W dzieciństwie i młodości w rodzinnym domu, który jednocześnie był moją rodzinną parafią i kościołem, bardzo lubiłem Święta Bożego Narodzenia, Dziękczynne Święto Żniw i Pamiątkę Reformacji. Wiele intymnych wspomnień pozostało mi z przeżywania zwłaszcza ostatniego dnia października, często zamglonego, nasiąkniętego zapachem liści i księżycową poświatą.
Najmilej wspominam wieczory, gdy Akademia Reformacyjna miała miejsce nie w „domu”, czyli w starobielskim kościele, ale w bielskim albo bialskim. Wówczas pójście i powrotna droga w jesiennej mgle, połączona ze świąteczną akademią, stanowiły rodzaj mistycznego doświadczenia wejścia w noc, w tajemnicę, z której się wyłoniłem i do której podążam.
Na marginesie zauważę ciekawą symetrię miejskiej przestrzeni rodzinnego miasta, naznaczonego trzema ewangelickimi kościołami, która zwłaszcza od strony Starego Bielska, czyli od strony rodzinnego domu, jako wyraźnie symboliczna naznaczyła moją drogę życia, czego teraz jestem świadomy. Moją wędrówkę przez tajemnicę październikowej Pamiątki Reformacji zacząłem w cieniu starobielskiego kościoła im. Jana Chrzciciela, kontynuowałem obok bielskiego kościoła im. Zbawiciela, aby dojść do bialskiego kościoła im. M. Lutra.
Na szczęście udało mi się nie zatrzymać w ostatnim i dzięki Bogu idę dalej. Czy potrzebuję kolejnych kościelnych budynków, aby wyznaczały dalsze etapy życiowego wędrowania?
Na pytanie znam odpowiedź, którą dedykuję zwłaszcza Biskupom, nie tylko Kościoła Rz-K, choć przede wszystkim. Ostatnio dziwnie wyglądają, patrząc na świat wystraszonymi oczami, nie będąc mentalnie ani psychicznie przygotowanymi na wzięcie odpowiedzialności za wybory i czyny swoich poprzedników, zwłaszcza Biskupów Rzymu, co swoją twarzą i szokującymi odpowiedziami pokazał pewien polski kardynał. Myślę, że to doświadczenie zawstydziło nawet nas, oglądających rozmowę.
Panowie Biskupi, przestańcie wypierać, bo wszyscy stracicie wzrok. Zobaczcie wreszcie, że karnawał się skończył. Czas zrzucić przebranka, którymi przez stulecia zawłaszczaliście nie tylko przestrzeń, ale i wyobraźnię. Czas wybrać się w drogę, o której pierwszy raz usłyszał ap. Piotr, ów uczeń Jezusa, na którym budujecie swój autorytet: „Zaprawdę, zaprawdę powiadam ci: Gdy byłeś młodszy, sam się przepasywałeś i chodziłeś, dokąd chciałeś; lecz gdy się zestarzejesz, wyciągniesz ręce swoje, a kto inny cię przepasze i poprowadzi, dokąd nie chcesz” (J 21,18).
Mnie udało się nie zatrzymać. Może i dla Was jest jeszcze czas i szansa, abyście nie musieli wyciągać dłoni, a inni wbrew waszej woli nie prowadzili Was tam, gdzie nie chcecie?
Udajecie tylko, czy naprawdę jesteście zszokowani tym, że macie coraz mniej uczestników nabożeństw i mszy, a wścieknięte Panie wtargnęły do kościelnych budynków, aby pokazać Wam swoje kły?
Naprawdę nie rozumiecie, że chrześcijaństwo jest drogą duchowego rozwoju, możliwą wyłącznie dlatego, że w swej najgłębszej istocie jest sekularyzowaniem świata, rozpoczętym i kontynuowanym nie przez złych ludzi, ale żywego Boga, który nie może patrzeć na cierpienia ludzi składanych w ofierze, paraliżowanych strachem, korumpowanych poczuciem wstydu i umierających pod ciężarem winy?
