Medytacja – śpiew intuicyjny – medytacja dźwięku gongu

Spotkanie z Dorotą Pasalską – Najdek 24 i 25 maja w Simoradzu

Dorota medytuje systematycznie, stosując różne techniki.

Dwukrotnie brała udział w sześciodniowych medytacjach/ pudżach z mnichami buddyjskimi w klasztorze w Nepalu.

Jest pionierką medytacji dźwięku w Polsce, autorką licznych eventów i warsztatów, w tym śpiewu intuicyjnego, w wielu krajach Europy.

Aktualnie prowadzi regularne warsztaty medytacji dźwięku gongu i innych instrumentów archaicznych, wprowadzając elementy śpiewu.

W trakcie spotkania Dorota przedstawi siebie, opowie o swoich podróżach, poprowadzi nas w śpiewie intuicyjnym oraz przedstawi swoją książkę, zatytułowaną  „Medytacja, czyli o odkrywaniu siebie krok po kroku”, która stanowi poradnik pracy z sobą i zawiera mnóstwo praktycznych wskazówek oraz inspiracji. Książka napisana jest lekko, miejscami z humorem.

Poniżej kilka słów, które Dorota napisała o śpiewie intuicyjnym. Jestem pewien, że zaintrygują Was i zachęcą, żeby spotkać się z ich Autorką:

„Śpiew intuicyjny jest naturalnym potencjałem każdego człowieka. Zatraciliśmy tę umiejętność, tak jak zatraciliśmy wiele potencjałów gloryfikując nadmiernie intelekt, naukę, wiedzę itp. co doprowadziło do bagatelizowania, ośmieszania i wypierania takich wartości jak magia (kontakt z Naturą), przeczucia, czy zabawa. Oceniający umysł wytworzył w nas złudne przekonanie, że co łatwe, proste i przyjemne, to niepoważne i niewarte rozwijania. Przewrażliwił na oceny innych. Powoli zawładnął wszystkimi dziedzinami życia, którego nadrzędnymi, a czasem jedynymi celami są: dążenie do perfekcji i zachowanie poczucia bezpieczeństwa.

Dążenie do perfekcji, do tego by nasz głos był wyjątkowy, piękny, by występując na scenie olśniewać tysiące fanów, to pułapka i jeśli od tego zaczynamy i na tym się skupiamy, to blokady, które stworzymy sobie na wejściu mogą okazać się nie do pokonania. A przecież śpiewanie to czynność tak prosta i naturalna jak… mówienie.

Pamiętam jeszcze czasy, kiedy na wsi śpiewanie było powszechnym zjawiskiem. Nikt nie przejmował się jaki głos ma on, czy sąsiad. Podczas każdej, zwykłej czynności: prac polowych, żniw, darcia pierza czy deptania kapusty, a także podczas ceremonii, jak wesele czy pogrzeb- ludzie śpiewali. Jeszcze wcześniej, w naszej słowiańskiej tradycji, te zaśpiewy to były proste frazy improwizowane na wiele różnych sposobów. Co im to dawało? Poczucie więzi z innymi ludźmi, z Naturą, z Kosmosem, z Bogiem. Sprawiało, że czuli się szczęśliwi.

Jeszcze coś. Śpiewaniem można było wpływać na Rzeczywistość. Sprawiać, by nasze życie było lepsze, by toczyło się tak, jakbyśmy pragnęli, by przywołać do niego miłość i radość. To wszystko współczesny człowiek zatracił. Śpiewanie zaczęło służyć występom na scenie, dla innych. Muzyk ma być profesjonalistą, perfekcyjnie wykonującym czyjś utwór. To nic złego. Ale nawet muzykom profesjonalnym przyda się śpiew intuicyjny- do zdobycia umiejętności improwizacji, którą w pogoni za perfekcją zwykle tracą, niekiedy bezpowrotnie.

Czasem jest tak, ze aby zmienić coś w swoim życiu- trzeba zmienić wszystko. Bo to „coś” dotyka spraw fundamentalnych i zmiana tego, powoduje zmianę całej reszty. To twierdzenie bardzo pasuje do zjawiska, jakim jest „śpiew intuicyjny”. Tu nie da się do jednego, czy drugiego stylu muzycznego dodać śpiewu intuicyjnego. Nie da się nauczyć czegoś nowego,

by dołożyć to do reszty, której już się nauczyliśmy. Tu raczej trzeba wszystko, co znane odłożyć na bok i wrócić do samych korzeni, do Źródła. I wtedy okazuje się, że nie talentu nam brakuje i nie to decyduje o naszym śpiewie. Brakuje nam odwagi. Bo tej potrzeba, by być gotowym na zmiany. Na przewartościowanie wszystkiego, czym nasz umysł nasiąknął. Śpiew intuicyjny to wolność, o której w codziennej walce już zapomnieliśmy”.

Spotkajmy się 24 i 25 maja 2025 r. w Simoradzu

SOBOTA       – śniadanie o 9.00

                       – zajęcia od 10.00 do 14.00

                       –  obiad o 14.00

                       – zajęcia od 15.00 do 18.00

                       – kolacja o 18.00

NIEDZIELA  – śniadanie o 9.00

                       – zajęcia od 10.00 do 14.00

                       – obiad o 14.00

Koszt z noclegiem z soboty na niedzielę, dwoma obiadami, sobotnią kolacją i niedzielnym śniadaniem = 480 zł.

