
Czy osiągnąwszy pewien wiek, zmęczeni pracą zarobkową, na pewno czekamy tylko na emeryturę?
Czy małżonków w średnim wieku, którzy latami wychowując własne dzieci nie rozwijali miłosnej relacji, na nowo spajają wnuki?
Co począć z dojrzałością, a potem ze starością? Tylko żałować i przeklinać?
Czy młodsze pokolenie może myśleć o starszym wyłącznie jako o problemie społecznym i ekonomicznym?
Czy wartość senexa przeminęła wraz z resztkami kultury antycznej?
Czy na pewno trzeba mieć zdrowe oczy, żeby widzieć, i zdrowe uszy, żeby słyszeć?
Czy król Salomon, prosząc w modlitwie o słyszące serce (1 Krl 3,9), wykazał się pragmatyczną roztropnością?
Jestem przekonany, że nie tylko z powodu starzejącego się społeczeństwa, ale przede wszystkim dla duchowego rozwoju najwyższy czas w naszych wspólnotach zająć się pięknem i wartością starości. Od dawna popełniamy ten sam błąd, czym wzmacniamy powszechną w mediach i ekonomii pochwałę niedojrzałej młodości, która jest przydatna ekonomicznie i politycznie. Poza wypłukanymi ze znaczeń rytuałami religijnymi, które powtarzamy ze względu na tzw. tradycyjne wychowanie i wartości, nie prowadzimy pracy duchowej, integrującej kolejne cykle ludzkiego życia. Praktyczne duszpasterstwo i kaznodziejstwo nie dostrzega różnic pomiędzy nimi i nie potrafi przeprowadzać przez doświadczenia graniczne.
W efekcie niedojrzali i nieświadomi zmian, jakich w następujących po sobie periodach życia powinna doświadczyć psychika, kolejna puella i puer nie przechodzą w odpowiednim czasie duchowej transformacji, po czym z przerażeniem odkrywają, że dorosłość nie spełniła ich marzeń, a opadające kartki kalendarza coraz słabiej maskują wyzierającą z nich dojrzałość i starość.
Doroczne spotkanie adwentowe, ewentualnie drugie wiosną, czyli pasyjne, organizowane dla tzw. seniorów, sprawy nie załatwia, a mam wrażenie, że wręcz uniemożliwia duszpasterstwo, które powinno mieć na względzie ludzką psychikę i duchowy rozwój, ponieważ jest iluzją dobrze wykonanej pracy.
Czas na geragogikę w duszpasterstwie, zrozumienie starości przez pedagogikę, dostrzeżenie senexa w kościelnej ławce, na spotkaniu towarzyskim i w gronie przyjaciół, wreszcie na duszpasterstwo, które dbając o duchowy rozwój rozróżnia cykle życia i pomaga w przejściu podróży życia.
Nie napisałem tego bez przyczyny, mam bowiem propozycję nie tylko dla moich koleżanek i kolegów w Kościele. Gdyby ktokolwiek, kto identyfikuje się jako animator jakiejś grupy czy środowiska, komu na sercu leży ludzkie dobro i zdrowie, miał zamiar coś w tym względzie rozpocząć albo kontynuować, jestem do dyspozycji z odpowiednią refleksją. Mogą to być rekolekcje (obojętnie w jakim okresie liturgicznym), biblijne wprowadzenie do tematu dla liderów, wreszcie pogadanka dla starszych, którzy chcieliby przytulić swoją dojrzałość, albo dla młodszych, jeśliby chcieli zrozumieć rodziców.
Co powiecie na temat: Senex to osoba, która oglądając film, już na początku zna zakończenie?
