Skoro politycy traktują nas jak zarodową fermę królików, część lekarzy ma nas w nosie, nie otwierając ośrodków zdrowia i przychodni, a księża, zamiast przekazywać Dobrą Wiadomość o zbawieniu, przypominają starotestamentowych kapłanów, pilnujących przestrzegania zasad, więc wszystkim, którzy chcą bezpiecznie żyć, wzmocnić odporność i poczuć się szczęśliwie, polecam słowa, którymi modlę się od pierwszych dni tzw. epidemii:
Żyjesz pod opieką Źródła wszystkiego
i przebywasz w cieniu bezgranicznej Mocy.
Powiedz do JESTEM: obrono moja
i bezpieczeństwo moje, Boże mój, któremu ufam.
Ponieważ On uratuje cię z zasadzki człowieka,
który chce cię schwytać i od niebezpiecznej zarazy.
Pod jego skrzydłami znajdziesz schronienie
i poczujesz się bezpiecznie jak pisklę w piórach mamy
albo za tarczą i zbroją wiernego ojca.
Nie wystraszysz się nocnych koszmarów
ani strzały wycelowanej za dnia,
albo szerzącej się w ciemnościach zarazy
i epidemii, która zaraża w blasku południa.
Gdyby u twego boku umarło tysiąc ludzi,
a dziesięć tysięcy po twojej prawicy,
nie spotka cię nic złego.
Na własne oczy zobaczysz pomór bezbożnych.
Ponieważ JESTEM jest twoją obroną,
a Źródło wszystkiego uczyniłeś zaporą,
nie spotka cię nic złego, zaraza ci nie grozi.
Aniołom swoim rozkazał, aby chronili cię w każdej drodze.
Na rękach będą
cię nosić, więc na kamieniu
nie skaleczysz swojej
stopy.
Będziesz chodził po lwie i żmii, lwiątko i smoka podepczesz.
Tajemniczy fragment Dekalogu o
karaniu dzieci aż do czwartego pokolenia za winy ojców (2 Mż 20,5) nie świadczy
o gniewie i mściwości Boga, ale tłumaczy
psychologię chorób oraz sugeruje, że choroby mają duchowe przyczyny. W
rodzinnej historii, sięgającej do czwartego pokolenia wstecz, oraz we własnych
przekonaniach, które mają związek z kulturą, tradycją i religią, odnajdujemy
przyczyny chorób.
To, co potocznie nazywamy chorobą, jest jedynie
cielesnym symptomem. Choroba sama w sobie jest dysharmonią w stanie świadomości
człowieka, znakiem jego odejścia od Boga, który jest Miłością, Życiem i
Światłem. Choroba jest zaburzeniem harmonii w całym człowieku, a nie tylko w
sferze jego ciała. Jest wezwaniem do porzucenia dotychczasowej drogi i
świadomego powrócenia do stanu harmonii. Każda dolegliwość jest skierowanym do
nas apelem, wyzwaniem, któremu można sprostać poprzez zmianę sposobu myślenia
oraz poszerzenie swojej świadomości.
Choroba nie jest nieszczęściem i wrogiem, ale
przyjacielem i pomocnikiem, pokazującym drogę powrotu do prawdziwego JESTEM i
życia w stanie pełnej świadomości.
Jeśli chcesz posłuchać, w jaki sposób choroba
jest związana z historią rodziny i Twego życia, nauczyć się podstawowej mapy
ciała, po której zorientujesz się z
jakiego powodu idziesz złą drogą życia, wreszcie nauczyć się duchowo pracować z
chorobą, aby unikać nieszczęść i pułapek nieświadomych wyborów, które są dla
Ciebie złe, zapraszam Cię na weekendowy warsztat do Sorkwit w dniach od 17-tego
do 20-tego września.
Zamieszkamy w DOMU POJEDNANIA w Sorkwitach, przy ul. Plażowej 3. Spotkamy się w cichej, mazurskiej wsi, położnej pomiędzy dwoma jeziorami. Zakwaterowanie w pokojach 2-osobowych oraz kilku-osobowych apartamentach.
Koszt z trzema posiłkami dziennie (wieczornym w dniu przyjazdu i dwoma w dniu odjazdu): 630 PLN przy minimalnej liczbie uczestników 11 osób; 600 PLN od 12 uczestników.
Gdy
przechodził, zobaczył człowieka niewidomego od urodzenia. Zapytali Go Jego
uczniowie: Rabbi, kto zgrzeszył, on czy jego rodzice, że urodził się niewidomym?
Jezus odpowiedział: Ani on nie zgrzeszył, ani jego rodzice, ale stało się tak,
aby w nim objawiły się dzieła Boga. Dopóki jest dzień, powinniśmy wykonywać
dzieła Tego, który mnie posłał. Przychodzi noc, gdy nikt nie może działać.
