Nie bocz się, wybaczaj – rozważanie na 15 listopada 2020 r.

Potem powiedział jeszcze do uczniów: Był pewien bogaty człowiek, który miał zarządcę, a tego oskarżono przed nim, że trwoni jego majętność.I przywoławszy go, rzekł mu: Cóż to słyszę o tobie? Zdaj sprawę z twego szafarstwa, albowiem już nie będziesz mógł nadal zarządzać. I rzekł zarządca do siebie samego: Cóż pocznę, skoro pan mój odbiera mi szafarstwo? Nie mam sił, aby kopać, a żebrać się wstydzę.Wiem, co uczynię, aby mnie przyjęli do domów swoich, gdy zostanę usunięty z szafarstwa.I wezwał dłużników swego pana, każdego z osobna, i rzekł do pierwszego: Ile winieneś panu memu?A ten odrzekł: Sto baryłek oliwy. Rzekł mu więc: Weź zapis swój, siądź i szybko napisz pięćdziesiąt.Potem rzekł do drugiego: A ty ile winieneś? A ten odrzekł: Sto korców pszenicy. Rzekł mu: Weź zapis swój i napisz osiemdziesiąt. I pochwalił pan nieuczciwego zarządcę, że przebiegle postąpił, bo synowie tego świata są przebieglejsi w rodzaju swoim od synów światłości”.  Łk 16,1-8

Gdy ktoś pozbawi Cię czci i dobrego imienia, rozpowiadając o Tobie nieprawdę, jak o zarządcy z przypowieści Jezusa, nie dochodź swego i nie próbuj udowodnić, że jesteś niewinny. To jest strata czasu i życiowej energii. Lepiej swoim zachowaniem pokaż, że to jest nieprawdą.

Co zrobił zarządca? Skreślił część długu, którą dłużnicy mieli u dotychczasowego pracodawcy. Nikogo tym nie okradł i nie skrzywdził. Roztropnie pomniejszył dług o należność, która należała się jemu, jako administratorowi dóbr. Utrzymywał się między innymi z prowizji, czyli z części odzyskanego długu, podobnie jak współcześnie komornicy albo prawnicy, odzyskujący odszkodowania i spadki.

Gdy na skutek pomówień stracił pracę, nie uparł się, aby za wszelką cenę odebrać ostatnią pensję, która umożliwiłaby mu przeżycie jakiegoś okresu bez zatrudnienia i stałego dochodu, ale roztropnie i przebiegle wkradł się w łaskę kolejnych, potencjalnych pracodawców, wszak motyw jego decyzji został unaoczniony słowami: „Wiem, co uczynię, aby mnie przyjęli do domów swoich, gdy zostanę usunięty z szafarstwa”.

Zarządca pozbył się lęku przed brakiem środków do życia, więc zyskał zdolność rozsądnego i przewidującego zachowania. Nie zareagował w typowy sposób, rozliczając się z pracodawcą do ostatniego grosza albo broniąc do upadłego dobrego imienia. Zadziałał w nowy sposób, najlepszy z możliwych, dzięki czemu mógł liczyć na kolejne zatrudnienie, a nie tylko na szansę przeżycia przez kilka najbliższych tygodni. W przypowieści został za to pochwalony przez dotychczasowego pracodawcę, a przez Jezusa postawiony jako przykład rozsądnego i przebiegłego człowieka.

Uczniu Jezusa, czytelniku Ewangelii, ucz się zatem od bohatera opowieści Jezusa i roztropnie rezygnuj nawet z tego, co sprawiedliwie Ci się należy, a nie tylko z ostatniego wynagrodzenia. Przede wszystkim ucz się rezygnować z egzekwowania długu, który nazywamy winą. Pamiętaj, że prawo sprawiedliwości polega na tym, że co uczynisz Ty, to w zwielokrotniony sposób spotka również Ciebie. Ucz się świadomie działać i zarządzać swoim życiem, a nie reagować w wyuczony sposób, według schematów, rządzących tłumem.  

