Traktuj się dobrze

To, w jaki sposób zinterpretujemy jakieś wydarzenie, spotkanie, emocję albo proces, zależy od tego, jakich użyjemy słów, te zaś nie pozostają bez wpływu na nasze samopoczucie i oczekiwania, które łączymy z przyszłością. Interpretując siebie, życie i świat negatywnie, wpadamy w błędne koło negacji wszystkiego i wszystkich wokół nas. Wówczas niemal wszędzie czają się źli ludzie, knujący zło; wszystko jest bez sensu; najlepsze doświadczenia są za nami, a nam pozostaje przyglądać się postępującej degrengoladzie. Niestety wielu funkcjonuje właśnie w taki sposób, tworząc kolejne kręgi negatywnych interpretacji, z wpływu których – im są starsi – jest im coraz trudniej się wyrwać. Gorzknieją, a świat jawi im się jako całkowicie zepsuty, w którym, ostatnią – jeszcze jaśniejącą – wyspą są oczywiście oni i wszyscy podobnie interpretujący świat oraz życie.

Tymczasem wystarczyłoby zacząć używać odpowiednich słów, żeby oceny przestały mieć mentorski charakter, którym paraliżujemy słuchaczy, a wewnętrzny świat ducha uczynić mniej skłonnym do skrajnego pesymizmu. Chrześcijanie mogą uczyć się tego od Mistrza i Nauczyciela z Galilei, ale muszą bardziej świadomie czytać ewangelie. Wiele dobrego mogliby też uczynić księża i katecheci, którzy powinni porzucić cierpiętniczy styl mówienia, odpowiadający mniej więcej Pasji M. Gibsona, a zacząć niuansować swoją interpretację oraz przekaz, używając słów adekwatnych do tego, co jest opisane w ewangeliach.

Jezus z Galilei w człowieku nie szukał negatywów, a zawsze chociaż najmniejszego jasnego punktu zaczepienia, aby wykorzystać go do rozbudzenia wiary. Jeśli nawet wypowiadał prowokujące słowa albo zadawał trudne pytania, zawsze miały na celu obudzenie samoświadomości i wzruszenie wolą człowieka. To prawda, że wypowiedzi Jezusa o Bogu prawie zawsze bulwersowały, nie dawały słuchaczom spokoju. Dlaczego? Bo ich celem było budzenie nowych wyobrażeń Boga, a tym samym tworzenie w słuchaczach nowych obrazów samych siebie. Posługiwał się więc skuteczną i bardzo współczesną metodą ukierunkowywania człowieka ku zdrowiu, radości, szczęściu i zbawieniu. Jezus nie zwracał się do nikogo taki sposób, aby go pozostawić w chorobie i duchowych ciemnościach, ale umożliwić mu wyjście na wolność i światłość.

Również ludzkie dzieje Jezus interpretował w radykalnie nowy sposób. Najlepszym przykładem jest opowiadanie o lekturze księgi proroka Izajasza w nazaretańskiej synagodze (Łk 4,16-20). Nauczyciel z Galilei odczytał i zinterpretował fragment proroka, bardzo łatwy do identyfikacji, który kończy się w następujący sposób: „Abym ogłosił rok łaski Pana i dzień pomsty naszego Boga, abym pocieszył wszystkich zasmuconych” (Iz 61,2). Charakterystyczne jest zakończenie Jezusa, będące jednocześnie Jego interpretacją dziejów: „Abym zwiastował miłościwy rok Pana. I zamknąwszy księgę, oddał ją słudze i usiadł” (Łk 4,19n). Ilu chrześcijan byłoby skłonnych przyznać rację swojemu Nauczycielowi, rezygnującemu z frazy: „i dzień pomsty naszego Boga”? Bardzo niewielu. Przecież najpopularniejsza ocena, dziejących się współcześnie procesów, a także ludzkich zachowań, jest mniej więcej taka: To wszystko musi upaść albo zostać doszczętnie rozwalone, żeby wreszcie mógł zatriumfować mój (nasz) punkt widzenia.

A kto w skrajnie negatywny sposób interpretuje wydarzenia oraz ludzi, używa przecież słów, które jego samego interpretują w podobny sposób. Więc nie ma się co dziwić, że tacy ludzie wpadają w zastawioną przez siebie sieć, błędnego koła negacji, w której – wbrew temu, co mówią – sami sobie stwarzają nieprzyjemną przyszłość, pełną negatywnych emocji.

Czas z tym skończyć, jeśli oczywiście pragniemy dobrych i jasnych dni.

Po pierwsze powinieneś rozpocząć od zmiany słownictwa, żeby móc inaczej myśleć i swoim interpretacjom nadawać pogodniejszy charakter, bardziej wyważony i obiektywny, w których znajdzie się też pochwała osób nieprzychylnych albo ideologicznie obcych. Gdy więc chciałbyś powiedzieć: Mam problem, który mnie przerasta, może lepiej powiedz: Muszę skupić się na rozwiązaniu zadania, które otwiera przede mną nowe perspektywy? Albo, gdy jesteś zmęczony, zamiast: Umieram ze zmęczenia, lepiej: Zużyłem energię, którą zregeneruję modlitwą, spacerem albo lekturą? Gdy w urzędzie jesteś zdenerwowany, zamiast podnosić na Urzędnika głos i próbować zmotywować go do pracy słowami: Ależ tu macie bałagan bądź: Czy Pan(i) w ogóle wie, o czym mówię?, może lepiej byłoby tak: Szkoda, że nie możemy tego szybko załatwić, ale ufam w Pana(i) dobre intencje