Koszt uczestnictwa bez noclegu, ale z sobotnim obiadem i kolacją oraz z niedzielnym obiadem (bez niedzielnego śniadania) = 400 zł.

Możliwy jest pobyt od piątku. Cena wzrasta wówczas o 120 zł (w cenie kolacja w piątek i śniadanie w sobotę).

Serdecznie zapraszam wszystkich, nie tylko tych, którzy mają się za Przyjaciół Akademii Świadomego Życia.

Adres: Simoradz, ul. Sienna 37.

Zgłoszenia: mju@escobb.com.pl;tel. 660 783 510

Ojcowie i synowie – męski krąg inicjacji

27 sierpnia do 1 września – Sorkwity na Mazurach

Mężczyzna upodabniający się wpierw do matki, potem do ojca, następnie do partnerki, kolegów, partii, Kościoła, nie mający swojego wewnętrznego świata, nie znający siebie, nigdy nie poczuje swojej siły, a za­tem nigdy nie wniesie w te rzeczywistości swojego indywidualnego i odrębnego dobra, bo go nie rozpozna.

Wyodrębnieniu i ukształtowaniu się męskości dawniej służyły rytuały inicjacji, umożliwiające wyjście z domowego kręgu (poczucia bezpieczeństwa, które zapewnia mama) i spotkanie z męską siłą. Jednak współczesne społeczeństwo nie stosuje skutecznych rytuałów przejścia, a sami mężczyźni stworzyli sobie wygodne, jednak nieprawdziwe mity, uznając, że dzięki nim są w stanie dobrze funkcjonować. To są przekonania, wyobrażenia, wzorce i schematy kulturowe, w których mężczyźni stają się sobą nie przez samopoznanie, dyscyplinę oraz indywidualizację, ale przez upodobnienie, bezpieczną poprawność (prawilność) oraz przyjęcie tożsamości grupowej.

Mężczyźni powinni się od nich uwalniać. Temu ma służyć inicjacja, która niekoniecznie powinna przypominać stare zwyczaje, gdy porywano chłopca i zadawano mu ból, aby stawał się dziki i był zdolny do spotkania się z własnym, męskim duchem. W języku religijnym mamy tutaj raczej mowę o świadomości męskiej indywidualności oraz dojrzałości do kochania.

Synowie potrzebują ojców, żeby ich podziwiać, utożsamiać się z ich męską siłą i uczyć, że prawdziwa męskość na swojej drodze zawsze ma doświadczenie agonii, czyli spotkanie z własnym cieniem, które nie należy do przyjemnych. Bajki często mówią o tym, że jest to walka na śmierć i życie. Na początku wcale nie jest pewne, czy boha­ter wyjdzie z niej zwycięsko. Biblijny Jakub też nie zwycięża, ale jego przeciwnik okazuje się być aniołem Bożym. Przez anioła Bóg daje Jakubowi błogosławieństwo i nowe imię. Odtąd nie będzie się już nazywał Jakub „oszust”, lecz Izrael „ten, który kłócił się z Bogiem”. Znakiem przemiany Jakuba jest przetrącono biodro. Odtąd już  zawsze będzie uty­kał. Dlatego musi wolniej i uważniej iść przez życie. Musi go­dzić się z tym, czego doświadczy. Właśnie jako ranny w walce wojownik Jakub stanie się ojcem rodu Izraela.

Mężczyzna nie potrafi zostać prawdziwym ojcem, jeśli wpierw nie zmierzył się z własnym cieniem. Ten, kto uważa, że może spokojnie przejść przez ży­cie, nie konfrontując się z nim, będzie przenosił swój cień na syna. Nie będzie potrafił zobaczyć go takimi, jakim jest w rzeczywistości. Raczej będzie go postrze­gał przez pryzmat swoich potrzeb i namiętności.

W ojcostwie najważniejsze i najcenniejsze jest to: 

– ojciec jest sobą i działa poprzez słowo, matka poprzez emocje;

– ojciec składa w ofierze swoje ideały i roszczenia wobec dzieci, a nie swoje dzieci;  w prawdziwym ojcostwie idzie o re­zygnację z prawa do własności dziecka;

– ze stawaniem się mężczyzną wiąże się bycie ojcem, nieza­leżnie od tego, czy jest się ojcem biologicznym dla synów i có­rek, czy chodzi tylko o ojcostwo duchowe. Być ojcem oznacza wspieranie, przekazywanie radości życia, dawanie oparcia, by dziecko odważyło się wziąć los w swoje ręce. Kiedy ojciec jest blisko, synowie i córki mają odwagę popełniać błędy. Wie­dzą, że ojciec ich za to nie będzie winił. Mogą do niego przyjść, kiedy zbłądzą. Ojciec nie zatrzymuje swoich dzieci. Wypuszcza je w świat, ale trwa przy nich. Dzieci wiedzą, że zawsze mogą wrócić, żeby znaleźć w nim oparcie, pomoc i po­cieszenie, gdy będą tego potrzebowały;

– ojciec pomaga dziecku na­rodzić się po raz drugi, już nie tylko opuścić łono matki, ale wyzwolić się z relacji całkowitej zależności od niej, co jest niezbędne do prawidłowego rozwoju fizycznego i psy­chicznego. 