Odpuszczając dłużnikom winę, możemy liczyć na skreślenie przez Źródło niewyobrażalnie większego długu: „Zyskujcie sobie przyjaciół mamoną niesprawiedliwości, aby, gdy się skończy, przyjęli was do wiecznych przybytków” (Łk 16,9). Tymczasem egoistyczna pycha okłamuje nas, sugerując, że skoro inni zawinili wobec nas, więc powinni pierwsi wyciągnąć do nas swoje dłonie i prosić o wybaczenie. Tym sposobem, dbając o źle pojmowaną godność i autorytet, tracimy kolejne znajomości, rodzinne i sąsiedzkie relacje, aż w końcu oszukani przez własne EGO zostajemy całkowicie osamotnieni z poczuciem zranienia i życiowej niesprawiedliwości. Jakby tego było mało, zostają przed nami zatrzaśnięte drzwi do wiecznych przybytków, ponieważ prawo sprawiedliwości oddaje nam każdą myśl, uczucie i czyn.

Nie czekajmy na słowo „przepraszam”i nie sądźmy, że niczym psu buda należy się nam ukorzenie się przed nami i przyznanie do winy przez naszych dłużników. Tym sposobem zamykamy przed sobą drzwi wiecznych przybytków. Jeśli chcemy, aby były dla nas zawsze otwarte, skreślajmy cudze długi wobec nas, czyli po prostu wybaczajmy.

Czyste, autentyczne wybaczanie, bez ekonomicznego liczenia strat i zysków, jest rozsądnym i przebiegłym działaniem uczniów Światłości. O czymś takim, jak zraniona godność, uczniowie Światłości w ogóle nie powinni myśleć ani ze sobą rozmawiać.

Wybaczanie jest kluczem do każdych drzwi i sposobem na udział w każdej relacji, wspólnocie i dobru. Wybaczenie bez warunków i bez końca jest najbardziej rozsądnym i przebiegłym zachowaniem, jakie w ogóle można sobie wyobrazić.

Pamiętajmy, że jaką miarą odmierzamy innym, taką miarą odmierzą nam.

Amen.

Nienawiść

Na energetycznej mapie emocji nienawiść na pewno możemy odnaleźć w okolicach wściekłości, żalu, rozczarowania czy zazdrości. Bez wątpienia przydaje się do opanowania skrajnej wściekłości. Świadomie przeżyta, ukierunkowuje bowiem niepohamowany gniew ku rozczarowaniu, potem bezsilności, wreszcie obojętności. Pewnie, że ostatnia z wymienionych emocji nie jest bezpiecznym portem dla życiowej energii, ale przynajmniej pozwala złapać oddech, nabrać dystansu do osoby czy sytuacji i w efekcie uniknąć skutków totalnej wojny. Więc chociaż nienawiść kojarzy się źle i w ocenie większości należy się jej wstydzić, przecież właśnie dlatego, że chroni przed zachowaniami rujnującymi życie, warto poświęcić jej chwilę uwagi.

Tym bardziej, że dysponuje również wartym rozpoznania i praktykowania potencjałem mądrości, która właściwie użyta pomaga w takim zarządzaniu życiową energią, żeby nie musieć doświadczać niepotrzebnych strat, wstrząsów i konfliktów. Sugeruje to mianowicie swoim imieniem, najczęściej nie słyszanym i nie zrozumianym.

Nienawiść jest emocją, z powodu której nie tylko czujemy żal i gniew, życząc komuś źle i pałając pragnieniem zemsty, ale też nie chcemy się z tym kimś spotkać, aby nie musieć na niego patrzeć. Jednak do takiej eskalacji złej energii dochodzi dopiero wtedy, gdy wpierw byliśmy w tę postać wpatrzeni, niczym w bóstwo. W innym wariancie łączyliśmy z czymś, np. z życiem, nowym stanowiskiem pracy bądź przedmiotem, który wreszcie udało nam się zdobyć, stanowczo zbyt wiele fantastycznych oczekiwań. W efekcie zaczynamy kogoś bądź coś nienawidzić, czyli najnormalniej w świecie nie chcemy tego mieć na widoku. Otóż to! Nienawiść oznacza, że nie chcemy widzieć kogoś bądź czegoś, co wpierw ubóstwiliśmy.

Pomyślmy zatem, co mogłoby zacząć się dziać, gdybyśmy posłuchali emocji nienawiści i ucząc się na dotychczasowych błędach postanowili, że odtąd nikogo i niczego nie będziemy mieli na widoku? Oczywiście nie chodzi o to, abyśmy na to w ogóle nie patrzyli.  Natomiast naszym najszerzej pojmowanym interesem jest to, żeby cokolwiek i ktokolwiek nie stał się nigdy naszym pierwszym i najważniejszym planem, czyli naszym bóstwem.

