Kilka tygodni temu Synod Kościoła Ewangelicko-Augsburskiego w RP podjął decyzję o ordynacji Pań nie tylko na diakonki, ale także prezbiterki. Kobiece biskupstwo jest kwestią czasu. Decyzję okrzyknięto zwycięstwem Pań i uznano znakiem równouprawnienia płci. Tymczasem sądzę, że wcale tak nie jest.
Oczywiście gratuluję Koleżankom awansu zawodowego, jednak z uwagą słucham komentarzy i przyglądam się publikowanym zdjęciom. Chociaż w Kościele Panie osiągnęły status zawodowy, społeczny i ekonomiczny niemal równy Panom (na razie nie są biskupkami), mimo wszystko lekceważą (a może świadomie wypierają?), że bardzo szybko mogą się rozczarować. A to – moim zdaniem – wydarzy się prawie na pewno, gdy odczują, że założyły męską maskę i energia męskiej struktury pozbawia je żeńskiej energii.
Bardzo proszę nie sądzić, że nie wspieram Pań w ich dążeniach do samorealizacji i nie życzę sobie ich kościelnej pracy. Wręcz przeciwnie, aczkolwiek jak dotąd popełniają mniej więcej ten sam błąd, co feministki w ogóle, koncentrujące się na zajmowaniu miejsc i ról, wymyślonych przez Mężczyzn, zamiast tworzyć własne, typowo kobiece.
Nie chcę patrzeć na Panie, prowadzące nabożeństwa w dotychczasowych strojach liturgicznych, archaicznych, męskich, ograniczających ekspresję do tego, co uchodzi i wypada. Jak diakonki do tej pory będą poruszały się i mówiły w męski sposób: namaszczony, paternalistyczny, pompatyczny. Boję się pierwszych wyborów na proboszczów, do których zgłoszą się Panie, ponieważ w dotychczasowych ramach prawnych będą rywalizowały i zachowywały się dokładnie tak samo, jak mężczyźni. Nie mogę znieść myśli, że z jeszcze większą skrupulatnością będą stały na straży autorytetu urzędu, zamiast stawać się autentycznymi, żywotnymi, pełnymi świętej zmysłowości Ewami (rodzącymi z pomocą Boga nowe życie) i spontanicznego żaru Mariami (powołanymi do inicjowania nowego ziemi i nowego nieba).
Pragnę Kościoła, w którym nie będzie poważnych i smutnych Pań, struchlałych ze strachu przed konsekwencjami złamania tradycji, zajętych myślami, czy im wypada, czy nie wypada. A tak może być, ponieważ gdziekolwiek w świecie Kobiety zastępują Panów, tam – o zgrozo – stają się ich lepszą kopią, aby udowadniać, że świetnie sobie radzą.
Czy Kościołowi potrzebne są Panie, które będą powtarzały męskie role i mieściły się w męskich schematach? W żadnym wypadku. Zamiast starać się o prawa i możliwości, równe Panom, i czekać na łaskawe pozwolenie, Kobiety od dawna powinny tworzyć żeńską alternatywę. Zadaniem Pań jest „zrodzenie nowego Kościoła”, w którym nie będą zastępowały i uzupełniały Mężczyzn. To wspólnota, w której żadna z płci nie będzie dominowała ani przypominała drugiej, ale obie stworzą energetyczną, a więc też duchową jedność. Radzę w ten sposób zinterpretować także wypowiedzi biblijnych autorów, którzy nie chcieli, aby w Kościele Kobiety zastępowały Mężczyzn. Ponieważ nie potrafili zbudować duchowej więzi z Kobietami, na podobieństwo Jezusa z Galilei, więc nie zgadzali się na proste zastępstwo. Gdyby jednak nie zrezygnowali z pozycji, które po Nim odziedziczyli, doświadczyliby jedności w Chrystusie, czyli pełni namaszczenia Duchem.
Panie, nie czytajcie i nie interpretujcie biblijnych ksiąg w tak zesztywniały, fundamentalistyczny i literalny sposób, jak mężczyźni, bo nigdy nie będziecie miały odwagi nie tylko pytać, dlaczego w ogóle komuś przyszło do głowy, żeby te teksty były tak promęskie i propatriarchalne, ale też po prostu opowiadać o zbawieniu w zupełnie nowy sposób, to znaczy z pomocą innych pojęć i symboli.
Interpretujcie te teksty nie tylko pod względem gramatycznym, historycznym, literackim i etymologicznym, ale także symbolicznie, poetycznie, wykorzystując „pneumatyczny (duchowy) naddatek znaczenia”, czyli po kobiecemu, aby obie te metody uwalniały ludzkie dusze z prawa, procedury, tradycji, zobowiązania, wreszcie z tego, co wypada.
Nie zakładajcie strojów liturgicznych, bo o ile pamiętacie opowiadanie o płaszczu, który Eliasz zarzucił na Elizeusza, o tyle wiecie, jak to się skończy. To nie są bajki. W tych strojach będziecie po męsku pilnować autorytetu kościelnego urzędu, a tymczasem Duchowi chodzi o autorytet zbawionych, prawdziwych, żywotnych, spontanicznych ludzi, a już zwłaszcza Kobiet, które na nowo przypomną Kościołowi, że Bożej obecności doświadcza się fizycznie, a uwielbia radosnym ruchem życia, tańcem, śpiewem.
Wynieście z kościołów ławki, żeby było Wam łatwiej kształtować przestrzeń, każdorazowo dopasowując ją do potrzeb. W kościelnych budynkach powinno być miejsce na spontaniczny ruch, taniec, krąg uczestników, między którymi nie ma ważniejszych i mniej ważnych. Mówcie na wysokości słuchaczy, a nie z ambon, chodźcie między uczestnikami nabożeństw, dotykajcie ich, uśmiechajcie się, nie bójcie się spontanicznych emocji.
Nie rywalizujcie między sobą o stanowiska w Kościele i w parafiach, nie oceniajcie się i nie porównujcie się. Nie zapominajcie, że hierarchiczne struktury, oparte na rywalizacji i zasłudze, trzeba zastąpić stabilizującymi strukturami współpracy, wynikającymi z adekwatnych do okoliczności i potrzeb zdolności, ale też z mądrości, transparentności bycia sobą. Kościół nie potrzebuje przywództwa autorytarnego, ale czułego, wrażliwego, miłosiernego i uśmiechniętego.
Czujcie ziemię, często chodźcie boso, aby mieć kontakt z prastarą Ewą, Matką wszystkich ludzi. Dbajcie o wasze, kobiece instynkty, bo z nich jest wasza żywotność i płodność, eksplozja twórczości. Nie wierzcie Mężczyznom, którzy w większości spluwają na ziemię, swoją Mamę. To dzięki Wam, a nie programom ekologicznym, nauczymy się szanować ziemię i każdy przejaw życia. Z głębokiej ekologii zrodzi się później prawdziwa ekumena, wspólnota życia i radości.
To wszystko, i jeszcze wiele więcej, możecie wnieść we wspólnotę pełnej jedności z mężczyznami.
Zakończę, celowo wykorzystując ostatni akapit tekstu: Taneczny wir żeńskiej i męskiej energii, z 19 lipca 2021 r.
Niech ożyje świat w tanecznym wirze dwóch energii. Wirującym polu energii miłości Królowej i Króla, Kochanki i Kochanka, Wiedźmy i Maga. Niech wypełnia się i działa uzdrawiający związek żeńskiego Ducha i męskiego Słowa, kobiecej mocy i męskiej siły, kobiecej miłości i męskiej czci.
Kto nie czytał całego, zapraszam na mój blog.