Chodzicie po świecie w przebrankach Molocha, zamiast być prawdziwymi, szczerymi, nagimi w swe istocie, totalnymi ludźmi Boga o imieniu JESTEM. Nie życzę Wam, bo i mnie może spotkać to samo, jednak kto wie, czy Moloch nie zaczął upominać się o swoich kapłanów, a dobrze wiecie, w jaki sposób przyrządza sobie smakowite potrawki z poświęcanych mu ofiar.
Karnawał się skończył.
Wszystko zaczęło się wraz z powołaniem Abrama, który miał opuścić rodzinę i udać się w drogę, z której nie było powrotu (1. Mż 12, 1-9). Aby nie musieć powracać w religijną przestrzeń sacrum, gdzie klan czcił swoich bogów, Abram otrzymał obietnicę Bożej obecności: „Nie jestem Bogiem miejsca, ale jestem Bogiem Ojca”, czyli wspólnoty, która odtąd ma być nieustannie w drodze. Tylko taka zmiana perspektywy w rozumieniu sacrum pozwalała Abramowi odejść na taką odległość, z której nie był już możliwy powrót.
Czy tylko w ramach przestrzeni? Odtąd człowiek jest wychylony ku przyszłości do tego stopnia, iż powrót w miejsce, w którym opuścił rodzinny dom, tradycję, religię i kościelny budynek jest niemożliwy również w sferze mentalnej, społecznej, kulturowej. Cywilizacyjne żarna, zamieniające sakralną przestrzeń w świętość relacji pomiędzy ludźmi, nieodwołalnie ruszyły z miejsca.
Przywołując powołanie Abrama, późniejszego Abrahama, jesteśmy świadkami zapoczątkowania duchowego procesu, dzięki któremu od tysiącleci rozwija się nasza cywilizacja. Inicjatorem jest Bóg o imieniu JESTEM, nie stwarzający zamkniętych i odizolowanych od siebie gatunków, zbiorowości i monad, które są niezdolne do zmiany. Jednocześnie człowieczeństwu przyznał prawo do ewolucji, wychodzenia z dotychczasowego wzorca religijnego, społecznego i kulturowego, nawet jeśli nią jest, a zapewne przede wszystkim dlatego, że nią jest rodzina, która próbuje ubezwłasnowolnić wszystkich, którzy ją tworzą, w imię wierności dotychczasowym obrazom Boga i samej siebie.
Człowiek, wkraczający w świętą przestrzeń z nadzieją uświęcenia, jeśli świadomie sam nie idzie na spotkanie ze świętym Źródłem Życia, mija się z sacrum, które nie istnieje poza czasem ludzkiego życia, lecz jest zanurzone w historii. Dlatego najpierw w duchowości żydowskiej, a potem w także w chrześcijańskiej jesteśmy świadkami procesu, który także współcześnie w ocenie wielu jest bezbożny, a w rzeczywistości nieodwracalnie zbliża nas ku jedynie świętemu Bogu i polega na przejściu od sakralności przestrzeni i ceremonii do świętości życia i nazywa się sekularyzmem.
Tymczasem Wy krzyczycie, że świat się kończy, bo wszędzie panoszy się sekularyzm. Otóż jest na odwrót. Właśnie rodzi się prawdziwy świat, w którym nie będzie religii, a zostanie zapełniony ludźmi duchowymi, istotami ze światła, które nie boją się nie zatrzymywać w drodze i dlatego nie wiążą ani z kościelnym budynkiem, ani nie zamykają się w pułapce jednej religijnej tradycji, wiedząc, że nie ma takiej definicji, dogmatu, interpretacji ani liturgii, która byłaby w stanie opisać i uprzystępnić Boga.