Niczego nie trzymajmy na widoku. W pozytywnym znaczeniu nienawiść podpowiada zatem, aby zawczasu uporządkować hierarchię wartości, a potem wszystkiego pilnować na swoich miejscach. Jeśli bowiem coś, co jest mało istotne i nieważne, nie zajmie miejsca tego, co jest istotne i ważne, czyli nie znajdzie się na pierwszym planie (na widoku), wówczas na pewno nie stanie się przedmiotem naszej nienawiści. Takim sposobem kolejny raz odkrywamy, że każda emocja, bez względu na to, jaką cieszy się sławą bądź niesławą, jest dwubiegunowa i przy odpowiednim zarządzaniu możemy wykorzystywać oba brzegi życiowej energii.

Mniej więcej w takim sensie należy też interpretować wypowiedź Jezusa z Galilei, która dla jakiegoś powodu przestała mieć znaczenie dla chrześcijańskiej duchowości: „Jeśli kto przychodzi do mnie a nie ma w nienawiści ojca swego i matki, i żony, i dzieci, i braci, i sióstr, a nawet i życia swego, nie może być uczniem moim” (Łk 14,26). Od pokoleń uczy się dzieci i przekonuje krnąbrnych dorosłych, że kochać trzeba wszystkich, a nienawiść sama w sobie jest zła. Tymczasem wygląda na to, że według Mistrza przynależność do grona Jego uczniów bez odczuwania nienawiści jest wprost niemożliwa. Jakby tego było mało, jeszcze drastycznie i jednoznacznie sprzeciwia się ubóstwiania rodzinnego systemu i członków rodzin. Chociaż te słowa zostały wypowiedziane dwa tysiące lat temu, jednak powszechne przekonanie, że najważniejsza jest rodzina, wciąż wydaje się być jednym z najważniejszych stabilizatorów struktury społecznej, niestrudzenie podtrzymywanej przez Kościół i to nawet pomimo rzucającej się w oczy niezgody na wolę Mistrza, którego chce naśladować.

O co zatem chodzi?

Najprawdopodobniej o to, o co najczęściej w tradycyjnej kulturze i duchowości chrześcijaństwa, a mianowicie o absurdalną interpretację miłości, wywiedzioną z idei zastępczej ofiary, składanej we własnym imieniu z czegoś bądź kogoś, wbrew jego woli. Tymczasem miłość jest energią stworzenia, zawierającą  w sobie oraz doskonale jednoczącą wszystkie bieguny życia i napięcia, jakie mogą pojawiać się pomiędzy ludźmi. Dopiero wówczas miłość ujawnia swą potężną moc jednania i tworzenia wspólnoty, gdy jednocześnie dostrzega się w niej obie strony, jasną i ciemną.

To oznacza, że kochając musimy zdobywać się na miłość totalną. Jakakolwiek asekuracja nie jest tylko próbą ostrożnego kochania, aby chronić się przed zranieniem, ale po prostu rezygnacją z miłości. Kochać trzeba prawdziwie, całym sobą, bez stosowania zasad ekonomii. Arkusz księgowy ze stronami: winien ma nie nadają się do zarządzania energią miłości.

Podobnie jest z nienawiścią. Nie można nienawidzić jedynie w jakimś procencie, wykalkulowanym z premedytacją. Nienawidzi się całkowicie albo w ogóle. Kochać trzeba całym sobą i nienawidzić trzeba całym sobą. Taka totalna nienawiść nie jest zła ani brzydka. Wręcz odwrotnie, jest piękna, zresztą podobnie jak piękna jest totalna miłość, totalny gniew albo totalne współczucie. Jedynie to, co jest totalne, jest prawdziwe i służy życiu, ponieważ życie zawiera się w całości.

Rzeka zawsze płynie między dwoma brzegami, więc nienawiść nie jest skierowana przeciwko miłości. Aby życie mogło płynąć, a my rozwijać się, miłość z nienawiścią muszą się wzajemnie dopełniać. Podobnie jest z gniewem, który  nie jest przeciwko współczuciu, albo z odpoczynkiem, który nie jest przeciwieństwem pracy. Wszystkie emocje, na podobieństwo nocy zaślubionej z dniem, razem tworzą doskonałą całość i płynność życia.   

