Rozpoczął się adwent. Mało kto pamięta, że w rytualnej pobożności chrześcijańskiej jest nie tylko okresem przygotowań do Bożego Narodzenia, ale przede wszystkim rozpoczyna Nowy Rok. Pierwsza niedziela adwentu jest pierwszym dniem roku, tzw. liturgicznego. Dla mnie – wychowanego w cieniu kościelnej wieży i kołysanego do snu melodią kościelnych dzwonów (wciąż lubię nocne bicie domowych zegarów) – jest naprawdę duchowym początkiem nowego kresu. Sylwester nie ma dla mnie wielkiego znaczenia.
Pewnie dlatego przypomniała mi się jedna rodzina, jednak tak to u mnie bywa, że przypominają mi się zwłaszcza rodziny słów. Zatem do rzeczy. Gdy witamy bądź mianujemy nowy rok, używamy łacińskiej formuły: Anno Domini. Słowo anno należy do starej i szacownej rodziny. Np. w j. angielskim jest prababcią słowa annual (coroczny) albo anniversary (rocznica). Jednak schodząc po drzewie genealogicznym tej słownej rodziny odkrywamy, że praprababką słowa anno jest łacińskie określenie odbytu anus. Uważni zauważyli pewnie, że anus oznacza równocześnie starą, mądrą kobietę, która o ludziach i życiu wie wszystko. Na dalekiej Północy jej uosobieniem jest Annuluk, a w Biblii Anna, która w Jezusie rozpoznała Bożego uzdrowiciela. No i być może w tym miejscu mógłbym zakończyć tę zabawę, wszakże nie zapomniałem, że ta rodzina słów przyszła mi do głowy na początek nowego roku, więc pytam: Dlaczego?
No właśnie dlatego: FABULA ANILIS, co przetłumaczone na j. polski oznacza opowieść starych kobiet. Są takie historie, które nie przeszłyby przez usta wyrafinowanego starca/filozofa, czyli senexa, ale stara i wyzwolona kobieta, czyli anus, bez najmniejszego problemu opowie każdą historię, nawet brutalną albo obsceniczną (czyli świętą i proroczą – ob to semicki rdzeń, oznaczający czarownika/proroka), jeśli tłumaczy naturę życia i ludzkiej psychiki.
U progu nowego roku liturgicznego, pełnego duchowych symboli, czas na nową opowieść, która kolejny obrót 12 miesięcy życia uczyni potwierdzonym przez znaczenie i sens, tym bardziej że anus może też oznaczać pierścień i koło. Bez starej i mądrej Kobiety, która zna zapomniane historie, samą wiedzą senexa, mądrego filozofa albo teologa, nie odkryjemy znaczeń, nie nadamy sensu i nie opowiemy samych siebie na nowo!
Potrzebujemy tej Kobiety, aby nauczyła nas, w jaki sposób możemy tkać tkaninę życia opowieściami z dawnych czasów, umieszczonymi w kontekstach naszego świata, oraz jak posługiwać się językiem symboli. Potrzebujemy jej, abyśmy umieli mówić i rozumieć.
Język nie służy do komunikacji, a jeśli nawet, to jest to jego wtórne zadanie. Będąc wyrazem energii, która stworzyła świat, w pierwszym rzędzie język jest narzędziem, którym tkamy nić własnego życia. Odwołując się do przekonania fizyków, że elektrony mogą zachowywać się jak cząsteczki bądź jak fale, co jest zależne od sposobu obserwacji, można utrzymywać, że językiem, który jest nazwaniem obserwowanego, czynimy widzialnym to wszystko, co jest niewidzialne. Język jest boską siłą, której właściwe użycie czyni niewidzialną falę widzialną cząstką.