Ojców, którzy mają synów w wieku od 8 do 14 lat i chcieliby darować im siebie, wspólny czas, uwagę i wszystko, co tylko starszy mężczyzna może dać młodszemu, w ostatnie dni wakacji zapraszam na Mazury, do Sorkwit, na męski krąg inicjacji.

Synowie potrzebują was i czekają na was. Każda chwila wspólnie przeżyta z nimi zaprocentuje w ich dorosłym życiu poczuciem mocy i sprawczości, satysfakcji z bycia mężczyzną, wreszcie dojrzałą miłością, ochraniającą to, co słabe, i dającą siebie. 

Zapraszam do DOMU POJEDNANIA w Sorkwitach, przy ul. Plażowej 3. Zakwaterowanie w pokojach 2-osobowych.

Inwestycja z 3 posiłkami dziennie (także wieczornym w dniu przyjazdu i dwoma w dniu odjazdu) to 1350 zł od osoby.  

ZGŁOSZENIA:

mju@escobb.com.pl

tel. 660 783 510

Śmierć w domu Przyjaciół

Większość z nas zna tę scenę. W Betanii umiera Łazarz.

Jezus lubi tamto miejsce. Czy tylko dlatego, że ma tam Przyjaciół, których miłuje? A może z powodu ich gościnności? Ostatecznie, kto wie, może ma tam coś do załatwienia? Pewnie każdy z tych powodów jest dobry, aby odwiedzać Martę, Marię i Łazarza.

Raptem dowiaduje się, że Przyjaciel choruje, a siostry pozostają w napięciu…

Czekają, wyglądają, niecierpliwią się. Przyjdzie uzdrowić Przyjaciela? Zdąży przed śmiercią? Czy na pewno chce coś zrobić? 

Jezus reaguje dziwnie. Zupełnie nie według naszych standardów i oczekiwań: „A Jezus miłował Martę i jej siostrę, i Łazarza. A gdy usłyszał, że choruje, został jeszcze dwa dni na miejscu, gdzie przebywał”.  Kocha całą Trójkę, więc pozostaje z dala i nie spieszy z pomocą. Z miłości pozwolił umrzeć!  

Naprawdę, tak wygląda miłość? Komuś, coś się nie poprzestawiało?

To jest oczywiste, że nikt z nas nie czekałby ani minuty, żeby zdążyć, działać i ocalić przed śmiercią. Czy to oznacza, że my nie naśladujemy Jezusa?

Szokujące świadectwo o Jezusie. No, ale skoro tak sprawy się mają, może Jezus ma jakiś powód? W końcu tajemniczą wypowiedzią coś sugeruje: „Ta choroba nie jest na śmierć, lecz na chwałę Bożą, aby Syn Boży był przez nią uwielbiony”.

Wpierw wydaje się, że rozdęte EGO Jezusa chce wykorzystać nieszczęście Przyjaciół dla własnego marketingu i gdyby nie druga część opowiadania o wzbudzeniu Łazarza ze śmierci, rzeczywiście byłoby można tak pomyśleć. Jednak przy grobie zdarzyło się coś, co zadziwia. Co każe z pokorą pomyśleć o miłości i z zachwytem o śmierci.

Usunęli więc kamień, gdzie leżał umarły. A Jezus, wzniósłszy oczy w górę, rzekł: Ojcze, dziękuję ci, żeś mnie wysłuchał.A Ja wiedziałem, że mnie zawsze wysłuchujesz, ale powiedziałem to ze względu na lud stojący wkoło, aby uwierzyli, żeś Ty mnie posłał. A gdy to rzekł, zawołał donośnym głosem: Łazarzu, wyjdź!I wyszedł umarły, mając nogi i ręce powiązane opaskami, a twarz jego była owinięta chustą. Rzekł do nich Jezus: Rozwiążcie go i pozwólcie mu odejść”.

Bywa, że zrozumienie zawdzięczamy temu, co dzieje się na końcu: „Rozwiążcie go i pozwólcie mu odejść”.

Przychodzimy na świat, jednak nasze dusze krępowane są opaskami iluzji rodziców o kochanym dziecku, sióstr o bracie, małżonków o sobie, parafian o księdzu, itp. Dusimy się pod opaską, ukrywającą prawdziwą twarz.

Ktoś nakłada nam ją na twarz, abyśmy nie byli sobą i nie szli własną drogą. Ktoś nie pozwala nam iść…

Marta i Maria nie mają mężów. Dziwne, wręcz szokujące w kulturze, apoteozującej małżeństwo i macierzyństwo. Łazarz też nie ma żony? O co chodzi? Cóż to za dziwne rodzeństwo? A może Marta z Marią po prostu nie pozwalają Łazarzowi iść własną drogą życia? Nie mając mężów, zatrzymały Go?

Jezus kocha całą Trójkę, więc nie spieszy się. Z miłości nie chce cementować tej relacji. Czeka, aż Przyjaciel zacznie cuchnąć, to znaczy raz na zawsze dla Sióstr stanie się martwy. Dopiero wtedy będzie mógł zacząć żyć dla siebie: „Rozwiążcie go i pozwólcie mu odejść”. Wszystko z miłości.

