żeby nie stracić szacunku kolegów przy kuflu piwa. Dlatego powinien dbać o higienę osobistą, kulturę bycia, stołu i ubioru. Zwłaszcza ubiór ma dla mnie duże znaczenie. Mężczyzna, mający poczucie męskości i atrakcyjności, pozwala sobie na odrobinę ekstrawagancji i dużą dawkę indywidualizmu. Ubierając się,  współczesny mężczyzna może wręcz bawić się elementami ubioru, ponieważ nikt nie oczekuje po nim dowodów na samczą męskość. Ubieranie się może potraktować jako zabawę i przyjemność, wiedząc o tym, że jego ubiór ma nie tylko walor praktyczny, ale jest też zaproszeniem do uśmiechu, zadziwienia, sposobem pokazania kreatywności i radości bycia. Mniej zaproszeniem do flirtu, a bardziej sygnałem: Chcę, abyście w mojej obecności cieszyli pięknem życia.

Nowy mężczyzna relacje z kobietami w pierwszym rzędzie buduje słowem, nawet nie głosem, który często bywa narzędziem uwodzenia. Słowo musi być otwarte a nie zamknięte, to znaczy musi działać niczym klucz, otwierający kobietę na zaufanie, a wówczas otrzymuje od niej więcej, aniżeli jest w stanie sobie wyobrazić, również w zmysłowej sferze. Męska seksualność jest źródłem, z którego wypływa siła, wpierw erotyczna, płynąca przez większość relacji. Ona chroni przed nudnymi relacjami. Wnosi żywotność, witalność i specyficzny koloryt. Płynie tam, gdzie chce, i pozwala cieszyć się erosem, który pojawia się między partnerami.

Nowy mężczyzna używa słów w wyrażaniu emocji, w ten sposób pracując z nimi i pozwalając im płynąć, żeby nie gromadziły się w podświadomości i co jakiś czas nie doprowadzały do gwałtownej erupcji.

Nowy mężczyzna jest na tyle świadomy własnej wartości i niepowtarzalności, że jest gotów złożyć samego siebie w jednorazowej i niepowtarzalnej ofierze miłości, aby kobiecie i dzieciom zapewnić bezpieczeństwo i przetrwanie. Męskość nie składa w ofierze niczego poza sobą, ponieważ rezygnuje z prawa własności do kobiety i dzieci. W ten sposób daje wolność, jednocześnie trwając w miłości. Z tym związana jest trudność, ponieważ nowy mężczyzna musi wyleczyć się z kompleksów, żeby innym nie pozwalać się wykorzystywać w roli ofiary losu.

Nowy mężczyzna pomaga drugiemu człowiekowi w ponownym na­rodzeniu, już nie opuszczeniu łona matki, bo od tego jest kobiecość w jej macierzyńskiej istocie, ale wyzwoleniu z relacji całkowitej zależności od świata, co jest niezbędne do prawidłowego rozwoju fizycznego i psy­chicznego człowieka.

Nowy mężczyzna zawsze jest ojcem, nieza­leżnie od tego, czy jest ojcem biologicznym, czy nie. Bycie ojcem oznacza wspieranie, przekazywanie radości życia, dawanie oparcia, aby każdy odważył się wziąć los w swoje ręce. Ojcostwo wypuszcza dzieci w świat, ale jednocześnie przy nich trwa, dlatego dzieci wiedzą, że mogą zawsze wrócić, żeby w ojcu znaleźć oparcie, pomoc i po­cieszenie, gdy będą tego potrzebowały.

Zakończenie

Bez męskiej przyszłości świat jest nie do pomyślenia. Wówczas także kobiecość straciłaby samą siebie, przejmując część męskich ról i zadań. Co prawda czasy męskiej uzurpacji, żeby mieć pełne prawo do własności kobiety i dziecka szczęśliwie odeszły w przeszłość, mimo wszystko przyszłość nie spełni oczekiwań bez męskiego pragnienia i zdolności wymarzenia sobie kobiety, w której mężczyzna miałby nie tylko życiową partnerkę i kochankę, ale której byłby zdolny ofiarować samego siebie.

Z ewolucyjnego punktu widzenia kobiecość też musi przemyśleć samą siebie na nowo i zadać sobie pytanie, czy mężczyzna jest potrzebny wyłącznie z powodu mięśni i portfela? Nowej kobiecie potrzebny jest nowy mężczyzna, a gdy zwrócą się do siebie twarzami i przyjmą w darze, przyszłość znowu okaże się atrakcyjna, pociągająca i elektryzująca dla obu płci.

[1] M. Douglas, Czystość i zmaza, Warszawa 20087, s. 47.

[2] Warto dostrzec znaczenie starego, chińskiego obrazu, uzupełniających się elementów Yang oraz Yin.

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *

jeden + dziewięć =