Dlatego nienawiść nie niszczy miłości, a tylko niektóre jej aspekty, działając oczyszczająco. Uwalnia od zafałszowanego obrazu, czyli apoteozy czegoś, co zasłania prawdę, a zwłaszcza ubóstwionego człowieka, który przesłania to, co najważniejsze. Matka z Ojcem, którym zawdzięczamy życie, nie mogą przesłaniać boskiego Źródła, z którego Życie bezustannie płynie, a my wraz z nim. Małżonek nie może być źródłem bezpieczeństwa i dobrego samopoczucia, ponieważ jest nim boska Miłość w nas, której zawdzięczamy istnienie i zgodę na siebie. Podobnie rodzina nie może stać się ważniejsza od wewnętrznego poczucia więzi z boskim Światłem, w którym dostrzegamy cel ziemskiej wędrówki.

Dobrze zrozumiana i przeżyta nienawiść porządkuje hierarchię kochania i na pierwszym planie umiejscawia to, co bez względu na okoliczności życia powinno zawsze być dobrze widoczne, jak w popularnym przekonaniu, zaczerpniętym z duchowości chrześcijańskiej, a mianowicie, że po umieszczeniu Boga na pierwszym miejscu, wszystko pozostałe znajduje się na odpowiednim.

Gdy pojawia się nienawiść warto poczuć do niej wdzięczność, zamiast ją zwalczać, bo dzięki temu można zasymilować energię emocjonalnej burzy i wzbogacić się. Mądrością, którą czerpiemy z dobrze przepracowanej nienawiści, jest umiejętność porządkowania energii miłości i hierarchii kochania. Dzięki niej rzeka życia spokojnie płynie dalej.

Umysł żeński i męski czyli refleksja hermeneutyczna

Męscy wojownicy Światła, Lwy argumentacji i logiki, przystopujcie troszkę.  

Poczujcie się trochę kotkami mruczkami.

Czytam różne wypowiedzi, które pojawiają się w związku z dyskusją o aborcji i widzę zdecydowaną przewagę męskich głosów przeciw, bez wyjątków i bez prawa kobiet do ostatecznej decyzji.

Panowie, Wasza pycha zapowiada naszą, ogólnomęską tragedię.

Mam nieśmiałą prośbę, moglibyście mnie i podobnie myślących nie prowadzić wraz ze sobą do punktu powszechnej kastracji?

Ogarniacie, że argumentujecie z wnętrza męskiego rozumu?

Służycie męskiemu EGO, które jest zdobywcze i chce wszystko posiadać na własność. Posłużycie się więc każdym argumentem, aby po pierwsze nie stracić kontroli nad kobietami, a po drugie, aby Wasz męski i egoistyczny umysł rozpierała pycha, że ma rację.

Właśnie w ten sposób pracuje umysł racjonalny, energetycznie męski, że wszystkimi możliwymi sposobami chce udowodnić swoją przydatność i kompetentność. Nie obchodzi go nic innego, ponieważ boi się, że okaże się niepotrzebny. No cóż, dokładnie jak mężczyzna, który w całym swym jestestwie boi się, że przestanie być potrzebny, gdy kobieta sama zdobędzie pokarm i zatroszczy się o potomstwo. A jeśli zechce mieć dziecko bez mężczyzny? Co wtedy?

Ogarniacie to zwłaszcza Wy, Panowie, którzy argumentujecie biblijnie?

Nie zastanawia Was, dlaczego Bogu nie był potrzebny język Zachariasza, ojca Jana, zwanego Chrzcicielem, gdy trzeba było chłopcu nadać imię? Nie zastanawia Was, dlaczego Bogu nie było potrzebne urządzenie Józefa do umieszczenia męskiej gamety w łonie Marii, żeby urodziła Jezusa?

Męski umysł jest połową umysłu! Żeński też tam jest, pod kopułą znaczy się. Postukajcie, poszukajcie, znajdziecie na pewno.

Żeński umysł nie zdobywa przewagi i nie walczy. Przyciąga tajemnicę i jednoczy się z nią. W ten sposób powstaje nowa jakość.

Jeśli chcecie, mogę inaczej. Męski umysł, przedmiot swojej refleksji podporządkowuje interpretacji. Natomiast żeński umysł nie boi się wejścia w relację z przedmiotem refleksji, pozwalając mu zinterpretować się na nowo. W ten sposób męski umysł pracuje niczym przysłowiowy klawisz we więzieniu, pilnując, aby nic nie wydostało się na wolność i nie zmieniło świata dotychczasowej interpretacji. Żeński umysł pracuje niczym kochanka, która nie boi się zachwycić i zadziwić przedmiotem refleksji, co w konsekwencji musi skończyć się połączeniem podmiotu z przedmiotem, kochanki z kochankiem, interpretującej z interpretowanym.