Przychodzimy, aby iść własną drogą życia i mieć twarz, to znaczy być sobą. Tymczasem począwszy od pierwszego dnia życia wszyscy, którzy nas kochają, obwiązują  nas opaskami śmierci, bo nie chcą nas stracić. Boją się, że odejdziemy, usamodzielnimy się, znikniemy z pola widzenia. Rodzicom i nauczycielom wydaje się, że lepiej znają naszą twarz, niż my sami. Pozbawieni jej, okryci całunem, nie potrafimy nabierać powietrza pełnymi piersiami, dusimy się i zaczynamy bać o życie.

W końcu nadchodzi śmierć. Jezus z miłości spóźnia się, aby dusza mogła znowu nabrać powietrza i odejść swoją drogą.

Śmierć nigdy nie jest za wcześnie. Jezus nigdy nie przychodzi za późno. Ponieważ nas kocha, pomaga nam być w ciągłym ruchu.

Marta z Marią nauczyły się, że kto kocha, odwiązuje opaski, służące do wiązania trupa, i zdejmuje całun z twarzy, aby każdy mógł mieć własną twarz. Nic większego i piękniejszego na Bożą chwałę nie mógł w Betanii uczynić  Jezus.

Z miłości do naszych bliskich często sami dostosowujemy się, żeby nie skrzywdzić, nie urazić, zadowolić, doczekać się uśmiechu, aprobującego nasze wybory i zachowania. Rezygnujemy z własnej twarzy i ukrywamy pod całunem śmierci. Jesteśmy martwi, więc przychodzi Przyjaciel i pyta o nas: „Gdzie go położyliście? Rzekli do niego: Panie, pójdź i zobacz.I zapłakał Jezus. Jezus płacze, że dobrowolnie się zawiązujemy i pozbawiamy twarzy.

Życie na ziemi jest dla nas trudną lekcją. Jej najważniejszym celem jest odnalezienie własnej twarzy. A twarz jest zwierciadłem duszy, jej obrazem. Przychodzimy, aby odnaleźć własną duszę i pójść drogą, której krótkim fragmentem jest życie na ziemi.

Nie dziwmy się Jezusowi, że celowo spójnia się do domu Przyjaciół, ponieważ Jego dziełem jest prowadzenie każdego drogą Bożą, drogą życia, drogą naszych dusz. Jezus mówi nam: Uwolnijcie Zmarłego i pozwólcie Mu odejść, żeby mógł być sobą.

Pożegnanie boli i jest smutne. Jednak łzy są rzeką życia, po wejściu do której oczyszczona dusza znowu podnosi się do dalszej drogi. Śmierć jest na Bożą chwałę.

Zmarłych uwalniajmy z naszych wspomnień. Nie miejmy im za złe, że odchodzą. Wybaczajmy im, radujmy się ich wolnością i żegnajmy z nimi. Oni idą swoją drogą, my idziemy swoją. Każdy idzie własną. Czasem tylko przez chwilę, tylko przez jeden dzień, tylko przez 3o lat idziemy obok siebie. Ostatecznie zawsze idziemy samotni.

Nasza śmierć też jest na Bożą chwałę. Umieramy, aby nie dusić się iluzjami na własny temat i móc odważnie nabierać powietrza w płuca. Umieramy, abyśmy szli własną drogą  i spokojnie, ufnie byli sobą. 

JESTEM

Od 4 do 6 kwietnia zapraszam do Malborka

W dniach od 4 do 6 kwietnia odbędą się kolejne warsztaty w przestrzeni Jankho w Malborku. Będzie to event pełen wiedzy, wykładów, rozważań, ruchu, tańca i kąpieli w dźwiękach.

Przed rokiem przerabialiśmy w Malborku podstawy duchowego uzdrawiania. Doświadczyliśmy nawet praktycznych skutków duchowej praktyki. Czas na kolejny krok, który nazywa się uwolnieniem. W duchowej praktyce liczy się tylko jedno działanie, a mianowicie wytrwałe szukanie siebie w Królestwie Miłości, Życia i Światłości poza swoim ego, bo ono – wbrew pozorom – nie pragnie uwolnienia. Wszechobecność i moc Życia znajduje się we wszystkim, ponad wszystkim i wszystko przenika. Także człowieka, który ma udział w tej obecności i mocy. Kto wytrwale szuka wreszcie znajduje, a właściwie zostaje znaleziony przez tę obecność i moc, której na imię JESTEM.

JESTEM jest przywoływaniem Nieskończonego Życia, obecnością Nieskończonej Świadomości i afirmacją człowieczeństwa, które ma udział w Królestwie Miłości, Życia i Światłości. Przez doświadczenie JESTEM człowiek zawiera przymierze ze swoim życiem, miłością, mądrością, mocą, świadomością i obecnością. To właśnie jest ten najważniejszy moment uwolnienia do prawdziwej obecności i mocy działania. Wtedy zaczynają dziać się cuda. Wtedy działanie nie jest potrzebne, bo nikt z nas sam z siebie nie potrafi czynić cudownych rzeczy poza JESTEM. Wtedy nowy sposób życia, w obecności i mocy JESTEM, staje się nowym sposobem działania przez bycie świadkiem JESTEM, które uwalnia z mocy świata, zła i pożądliwości. Niewolnik działania walczy, mozoli się, trudzi i ponosi porażki. Wolny świadek JESTEM odkrywa prawdziwą rzeczywistość, której nie przysłaniają ziemskie iluzje i ogląda wspaniałe zmiany.

