Wieloma okolicznościami, przedsięwzięciami, zamierzeniami, relacjami czujemy się zawiedzeni, ponieważ nie ułożyły się według naszych wyobrażeń i oczekiwań. Łączyliśmy z nimi określone plany, które się nie spełniły, w związku z czym czujemy się zrezygnowani. Emocja rezygnacji jest dokuczliwa i deprymująca. Wydaje się, że jest jednym z najważniejszych komponentów konglomeratu depresji, zjawiska tak powszechnego, jak choroba.
Czy depresja jest nieunikniona? Oczywiście można przyjąć niektóre argumenty, wskazujące na pozytywną rolę depresji w życiu, niemniej równolegle warto pytać, czy tych samych celów nie do się osiągać inaczej? Być może dałoby się żyć bez cotygodniowych spadków samopoczucia i comiesięcznych telefonów do przyjaciół i przyjaciółek z informacją o przysłowiom dole? Być może wystarczyłoby przyjrzeć się rezygnacji z nowej perspektywy i dostrzec w niej potencjał do samodzielnego żeglowania rzeką życia bez niepotrzebnych kolizji, które rozbijają i pozbawiają energii?
Większości z nas rezygnacja kojarzy się z rzeczywistym spadkiem poziomu energii, trochę na podobieństwo apatii, oraz brakiem nadziei. Jest jakby utknięciem na szerokiej, syberyjskiej rzece, skutej lodem, bez szans na wyrwanie się ze szponów emocjonalnego chłodu. Coś, co wydawało się ożywiające, płynące, uszczęśliwiające, a przede wszystkim zasilało energią, nagle, w oka mgnieniu, stało się tak zimne, że zamroziło się i unieruchomiło. Zrezygnowani nie szukamy okazji do rozwoju i bodźców do zmiany, ale szansy na przetrwanie we własnym mieszkaniu, pod kołdrą, z nieruchomym wzrokiem. Przygnębieni i zniechęceni do osoby bądź sytuacji, której nie możemy zmienić, zrzekamy się z prawa do radosnego i aktywnego życia.
W obezwładniającym poczuciu rezygnacji nie trzeba zrzekać się prawa do życia i działania, ale z czegoś innego, co ukrywa, a może odwrotnie objawia słowo rezygnacja, jednak otumanieni powszechnymi wzorcami mentalnymi nie chcemy tego dostrzec. Zatem do rzeczy. Słowo rezygnacja powstało z połączenia przedrostka re, oznaczającego ponowną czynność, ale najczęściej wykonaną w przeciwnym kierunku, np. re-animacja, re-formacja; re-produkcja, re-kolekcje, oraz spolszczonego łacińskiego słowa zygnacja = signacja od signare.
W j. łacińskim signare oznacza czynność opieczętowywania i powstało od rzeczownika signum, które wtórnie oznacza pieczęć, a pierwotnie znak. Czymże według etymologii jest więc rezygnacja? Na pewno niczym złym ani tragicznym. Tym bardziej nie powinniśmy jej kojarzyć z brakiem energii i wychłodzeniem. A jeśli do tej pory tak reagowaliśmy, mamy teraz okazję dostrzec w rezygnacji pozytywną emocję, która uświadamia nam, że czas zakończyć jeden rozdział życia, może jakiś projekt, aby móc rozpocząć nowy.
Słowo rezygnacja podpowiada bowiem, że kto świadomie serwisuje duszę powinien co jakiś czas przypominać sobie o stworzonym przed laty dokumencie, którym jest adresowany do samego siebie plan jakiegoś przedsięwzięcia, może projekt na życie w jakimś miejscu, na jakimś stanowisku albo z jakąś osobą. Z życiowego sekretarzyka albo sejfu, ukrytego przed ciekawskimi oczami, warto wyciągnąć ów dokument, zdmuchnąć z niego kurz i spokojnie przeczytać, czy aby zapisany w nim projekt nie wyczerpał się, przestał być aktualny i najzwyczajniej w świecie naturalnie zakończył.
Wpierw oczywiście trzeba złamać pieczęć, którą go zapieczętowaliśmy dla pewności, że pozostawał nietknięty. I co by nie pisać albo wymyślać, to właśnie ta czynność złamania pieczęci jest pierwszą częścią pozytywnego projektu rezygnacji. Wszak najpewniej okaże się, że zapisany przez nas plan na życie dawno wyczerpał swój potencjał, a my od jakiegoś czasu niepotrzebnie cierpimy, ponieważ nie dostrzegaliśmy albo sami przed sobą nie chcieliśmy przyznać, że coś się skończyło i już nie zasila nas ani energią, ani satysfakcją.
Pod wpływem emocji, przeżywanej jako rezygnacja, koniecznie otwórzmy życiowy sejf, aby sięgnąć po dokument i złamać na nim pieczęć. W efekcie lektury najprawdopodobniej postanowimy ów projekt wyrzucić do kosza i wówczas będziemy mogli przystąpić do drugiego etapu pozytywnie przyjętej, przeżytej i wykorzystanej emocji rezygnacji. Będzie nim następny życiowy projekt, plan na dalszy etap drogi, a przy okazji rozwój i satysfakcję. Re-signare oznacza w istocie drugie, a może nawet kolejne zapieczętowanie, co zawsze jest możliwe tylko po uprzednim złamaniu aktualnej pieczęci.
W ten sposób przeżyta i wykorzystana rezygnacja nie będzie doświadczeniem przypominającym wpadanie do dołu, bo raczej na pewno wychodzenie z niego. O ile wpadanie do dołu kojarzymy ze śmiercią, o tyle wychodzenie z niego ze zmartwychwstaniem. Energia rezygnacji jest nam potrzebna do ożywania i zmartwychwstawania. Jedynie powszechne i bezmyślne wzorce ulokowały ją pomiędzy negatywnymi emocjami, w efekcie czego pod jej wpływem cierpimy z braku energii i zamiast rozpoczynać kolejne przedsięwzięcia, rezygnujemy z aktywnego i efektywnego życia.
Czas, spędzony na powiadamianiu połowy świata, że na skutek życiowych okoliczności, przeciwieństw losu i nieadekwatności ludzkich zachowań w stosunku do naszych założeń wpadliśmy do dołu, naprawdę możemy wykorzystywać dużo lepiej, zdrowiej i mądrzej. Jak nieuchronnie po każdym lecie nastaje zima, aby po niej mogło znowu nadejść lato, tak życiowa mądrość niech cechuje się świadomym łamaniem pieczęci na dokumentach, w których przed laty opisaliśmy nasze wyobrażenia o przyszłości. Niektóre z nich nadają się jedynie do kosza. Im szybciej to do nas dotrze, tym pewniej, nie czekając na ostatnią chwilę, stworzymy kolejne projekty, napiszemy plany i rozpoczniemy sensowne przedsięwzięcia, dzięki którym będziemy spokojnie i z satysfakcją osiągać życiowe cele.
Nie warto rezygnować z cudownego życia tylko dlatego, że przespało się szansę, nie chciało się wykorzystać okazji albo z wygodnictwa oczekiwało cudów po projekcie, który od początku był ograniczony do określonego czasu, miejsca, osób, itp. W takich chwilach, żeby móc doświadczyć zmartwychwstania, warto wykorzystywać pozytywne aspekty rozwiniętej i pogłębionej duchowości. Zamiast zrzekać się prawa do zdrowego, szczęśliwego i usatysfakcjonowanego życia, dużo lepiej pytać: Czy jestem wierny samemu sobie? Czy dochowuję wiecznego przymierza z własnym życiem? Czy nie zdradzam miłości, odradzającej wszystko energii życia?