Jestem przekonany, że studiowanie języka, a więc także szeroko rozumiana wiedza z zakresu znajomości Biblii, czyli biblistyka, ma w pierwszym rzędzie umożliwiać nam zrozumienie samych siebie, życia i wszechświata. Bardzo ważna, o wiele istotniejsza od gramatyki oraz struktury języka, czyli męskiego (porządkującego) aspektu języka, jest wymowa (wokalizacja), czyli ta część energii języka, która ma naturę żeńską. W takim samym stopniu należy zwracać uwagę na wymowę, w jakim interesujemy się rdzeniami i etymologicznymi genealogiami. Każde podobieństwo w tym zakresie jest ważną informacją o bezpośrednim związku rozpatrywanych podmiotów, umożliwiającą rozumienie symboli i tworzenie nowych. Nawet niewielkie podobieństwo w wymowie wystarcza, aby podejrzewać istnienie jakiegoś związku pomiędzy słowami i odnajdywać wyjaśnienie natury rzeczy. Jednocześnie nie powinniśmy dłużej drżeć przed dyktaturą językoznawczej dogmatyki, która zabsolutyzowała gramatyczną strukturę języka, ale wytrwale poszukiwać takich związków między wypowiadanymi słowami, z których powstają nowe symbole.
Kto wie, czy najważniejszym i najskuteczniejszym narzędziem, którym można twórczo korzystać z języka, nie jest gra słów? Kobietom zawdzięczamy wymowę i melodykę języka. Wraz z nami wyszły z naszych macierzy (raczej nie z ojczyzn) i towarzyszą nam na drogach naszego życia. Sposób akcentowania i śpiewność jest darem, przekazanym nam przez nasze Babcie, a w nich przez starą Kobietę, obojętnie czy zwaną Anus, Annuluk czy Anna. W chwili, w której pojmuje się, że słowa blisko są związane z opisywanymi przez nie istotami i rzeczami, oraz że podobieństwa między wyrazami nie mogą być przypadkowe, zaczyna się zrozumienie, że odzwierciedlają naturalny związek i subtelne powiązania na poziomie metafizycznym.
Dlatego radzę powrót do starego poglądu, że symbole nie są mało wartościowym narzędziem nadawania sensu, nieudolnie zastępującym słowa, ale tak naprawdę to właśnie słowa, nie tylko przez znaczenie, które posiadają, ale też przez sposób wymowy i dzięki temu, co poruszają w naszej psychice, służą temu, aby z ich pomocą powstawały pełne mocy symbole, dzięki którym niewidzialne staje się widzialnym. W moim przekonaniu to jest najistotniejsza i zapewne jedynie zasadna praca teologiczna (modlitewna) o charakterze kapłańskim. Symbolizując, informację zawartą w niewidzialnym polu uniwersalnej świadomości teologia czyni widzialną cząsteczką ludzkiego świata. Słowa są nićmi a symbole czółnem, które odpowiednio wprawione w ruch tka tkaninę (teksturę i tekst) doświadczanej rzeczywistości.
Bez mądrości anus, starej Kobiety, która polegała na tworzeniu i właściwym wykorzystywaniu symboli, i łączenia jej ze współczesną nauką, zwłaszcza fizyką, hermeneutyka i teologia nie zaoferują nam już niczego specjalnie nowego, a tym samym nasza cywilizacja zastygnie na komunikacyjnym poziomie wymiany doświadczeń, tracąc zdolność uczestniczenia w boskim dziele tworzenia.
Filozofia i teologia, senex i biskup nie uzdrawiają psychiki i nie naprawiają cywilizacji, ponieważ stracili kontakt z starą, obsceniczną, pełną dystansu i humoru, brutalną i czułą anus. Interpretują, ale nie tworzą symboli. Znają się na strukturze, ale nie potrafią mówić w taki sposób, żeby język był melodią DNA, rytmem serca i pulsem duszy. Zdobywają wiedzę, ale nie poddają się ruah (tchnieniu Ducha), która czyni z niej mądrość życia. Potrafią oślepiać w pełnym blasku słońca (erudycja), ale boją się odbijać światło nocą, w blasku księżyca, w godzinie chaosu i reformacji, gdy mądra prababka wszystkich Babć, stara Annuluk, snuje opowieści, które rozczłonkowaną psychikę zbierają w całość i na powrót ożywiają. Nie ma w nich prorokini Anny, która doskonale wyczuwa moment, w którym trzeba przyjść do świątyni serca, aby wielbić Boga wobec wszystkich, oczekujących odkupienia, ocalenia i uzdrowienia.
Mój adwent jest czasem FABULA ANILIS.