Ludzie chwały – rekolekcje pasyjne u Tęczowych Społeczników

Łódź – 22 i 23 marca

Zapraszam bardzo serdecznie na kolejne rekolekcje pasyjne u Tęczowych Społeczników. Temat rekolekcji to LUDZIE CHWAŁY – duchowe drogi budowania poczucia własnej wartości.

Oprócz mnie rozważania będą mieć:
ks. Jacek Zdrojewski (Kościół polskokatolicki)
ks. Andrzej Partyka (Kościół rzymskokatolicki)

Jest wielu ludzi, którzy starają się służyć Bogu jak mogą, natomiast przez innych chrześcijan bywają notorycznie krytykowani. Jeżeli bowiem któryś z chrześcijan zostaje przez Boga wywyższony i obdarowany chwałą inni chrześcijanie od razu podejmują śledztwo, podejrzewając naganne zachowania.
Jeżeli sportowiec podpisze kontrakt na 100 mln dolarów to nikogo to nie dziwi i nikt w tym nie doszukuje się drugiego dna. Jeżeli jednak komuś z Kościoła (parafii, zboru) się powodzi, natychmiast znajdują się „chrześcijanie”, którzy to krytykują.
Poza Kościołem nie mamy problemów z wywyższaniem innych, więc ludzie często opuszczają swoje wspólnoty, aby odczuć, że zależą jedynie od Bożej łaski, a ich życie należy do nich, więc nie podlega ludzkiej ocenie. Chcą doświadczyć życia w chwale, a nie w potępianiu, obawach, pozbawianiu czci i poczucia wartości.
Gdy o kimś mówimy, że jest rewelacyjny, to we współczesnym języku trafnie tłumaczymy biblijną chwałę, w przeciwieństwie do rozumieniu chwały jako przebywania w jakimś bliżej niesprecyzowanym obłoku. Widząc kogoś, kto robi coś w taki sposób, że to po prostu jest nie do powtórzenia, to właśnie to jest chwała.
Chwała to biblijne słowo na określenie bycia rewelacyjnym.
Jezus zniósł mękę krzyża dla radości, która została dla Niego przygotowana przez Ojca (zob. Hbr 12,1-2). Dlaczego więc przez tysiąclecia znakiem rozpoznawczym chrześcijaństwa jest tylko krzyż, a nie otwarty grób?
Wielu mówi, że gdyby nie krzyż dalej żylibyśmy w grzechu, i to jest prawda, ale trzeba dopowiedzieć, że gdyby nie zmartwychwstanie bylibyśmy co prawa bezgrzesznymi, ale MARTWYMI! Jaki byłby w tym sens, żeby być bezgrzesznym, ale martwym?
Większość chrześcijan niestety cechuje mentalność cierpiętnictwa. Identyfikują się tylko z bólem zamiast z dobrodziejstwem, płynącym z bólu (Błogosławieni, którzy się smucą, albowiem oni będą pocieszeni – Mt 5,4). Tworzymy kulturę, w której ciężko stać się osobą pełną chwały, ponieważ przeciwstawiamy się ludziom, żyjącym w takiej chwale. Są podejrzani.
Tymczasem to Boża chwała przyciąga całe narody! Czy domyślamy się, co się stanie, gdy osiągniemy jedność w Duchu Świętym? Gdy będziemy jednym z Bogiem? Stanie się coś takiego, że przestaniemy opowiadać Ewangelię często wbrew woli słuchaczy, którzy boją się chrześcijańskiego cierpiętnictwa. Wtedy już nie słowa, ale nasze codzienne życie stanie się zachętą i zaproszeniem do słuchania i przyjęcia Dobrej Wiadomości o zbawieniu, ponieważ będziemy przyciągać ludzi swoim życiem, postępowaniem, uśmiechem i szczęściem
Jako chrześcijanie powinniśmy z całych sił zabiegać o Bożą chwałę, objawiającą się nad nami i nad naszym życiem, ponieważ im więcej Bożej chwały będziemy objawiać, tym będziemy bardziej atrakcyjni dla świata!

Nabożeństwo Drogi Krzyżowej – Drogą Ciszy

Historię powstania Nabożeństwa Drogi Krzyżowej datuje się na rok 1741. Jest to nabożeństwo o charakterze adoracyjnym oraz pokutnym, obce ewangelickiej pobożności, niemniej organizujemy je ze względu na ekumeniczny charakter rekolekcji. W tradycyjnym Nabożeństwie Drogi Krzyżowej występują stacje, których w Piśmie Świętym brak, na przykład Święta Weronika ocierająca twarz Jezusa Chrystusa. Zatem, by uniknąć “kłopotliwych” stacji, wybraliśmy te stacje Drogi Krzyżowej, które są biblijne i zostały wskazane przez biskupa Rzymu, Benedykta XVI.