Zanik granicy pomiędzy sacrum a profanum w biblijnej perspektywie nie oznacza tragedii, ale zysk. Dlaczego? Ponieważ Bóg, jako Święty zstąpił w ziemską przestrzeń i czas, aby każde życie i każdą osobę zbawić. Zanik granicy pomiędzy sacrum a profanum oznacza totalne uświęcenie ludzkiego życia, bez względu na istnienie świętej przestrzeni bądź jej brak. Spoglądając na sekularyzm z biblijnej perspektywy, można pojąć, że świętość jest sprawą relacji pomiędzy Bogiem i człowiekiem, a w konsekwencji także pomiędzy ludźmi.
Panowie Biskupi, obyście byli świadomi, że świętość dzieje się zawsze i wyłącznie w codziennym byciu człowiekiem. Dziś nie znajdziecie schronienia w świętych murach kościołów, ani nie wmówicie ludziom, że reprezentujecie Boga, jeśli nie będziecie ludźmi totalnie prawdziwymi, absolutnie szczerymi, ludźmi nagimi w swej istocie, którzy nie potrzebują karnawałowych przebieranek.
Chcecie objawiać świętość Miłości?
Chcecie uratować autorytet Kościoła, zwłaszcza w oczach Młodzieży i ludzi cierpiących?
Dla przykładu proponuję, skrzyknijcie się czym prędzej, nie czekając na Święta Rodziny, jak nazywacie Święta Narodzenia Pańskiego, i stańcie po stronie rodzin. Gdybyście jeszcze wpadli na pomysł, że chętnie pomogą Wam Biskupi z innych Kościołów, np. zrzeszonych w Polskiej Radzie Ekumenicznej, byłoby cudownie.
Wiecie o tym, że teraz do chorych i umierających w szpitalach nie mają dostępu nawet najbliżsi członkowie rodzin? Że wielu umiera nie z powodu choroby, ale ze strachu, w poczuciu osamotnienia w doświadczeniu choroby i zimnego oddechu śmierci, bez wspierającej obecności tych, których kochają? To odhumanizowanie procesu chorowania i umierania, a także całkowitą bezduszność medycznych procedur, przygotowanych przez ludzi, którzy resztki czułej delikatności pochowali w piętach, właśnie Wy powinniście od kilku tygodni próbować zmienić. To jest Wasza rola, jako totalnie zanurzonych w świetle Boga, aby światłość życia i miłości świeciły ludziom, którzy mają się źle.
Wszak do znudzenia powtarzacie, że godność ludzkiego życia jest najważniejsza.
Dlaczego krzyczycie na Kobiety, że nie chcą rodzić poczętych dzieci, skoro nie jesteście jednoznacznie konsekwentni wobec Księży, gwałcących narodzone dzieci? Dlaczego nie wyciągacie wniosków z obserwacji zachowania mężczyzn, zmuszonych do samotnego życia na plebaniach, czego skutki pod postacią alkoholizmu i rozwydrzonego seksualizmu od setek lat toczą Waszą kościelną strukturę?
Wszak do znudzenia powtarzacie, że Rodzina jest najważniejsza.
Dlaczego nie wspieracie Młodzieży, zwłaszcza Dziewcząt, dla których jedynym sposobem na uniknięcie codziennego bicia, wyzywania i gwałtów jest ucieczka z domów i rodzin? Duża część z nich nie ma szczęścia i kończy w więzieniach jako napiętnowani przestępcy, a tymczasem wystarczyłoby, żebyście wreszcie zabrali się za porządną pracę z Mężczyznami i chociaż próbowali uświadomić, że nie mają prawa własności do swoich rodzin, ale obowiązek ochraniania Kobiet i wspierania Dzieci.
Wszak do znudzeni powtarzacie, że Młodzież jest przyszłością Kościoła.
Nie straszcie ludzi sekularyzmem. Zabierzcie się do pracy, którą od dawna wykonuje Bóg w człowieku. Czas zrzucić fatałaszki i zostać prawdziwym człowiekiem. Karnawał się skończył.