Wtedy nowa interpretacja powstaje dzięki temu, że interpretujący podmiot pozwala się zinterpretować interpretowanemu przedmiotowi!  

Wtedy rodzi się JEZUS, czyli nowa interpretacja człowieczeństwa i nowy rozdział w historii interpretacji.  

Męski umysł będzie próbował do końca świata interpretować w sposób z czasów przed narodzeniem Jezusa. Natomiast Jezus zinterpretował Pisma w ten sam sposób, w jaki został stworzony, czyli z kobiecej esencji.

Historyczny Jezus interpretował Pisma w sposób, którego męski umysł nie przyjmuje do wiadomości. Obrazem tej interpretacji jest alkowa miłości, czyli połączenie umysłu kobiecego z męskim w takim sensie, w jakim opisałem wyżej.

Zrozumcie to wreszcie, Panowie.  

A teraz wróćmy do pierwszego zdania.

Dlaczego prawdziwy mężczyzna powinien być Lwem, na podobieństwo wojownika Samsona albo Jezusa z pokolenia Judy?  Bo lew jest symbolem energii żeńskiej, kociej. Prawdziwy wojownik nie walczy z kobietami, ale walczy dla kobiet. Nie walczy z żeńską energią w sobie, ale ją w sobie integruje, dzięki czemu powstaje nowy rodzaj mężczyzny, który gotów jest poświęcić siebie, aby przeżyć mogła kobieta i jej potomstwo. Dlatego Józef nie jest potrzebny Marii jako dostarczyciel gamety, ale jako męska siła, ochraniająca Marię i Jezusa przed złem i śmiercią.

Panowie, nie walczcie z kobietami siłą męskiego umysłu, bo jego dzieje i wkład w rozwój ludzkości od dawna jest przesądzony. Nauczcie się używać umysłu w taki sposób, jakbyście byli w alkowie i temu, co interpretujecie, pozwalali dać się zinterpretować. Wtedy powstają nowe interpretacje.  

Wasze interpretacje, odwołujące się co najwyżej do logicznej interpretacji tradycji, są krzykiem EGO, które straszy, że jeśli zostanie naruszona tradycja, świat zginie. A kuku! Ludzkość trwa i będzie się rozwijać dzięki temu, że ludzkość została zinterpretowana na nowo przez Jezusa, mężczyznę, który powstał bez udziału męskiej energii.

Lwy logicznej argumentacji nie ryczcie za głośno, bo Panie zamienią nas na Kociaki miłosnego zespolenia, a my w rządeczku będziemy pokornie czekać na powszechną kastrację.

Wolność, równość… braterstwo?

Po co Kobiety stają się żołnierzami? Co chcą osiągnąć i jakimi metodami?

Ubierają te same mundury, co mężczyźni, tak samo dziwnie po sobie krzyczą, rozkazują i oczekują ślepego posłuszeństwa. Wreszcie, używając śmiercionośnej broni, unicestwiają życie, któremu dają początek.

Czy Kobietom jest potrzebne braterstwo broni?  Czy ludzie potrzebują Kobiet – żołnierek, uczestniczących w braterstwie męskiej krwi, aby zdobywać i zabijać, skoro mają własną krew, zdolną przeobrażać i rodzić? Czy cały świat i ludzkie życie musi być wyobrażone, wypowiedziane i na koniec urzeczywistnione po męsku? Czy naprawdę wciąż musimy walczyć, żeby zdobywać, mieć prawo własności i kontrolować?

Skoro od dawna wiemy, że pokój Boga jest wyższy od każdego  rozumu, nie tylko ludzkiego, ale też innych istot, czyli pochodzi wprost z miłości, czy w ogóle można sobie wyobrazić pokój wywalczony? Czy pokój, osiągnięty walką, rzeczywiście jest pokojem? Czy wolność za cenę śmierci, naprawdę jest wolnością? Czy równość, stabilizowana prawem, czyli zewnętrznym rozkazem, albo moralnością, czyli wewnętrznym zobowiązaniem, w istocie jest równością?

Kto wysoko trzymał sztandary francuskiej rewolucji? Ci, przeciwko którym ta sama rewolucja bardzo szybko się obróciła i „pożarła” ich. Z braterstwa krwi jeszcze nigdy nie powstała prawdziwa wolność ani równość, a tym bardziej trwały pokój, ponieważ to jest krew, którą mężczyźni wzajemnie się wymieniają i karmią, aby doświadczyć trwałego oddzielenia od matczynego łona, dziecięcego pokarmu z kobiecej piersi i stłumić w sobie ciepłe emocje, utrudniające zdobywanie i zabijanie.