  • Stacja I – Agonia Jezusa w Ogrodzie Oliwnym (Iwona Rudnicka, Kościół rzymskokatolicki)
  • Stacja II – Zdrada Judasza (Janusz Komorowski, Kościół rzymskokatolicki )
  • Stacja III – Jezus skazany na śmierć przez Sanhedryn (Mariusz Ławnik, Kościół ewangelicko-augsburski )
  • Stacja IV – Trzykrotne wyparcie się Jezusa przez Piotra (Iwona Rudnicka, Kościół rzymskokatolicki)
  • Stacja V – Jezus osądzony przez Poncjusza Piłata (Marek Uglorz, Kościół ewangelicko-augsburski )
  • Stacja VI – Ukoronowanie koroną cierniową (Jacek Zdrojewski, Kościół polskokatolicki)
  • Stacja VII – Jezus bierze na ramiona krzyż (Marek Uglorz, Kościół ewangelicko-augsburski)
  • Stacja VIII – Szymon z Cyreny pomaga nieść krzyż Jezusowi (Agnieszka Raczyńska, Kościół rzymskokatolicki)
  • Stacja IX – Jezus spotyka kobiety (Andrzej Partyka, Kościół rzymskokatolicki)
  • Stacja X – Ukrzyżowanie Jezusa (Jacek Zdrojewski, Kościół polskokatolicki)
  • Stacja XI – Jezus obiecuje Raj dobremu łotrowi (Janusz Komorowski, Kościół rzymskokatolicki)
  • Stacja XII – Spotkanie Jezusa z Matką, stojącą pod krzyżem (Przemysław Dańda, Kościół rzymskokatolicki)
  • Stacja XIII – Śmierć Jezusa na krzyżu (Marek Uglorz, Kościół ewangelicko-augsburski )
  • Stacja XIV – Złożenie Jezusa do grobu (Agnieszka Raczyńska, Kościół rzymskokatolicki)
  • Stacja XV – Zmartwychwstanie Mistrza z Nazaretu – Jezusa Chrystusa

Plan rekolekcji:

22 marca, sobota
o godzinie 14:00 obiad
o godzinie 16:00 rozważanie rekolekcyjne z dwóch ambon
o godzinie 18:00 Eucharystia wg liturgii luterańskiej (kazanie ks. Andrzej Partyka – KRK)
o godzinie 20:00 Biblijna Droga Krzyżowa (Ekumeniczna) – ul. Kutnowska 11, Łódź
Hostel Interwencyjny Tęczowych Społeczników

23 marca, niedziela
o godzinie 07:00 wyjazd do parafii Polskokatolickiej Świętej Rodziny, ul. Limanowskiego 60, Łódź
o godzinie 08:00 rozważanie rekolekcyjne z dwóch ambon
o godzinie 10:00 Eucharystia wg liturgii starokatolickiej
o godzinie 13:00 obiad u Tęczowych Społeczników- ul. Kutnowska 11, Łódź
Hostel Interwencyjny Tęczowych Społeczników

Nie płacz – Duszo – tańcz

Pozdrawiam Cię, Duszo.

Powiedz mi, Duszo, dlaczego namawiasz mnie do walki?

Czy też przyszłaś na ziemię, aby walczyć? O co walczysz?

Skoro przyszłaś z domu wiecznego Rodzica, ze źródła Światła i Miłości, co daje Ci walka? Czy walcząc, nauczysz się na ziemi czegoś większego, piękniejszego, lepszego?

Powiedz mi, Duszo, dlaczego uważasz, że wojna rozwiązuje wszystkie problemy?

Czy tam, skąd przyszłaś, wojna służy do rozwoju i osiągania doskonałości?

Powiedz mi, Duszo, jak znajdujesz powrotną drogę do domu?

Nie gubisz się w gąszczu polemiki, pod kanonadą racjonalnej amunicji i pod ostrzałem niekończących się ocen, oskarżeń, rozkazów i gróźb?

Duszo, dlaczego przygarbiona, mniejsza, brzydsza, smutniejsza, niż w rzeczywistości, przysiadłaś przy ciepłym sercu?

W innych miejscach jest Ci zimno?

To jak znajdziesz drogę do domu? Jak wrócisz?

Chcesz umrzeć na obczyźnie, z dala od swoich?

Duszo, czego się boisz?

Rozum, który nie chciał mnie do Ciebie wpuścić i wejście ciałem zasłaniał, oświadczył, że najważniejsza jest władza, prestiż, szacunek, poczucie bycia ważnym, więc On tego pilnuje. A Ty, taki Kopciuch przy piecu? Ciebie można się tylko wstydzić. Jesteś zbyt czuła, wrażliwa, delikatna, miłosierna, prawdziwa w swoim płaczu.

Nie wolno Cię pokazywać światu, żeby nie stracić miejsca w pierwszym szeregu twardych i nieustępliwych wojowników o lepszą przyszłość; nie zostać wyśmianym w gronie Dowódców – psychopatów.

Masz cicho siedzieć przy piecu i dbać, żeby w domu nie zrobiło się zimno.

Duszo, dlaczego płaczesz?

Jesteś piękna, gdy nieśmiało uśmiechasz się kącikami oczu i z czoła niezdarnie odgarniasz kosmyki włosów…

Jesteś piękną Panią.

Jesteś Kochanką.

Przyszłaś, aby kochać.

Gdzie schowałaś czerwone korale?

Rozum Ci zabrał, bo wystraszył się miłości?

Gdzie masz białą suknię?

Rozum podarł na bandaże, bo nie potrafi tańczyć i woli walczyć?

Gdzie masz czarną torbę akuszerki, pełną błogosławieństw z rodzicielskiego domu?

Rozum zamienił na raportówkę z rozkazami na front?

Słyszysz Duszo?

Właśnie wybiła godzina radości i wesela.

Duszo wstań i przygotuj się na weselną ucztę, tańce, zabawę i śmiech.

Zamiast czerwonych korali ubierzesz naszyjnik z pereł.