Dopóki jestem na świecie, jestem światłością świata. Gdy to powiedział, splunął
na ziemię, zrobił błoto ze śliny i pomazał nim oczy niewidomego. Polecił mu
też: Idź i obmyj się w sadzawce Siloam (co znaczy Posłany). Odszedł więc, obmył
się i wrócił jako widzący. A sąsiedzi i ci, którzy go przedtem widywali żebrzącego,
mówili: Czy nie jest to ten, który siedział i żebrał? Jedni mówili: To jest on,
inni: Nie, ale jest do niego podobny. On zaś powiedział: To ja jestem.
J 9, 1-9
W Ewangeliach zapisanych jest wiele opowiadań, z
których dowiadujemy się, że Jezus był skutecznym lekarzem, znającym przyczyny
chorób i skutecznie uzdrawiającym między innymi dlatego, że stosował metody
zawsze najodpowiedniejsze dla chorych.
W moim przekonaniu oglądanie uzdrawiającego Jezusa warto
rozpocząć od opowiadania z Ewangelii Jana. Może nie jest ono najważniejsze, niemniej
na pewno przedstawia pełny obraz Jezusa jako terapeuty i Zbawiciela. Wartością
dodaną opowiadania jest dość precyzyjna wizja chrześcijańskiego doświadczenia
religijnego, która przyświecała autorowi.
Zapraszam więc do refleksji, która być może dla
niektórych będzie nowa i odkrywcza – przynajmniej
mam taką nadzieję. Być może pomoże również przemyśleć niektóre aspekty życia.
Otóż na samym początku napisane jest, że Jezus zobaczył tego człowieka. W
języku polskim tego nie słychać, ale w języku greckim zostało użyte słowo,
które oznacza, że Jezus oglądał tego człowieka nie zewnętrznymi oczami, ale
spojrzał na niego od wewnątrz, spojrzał w jego istotę. I co tam zobaczył?
Ciemność.
Punktem wyjścia w procesie poznawania Jezusa, definiowania
duchowości i wreszcie rozumienia choroby jest wewnętrzna ciemność, z którą
przychodzimy na świat. Z tym się nie dyskutuje. To warunek wstępny początku
ziemskiej historii każdej duszy. Rodzimy się ociemniali.
1. Widzieć
do środka siebie, do swej istoty
Opisany przez ewangelistę człowiek nie widzi. Jednak
nie dlatego jest ociemniały, że jego oczy są nieaktywne. On nie widzi ponieważ
jest w nim jakaś nie odkryta ciemność, jakaś noc, z która przyszedł na świat.
Przynajmniej tak to wygląda zewnętrznie. Dlatego uczniowie pytają: Jezu, kto
zgrzeszył? On czy rodzice, że się ślepy urodził? I teraz Jezus odpowiada bardzo
charakterystycznie dla swojego sposobu rozumienia choroby i zdrowia, a w
istocie duchowości: Ani on nie zgrzeszył ani rodzice, ale żeby w nim objawiły się Boże dzieła
W nim!
W tekście greckim zostało użyte sformułowanie, które wpierw
należy tłumaczyć jako „w nim”. Dopiero gdy w tym człowieku dokonają się Boże
dzieła i w nim coś się zmieni, wtedy to stanie się widoczne również na zewnątrz.
Mamy więc pierwszą ważną myśl, a mianowicie, że
wszystko zaczyna się od tego, co jest w człowieku i od zmiany, która musi się
stać udziałem człowieka. Wewnętrzna zmiana – z niej rodzi się potem zewnętrzna
nowa jakość. Ten człowiek tak długo nie będzie widział, póki nie nauczy widzieć
jak Jezus: do środka, do swojej istoty,
do samego siebie.
Dzieło Boże musi zatem objawić się w nim. Jakie to
będzie dzieło? Jakiej natury, jakiej istoty?
To widać po kolejnych kapitalnych szczegółach
narracji. Zauważmy więc, że Jezus nakłada na oczy ociemniałego nakłada ślinę,
która jest zmieszana z prochem, tworząc błoto. Ten człowiek nie widzi, ale inne
zmysły ma bardziej aktywne. Istotny na pewno jest zmysł dotyku. Jezus
komunikuje się z wnętrzem tego człowieka, dotykając oczu, które są ślepe. Przez
zmysł dotyku komunikuje mu, że to, co najwłaściwsze, co istotne, będzie się
teraz działo przez poczucie ziemi, a w domyśle rozpoznanie, że on sam jest
ziemią.
Są takie piękne słowa, zapożyczone z języka
łacińskiego, które tłumaczą ów terapeutyczny proces. Warto pamiętać, że
jednocześnie opisują uniwersalne doświadczenie religijne i duchowe, przedstawione
w tej narracji. Te słowa pomogą uzmysłowić sobie jego istotę. Otóż w j. hebrajskim
jest tak, że adam w pierwszym rzędzie
nie jest imieniem, ale rzeczownikiem, oznaczającym istotę stworzoną z ziemi.
Adam to adamita, czyli ziemianin, ulepiony z ziemi. Po polsku mamy tak samo: z
ziemi jest człowiek, czyli ziemianin.
Język łaciński również posługuje się podobną rodziną
słów: homo, humanum, humanus z humus – z ziemi.