Na jakim fundamencie wznosimy naszą cywilizację? Na wolności, równości i braterstwie, czyli bez udziału energii żeńskiej. Czy możemy mieć nadzieję na jej trwałość i rozwój?

Jeśli na początku zawsze jest słowo, które staje się ciałem, czyli słowo, będące twórczą energią myśli, od którego zależy postać świata, radzę – nie łudźmy się. Co prawda naiwnie staramy się zrealizować piękną ideę, jednak rzeczywistość nie poddaje się jej, ponieważ tworzy ją energia, używanych przez nas słów. W efekcie nasz świat i życie są tym, czym je nazywamy, a zatem, co myślimy, że mamy.

Stworzyliśmy cywilizację braterstwa, w której wciąż nie ma miejsca na siostrzeństwo, dlatego żołnierki uczestniczą w braterstwie butów z grubymi podeszwami, zamiast bosymi stopami „widzieć” świętość życia. Siostrzeństwo jest rodzajem relacji, w której nikt nie krzyczy, ale wszyscy grają i śpiewają. Kobieta, wydająca rozkazy, w istocie jest zaprzeczeniem samej siebie. Podobnie jest z ocenami, potrzebnymi  mężczyznom do porównywania się i współzawodnictwa. Żeńska energia nie tworzy hierarchii ważności, bo nie jest zewnętrzną siłą. Ponieważ jest wewnętrzną mocą miłości, charakterystyczna jest dla niej współpraca, szacunek do każdego i zdolność zachwytu nawet najdelikatniejszymi i najprostszymi formami życia, których męska energia w ogóle nie bierze pod uwagę, nie mówiąc o dostrzeganiu.

Nawet język, którym się posługujemy, jest coraz bardziej męski, a nasz stosunek do zdolności pisania unaocznia nam, jak bardzo jesteśmy uwięzieni w męskich strukturach wyobrażeniowych. Nie chodzi tylko o zwroty typu „tęczowa zaraza” albo „ciota”. Nie idzie też o „cyganienie” w mowie albo robienie „żydów” w piśmie bądź na ścianie, ale o coś znacznie głębszego. Nie uczy się nas, uważamy to za niepotrzebne dziwactwo, nie potrafimy wykorzystywać żeńskiej energii języka, mówiąc twardo, niemal po żołniersku. Najważniejsza jest gramatyka, a tymczasem żeńska energia języka to melodyka i poetyka naszych wypowiedzi. Ukryta jest między innymi w samogłoskach, wymawiania których dzieci uczą się od swoich Matek. Nasz język coraz bardziej przypomina krótkie serie z karabinu maszynowego. Nie uwodzi, nie płynie niczym pieśń, nie bawi się tonami, barwą, nie potrafi wykorzystywać ciszy. Niestety Kobiety-żołnierki też tak mówią.

W szkole najważniejsza jest gramatyka i ortografia, czyli właściwe szeregowanie, a nie zdolność używania i tworzenia idiomów albo wykorzystywania symboli.

O co chodzi? Wyobraźmy sobie kręgosłup, dzięki któremu nasze ciało nie rozsypuje się w kawałki, a my trzymamy się prosto. Kręgosłup jest męską energią. Jeśli mamy z nim problem, to zawsze w związku z wykorzystaniem męskiej energii w sobie albo relacjami z mężczyznami. Ortografia z gramatyką spełniają taką samą rolę. Jesteśmy uczeni sprawnego komunikowania się w męskim stylu, po żołniersku, co nazywamy „krótko i na temat”.

W mojej dziedzinie teologicznej, czyli w interpretacji tekstów biblijnych, analiza też wzięła górę nad syntezą. Wielu biblistów widzi pojedyncze elementy struktury i szuka słownikowych znaczeń, nie ożywiając języka duchem Miłości. 

Wszędzie panoszy się męska energia i to pomimo feminizmu i w podobno równoprawnym świecie. No cóż, jak długo Kobiety będą chodzić w żołnierskich butach i uczyć swoje dzieci tylko gramatyki z ortografią nie spodziewajmy się ani prawdziwej wolności, ani równości, nie tym bardziej trwałego pokoju.

Gdy siotrzeństwo głęboko wniknie w braterstwo, wtedy zobaczymy, na co będziemy mieć szansę?