Każda z nich powstała z jednej łzy cierpienia. Dużo się napłakałaś, więc długi naszyjnik na Ciebie czeka.

O białej sukni zapomnij.

Czeka złota, jaśniejąca Twoim pochodzeniem, boską godnością.

Wszyscy się dowiedzą, skąd przyszłaś i kim jesteś.

Czarna torba akuszerki niech służy na listy, pisane z frontu do matek o śmierci ich dzieci.

Ty, Duszo, nie potrzebujesz ani torebki na skarby, bo sama nim jesteś, ani do przechowywania tragicznych wiadomości, bo sama jesteś wiadomością z innego świata. Duszo, przypomnij sobie, kim jesteś!

Jesteś wiadomością o świecie bez łez, bólu, cierpienia i śmierci, bez walki i wojny!

Jesteś wiadomością o świecie miłości, radości, pokoju i światła.

Wyjdź z więzienia.

Nie pozwól rozumowi trzymać Cię pod kluczem.

Ciało dłużej nie będzie zagradzać drogi na wolność.

Duszo wyjdź i zatańcz.

Zaproś do miłości, wiecznej ekstazy, w której ginie rozum i ego.

Zauważenie – uważność – widzenie

1.

W Starym Testamencie jednym z ważniejszych imion Boga jest imię „El Roi” (Widzący Bóg albo: Ten, który mnie widzi). Tekstem, w którym Bóg został tak nazwany, ważnym dla tematu, jest biblijne opowiadanie o Hagar na pustyni (przeczytaj koniecznie 1 Mż 16,1-13).  

Dzięki temu, że Bóg nas widzi, możemy przeżyć kryzys i nie zginąć, pomimo tego że sami jesteśmy sprawcami swojego nieszczęścia, jak miało to miejsce w życiu Hagar.  

Boży wzrok jest zwierciadłem, w  którym dostrzegamy samych siebie. W tym spojrzeniu możemy zadać sobie pytanie: Skąd przychodzę i dokąd idę? (1 Mż 16,8).  To znaczy: Jakiego dziadostwa w życiu narobiłem, że teraz grozi mi nawet śmierć? Czy uniknięcie konsekwencji własnej niegodziwości na pewno jest warte wstąpienia na drogę, która wiedzie ku śmierci?  

Boże zauważenie człowieka ratuje go przed konsekwencjami grzechu. Jest początkiem własnego zauważenia, a więc uważności na samego siebie (wybory, decyzje, działania i drogę życia). 

2.

Jezus z Nazaretu też zauważa i w tym objawia się jako „Boże oczy”. Najtrafniejsze opowiadanie o zauważeniu przez Jezusa to historia o Zacheuszu (przeczytaj koniecznie Łk 19,1-10).   

Zacheusz, mały człowiek (a najpewniej mężczyzna, zakompleksiony z powodu nikłego wzrostu, który kompensuje sobie mały wzrost dużym dochodem), chce zobaczyć Jezusa, który najpewniej mu imponuje. Wdrapuje się na drzewo i sam zostaje zauważony. Dzięki temu Jezus wprasza się do jego domu. Obecność Jezusa uwalnia Zacheusza z kompleksu, a jednocześnie z samowykluczenia. Jezus mówi Zacheuszowi: Chcę z tobą, w twoim domu, zjeść z tobą posiłek. Ten komunikat uwalnia Zacheusza z kompleksu, więc sam decyduje, że naprawi wszelkie krzywdy, bo odtąd nie będzie musiał kompensować sobie małego wzrostu dużym dochodem.  

Oczy Jezusa w istocie są oczami Zacheusza. Ten, który chce zobaczyć, sam został wpierw zobaczony. Uważność Jezusa uruchomiła uważność Zacheusza, który odtąd widzi, że nie na dochodzie powinien opierać swoją wartość. Akceptując Zacheusza Jezus przywraca go do wspólnoty.

3.

Również Maria, matka Jezusa, zauważa nieszczęście w Kanie Galilejskiej (przeczytaj koniecznie J 2,1-11).

Będąc kobietą naturalnie jest wrażliwa na cierpienie i łzy. Brak wina jest metaforą braku radości i miłości. Ten brak jest efektem religijnego skostnienia, czyli religii praktykowanej jako rozumianej jako zewnętrzne działania, które zobowiązują człowieka do bycia czystym przed Bogiem (kamienne stągwie to kamienne serca). Jest w nich woda, potrzebna do rytualnych obmyć. Jednak odkąd na ziemi jest obecny Jezus rytualne obmycia nie są już potrzebne i można wodę zamienić w wino, a więc rytuały w duchowość (pojawia się radość i miłość).

Oczy Marii dostrzegają brak radości i miłości, czyli szczęścia (zbawienia) i dlatego Maria każe Jezusowi działać. To oznacza, że uważność (zauważenie) ludzkiego cierpienia (także w sobie) jest początkiem modlitwy: „Masz Boże działać i koniec kropka. Nie masz wymówki, bo ludzie potrzebują Twego zbawienia”. J 

Zauważanie – uważność – widzenie jest więc warunkiem wstępnym:

– po pierwsze przyjęcia konsekwencji własnego grzechu na siebie, co ratuje przed śmiercią (Hagar);

– po drugie przywrócenia do wspólnoty przyjaciół (Zacheusz);

– po trzecie modlitwy wstawienniczej i działania na rzecz ludzi, którzy mają się źle (Maria).