Ale, uwaga, w języku łacińskim mamy kolejne słowa, które pokazują przemianę,
która dokonała się w bohaterze (oczywiście wtórnym, bo pierwszym zawsze jest
Jezus) tej narracji. Ten człowiek musi mianowicie zacząć patrzeć w siebie. Czyli
w co? Oczywiście w swoją ziemię, w swoją
adamiczność. W to, że jest
ziemianinem.
Co to oznacza? Człowieku, zgódź się na siebie! Pojednaj się sam ze sobą. Zrozum, że to, iż jesteś stworzony z ziemi to jest wartość. Nie pomniejszaj się. Nie próbuj się poniżać. Odszukaj raczej w tym, co jest twoim humusem, twoją ziemią, twoją istotą, prawdę o sobie. Jak zobaczysz prawdę, zaczniesz widzieć wewnętrznie, zobaczysz także świat na zewnątrz, w prawdzie. Zaczniesz widzieć! Wpierw musisz jednak odnaleźć coś bardzo ważnego w sobie! Musisz w sobie odnaleźć Boga. Boży obraz w sobie musisz odnaleźć! Jesteś stworzony na Boży obraz. I w nim zapisana jest prawda o tobie. Odkryj ją! Nie szukaj siebie na zewnątrz, w świecie, ale w sobie!
2. Przez humus
(ziemię) i humilitas (pokorę) doświadczysz
oświecenia
Wszyscy, którzy mamy zdrowe oczy, często jesteśmy
ślepi. Dlaczego? Ponieważ szukamy samych siebie na zewnątrz, w tym świecie. Nie
weszliśmy w siebie, nie zaczęliśmy widzieć siebie od wewnątrz, od swojej
istoty. Samych siebie nie znamy, żyjemy w kłamstwie, oszukujemy się. Jesteśmy
ślepi, chociaż widzimy zwodniczym zmysłem wzroku. Jezus mówi: jeżeli wejdziesz
w siebie i zaczniesz widzieć siebie w prawdzie, wówczas ta prawda cię wyzwoli!
Odnajdziesz prawdę o sobie, swoją istotę w Bożym obrazie, czyli w Bogu. Zaczniesz
żyć sobą. Rozpoczniesz życie zgodne ze swoim potencjałem. Będziesz się
rozwijał. Staniesz się Bożym dzieckiem, w pełnym tego słowa znaczeniu.
Zaczniesz widzieć.
Człowiek, grzebiący w ziemi, staje się humilitas.
To jest kolejne słowo łacińskie. Humilitas to pokora. Czym jest pokora?
Pokora to jest właśnie umiejętność widzenia samego siebie w prawdzie. Nie
wywyższam się, bo znam swój potencjał, ale nie daję się też poniżyć.
Człowiek, który doświadczył humilitas, czyli pokory,
na samym końcu duchowego procesu staje się człowiekiem humoru. Humor to kolejne
słowo-klucz, które wyzwala z ciemności. Człowiek humoru jest zdystansowany do
siebie i swojego znaczenia. O człowieku ze zdrowym dystansem do siebie można
powiedzieć, że stał się oświeconym, bo zaczął widzieć. Widzi przez siebie,
przez swoją istotę. Świat widzi jak Mistrz z Galilei od wewnątrz. I już
wszystko wie o sobie i o świecie. Jest uzdrowiony, zaczyna widzieć.
Człowiek opisany w ewangelii przeżył ów proces. W związku z czym na pytania sąsiadów: „kim on jest?” odpowiada: „Ego eimi”. Wypowiada zatem najważniejsze słowa: „ja jestem”. Dlaczego przedtem był ślepy? Bo nie potrafił powiedzieć ego eimi, nie potrafił powiedzieć „ja jestem”. Od urodzenia nie wiedział kim jest. Nie zgadzał się na samego siebie, na swoją istotę, na swoje życie. Pomniejszał się, więc był ślepy.
Dzięki Jezusowi pogrzebał w humusie, poszukał w
swojej ziemi, w swoim człowieczeństwie, swojej adamiczności właściwego słowa, które tworzy na nowo i uzdrawia. Dzięki
temu odnalazł samego siebie, docenił się, zaczął się kochać i szanować. Odnalazł
drogę swojego powołania i odtąd mówi: ja jestem.
I to znowu jest myśl, która związana jest z tekstem.
Ów człowiek miał obmyć swoje oczy w sadzawce Posłany. Miał zatem odkryć
swoje posłanie, swoje powołanie. W tej sadzawce ostatecznie odzyskał wzrok, odkrył
bowiem do czego stworzył go Pan Bóg. I zaczął widzieć. Objawiły się dzieła Boże
w nim.
Kimkolwiek jesteś, życzę Ci, abyś drogę życia i powołanie
odkrył w swej istocie, która ukryta jest w tobie i jest Bożym obrazem, według
którego zostałeś stworzony. Poszukaj w sobie. Dobrze poszukaj w swoim humusie.
Znajdziesz siebie w Bogu, zaczniesz widzieć, doświadczysz cudu oświecenia,
uzdrowienia. Z radością wyznasz: Jestem zbawiony.