Po drugie jak najczęściej rozmawiaj sam ze sobą, o świcie radośnie i czule się witając, a o zmierzchu, życząc sobie dobrego snu. Jeśli zastanawiasz się, w jaki sposób, przypomnij sobie, że między innymi służy do tego modlitwa, która nie jest opowiadaniem Bogu o tym, o czym On wie. Poza tym chwal się nie tylko wtedy, gdy coś się udaje, ale także przy porażkach. Za co? Za wytrwałość i ochotę podjęcia kolejnej próby. Ciesz się sobą, swoim zdrowiem i dobrym samopoczuciem. Patrz na siebie z miłością i wtedy zawsze dziękuj Stwórcy za siebie i swoje życie.

Po trzecie, jeśli nie wierzysz, że ta duchowa praktyka ma sens i odnosi błogosławiony skutek, możesz powtórzyć doświadczenie p. Masaru Emoto, wielokrotnie opisane w literaturze. Nic nie szkodzi, że nie masz mikroskopu. Wystarczy, że najzwyklejszy ryż po ugotowaniu i ostudzeniu podzielisz na dwie porcje i wraz z taką samą ilością wody umieścisz w dwóch szklanych słojach (oczywiście czystych i wyparzonych, abyś nie miał wątpliwości, czy przypadkiem nie było w nich różnych bakterii). Następnie na jeden słój naklej albo napisz na nim słowa pozytywne (np. kocham cię, błogosławię, dziękuję, jesteś wspaniały, jesteś dobry itp.), a na drugim słowa negatywne (nienawidzę cię, jesteś zły, jakieś wyzwisko, jakieś złorzeczenie itp.). Możesz też na etykietkach umieścić obrazy, buźki (np. buźka uśmiechnięta i szczęśliwa oraz druga, wykrzywiona złością, smutna lub wściekła). Słoje umieść w spokojnym miejscu, ale w zasięgu wzroku. Przez następne dni, regularnie poświęcaj chwilę na „przywitanie się” ze słojami. Najpierw z „dobrym”, potem ze „złym”. Jeśli chcesz, możesz dołożyć trzeci słój, kontrolny, bez napisu, ignorowany, któremu w ogóle nie będziesz poświęcać uwagi. Obserwuj, co potrafią uczynić złe emocje, złe myśli i złe intencje. Będziesz zaskoczony tym, co zacznie się dziać mniej więcej po tygodniu w obu słojach z tym samym ryżem. Proponuję, abyś wpierw błogosławił „dobry” słój, a potem przeklinał drugi, ponieważ łatwiej przejść od pozytywnych emocji do złych, aniżeli odwrotnie.

Po przeprowadzeniu eksperymentu, uświadom sobie, co samemu sobie wyrządzasz patrząc w lustro, gdy każdego poranka przeklinasz siebie i swoje życie!

Po czwarte zapamiętaj, że  podświadomość, która dla Twego dobra przez cały czas pracuje na pełnych obrotach, nie słyszy zaprzeczenia, czyli „nie”. Po swojemu Cię kocha i chce, abyś przeżył i był szczęśliwy. Pracuje jednak według stałych wzorców i schematów, które utrwaliłeś swoimi wielokrotnymi myślami, emocjami, doświadczeniami, nawet nieświadomie „zaciągniętymi” przez Twoje komórki z pamięci komórek Twoich przodków. Jeśli świadomie nie wysyłasz jej nowych rozkazów, niczym kapitan z mostku kapitańskiego do maszynowni, ona będzie ślepo harować jak wół, jednak może narażać Cię na szkodę i krzywdę. Zatem świadomie koncentruj się tym, czego chcesz, a nie na tym, czego nie chcesz, albo na tym, jak chcesz się czuć, a nie na tym, jak się czujesz. Nie mów: Nie chcę byś smutny; nie chcę być chory, itp. Nawet podczas modlitwy nie proś o coś dobrego w stosunku do tego, co teraz przeżywasz, ponieważ tym samym po prostu sankcjonujesz i uznajesz za istniejące to, o zmianę czego prosisz. Po prostu zawsze mów: Jestem szczęśliwy, zdrowy, wesoły, itp. Nawet jeśli rzeczywiście doskwiera Ci coś, przecież możesz zacząć wypowiadać dobre słowa, które na pewno są prawdziwe: Bóg mnie kocha i błogosławi mi; jestem ochroniony; jestem Dzieckiem Boga. One zapoczątkują dobre emocje i nową jakość życia.

Po piąte na zawsze pożegnaj się ze słowami:

– nie mam czasu;

– nie potrafię;

– jestem do bani( kitu);

– życie jest ciężkie;

– nigdy / zawsze / wszyscy (te uogólnienia nie są prawdziwe); 

– nienawidzę;

– zastanów się nawet na tym, czy naprawdę musisz tak często, prawie za wszystko przepraszać?

Po co przyciągać cierpienie i nieszczęście, skoro wszystko można objąć dobrym słowem, czyli błogosławić? Ze względu na łaciński źródłosłów błogosławienie oznacza wypowiadanie dobrych słów. We własnym interesie powinieneś zatem zacząć błogosławić się dobrymi słowami i przestać przeklinać złymi.

Naucz się czegoś od whippeta na zdjęciu.

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *

20 − szesnaście =