Te trzy przykłady nie są jedynymi, jednak moim zdaniem wystarczają, aby uwypuklić wagę zauważenia – uważności – widzenia w duchowym życiu człowieka.

4.

A jak o uważności pomyśleć inaczej, może mniej biblijnie, ale na pewno też duchowo?

Zauważenie, czyli uważność, to uwaga, która jest potrzebna, aby zauważyć.

Bez uwagi (skupienia wzroku i myśli, ale też serca czyli uczuć) nie można być czujnym w oglądaniu samego siebie i sytuacji, w jakiej znajduje się bliźni, aby mu pomóc. 

Czujność z kolei jest cechą ludzi czułych!

Trzeba nauczyć się być czułym dla siebie, aby zacząć zauważać, że w naszym życiu coś nie gra; że zapewne podjęliśmy złe decyzje i dlatego podążamy drogą ku śmierci (choroby), albo sami siebie wykluczyliśmy ze wspólnoty, a posądzamy innych, że się od nas odsunęli (samowykluczenie i samopotępienie).

Kto jest czułym dla siebie (miłosiernym dla siebie, akceptującym siebie i wreszcie wybaczającym sobie), potrafi też czujnie obserwować siebie w życiu, w relacjach i w sytuacjach zawodowych, aby nie powtarzać wciąż tych samych błędów, ale naprawiać, brać odpowiedzialność, itp. W efekcie zaczyna czujnie dostrzegać złożone sytuacje, w jakich żyją inni ludzie, i zamiast ich sądzić oraz oceniać staje się dla nich ratownikiem, pomocnym sąsiadem, wyrozumiałem bliźnim. 

5.

Zastosowanie dla kobiet.

Na pytanie, w czyich oczach Kobieta możne poznać samą siebie, Nowy Testament zna opowiadanie o Samarytance przy studni Jakuba (przeczytaj koniecznie J 4,1-30).

Ta Pani żyła z szóstym mężczyzną. Poprzedni albo umierali, albo dawali jej list rozwodowy. Pewnie traktowała ich jak „źródło, z którego bez umiaru czerpała energię do życia, ponieważ sama była wyschnięta”. Nie umiała kochać samą siebie, nie żyła w prawdzie o sobie samej, więc mężczyzn mogła traktować przedmiotowo, aby „nawadniać się życiem”.

Jezus od razu zauważył, że ona jest wyschnięta i pragnie miłości, ale nie umie kochać, ponieważ odrzuca samą siebie. Więc to nie On był wyschnięty, ale ona, dlatego tak prowadził rozmowę, żeby sama do tego doszła. Gdy trafiła na Jezusa (mężczyznę doskonałego = siódmego), On nie dał się jej uprzedmiotowić przez seks i kobiece oczekiwania pod adresem mężczyzny (co mężczyzna powinien dać kobiecie), ale ją odesłał do miejsca, skąd pochodziła. To jest metafora drogi we własne wnętrze. Skonfrontował ją z prawdą o sobie i dzięki temu podzieliła się cudowną wiadomością: „Spotkałam Mesjasza, chodźcie za mną do niego”. 

Kobieta, która nie potrafi kochać samej siebie (akceptować i z radością przyjmować swoją kobiecość), nie dzieli się mężczyzną, ponieważ chce go mieć dla siebie, „na własność”. Wówczas taki mężczyzna szuka drogi ucieczki z relacji. Chce odzyskać wolność.

To oznacza, że Kobiety wpierw powinny zauważyć siebie (wewnętrzną i świętą prawdę o swej kobiecości), patrząc poprzez spojrzenie Jezusa (Mesjasza). Muszą wreszcie w Bogu dojrzeć siebie jako wartościowe i piękne istoty, chciane przez Stwórcę, aby z radością przyjąć swoją kobiecość, i dopiero z tej relacji z Bogiem wejść w relację z mężczyzną. Inaczej stają się źródłem cierpienia i nieszczęścia dla siebie, mężczyzny, a potem dzieci.

6.

Zastosowanie dla każdego.

Na pierwszym planie trzeba zawsze widzieć (stawiać) Boga. Dopiero na drugim planie dostrzegać partnera, aby go nie zabsolutyzować, czyniąc bożkiem swoich potrzeb, lęków i pragnień, bo to szybka droga do uprzedmiotowienia, a potem nieszczęścia. Zatem akceptacja siebie i radosne przyjęcie siebie, jako wyraz miłosnej relacji z samym sobą, jest najwyższą formą uważności. Dopiero z tego zauważenia bierze się właściwe patrzenie na partnera i dzieci. Wtedy nie grozi nam nienawiść do kogoś, kto wydaje nam się, że nas zawiódł.

Nie/nawiść = nie widzę ciebie, nie chcę na ciebie patrzeć.

Żeby nie doszło do nienawiści trzeba chcieć nie widzieć partnera na pierwszym planie. Reasumując „Widzący Bóg” to Bóg, który każdego wpierw uczy widzieć samego siebie. To imię Boga, który uczy widzenia prawdy o sobie samym. Boga, który oczyszcza wewnętrzne oko, dzięki któremu napełniamy się światłością (Łk 11,33-35). Dzięki temu potem nie oceniamy bliźniego (Mt 7,1-5), ale zyskujemy zdolność dostrzegania jego potrzeb i w efekcie stajemy się dla niego światłem.