Edukacja – wychowywanie czy inspirowanie?

Powolutku, stanowczo zbyt wolno, ale jednak dociera do nas, że edukacja w dotychczasowym kształcie jest absolutnie anachroniczna. Psychologia, pedagogika, neurobiologia, nauki społeczne wyprzedziły praktyczną edukację przynajmniej o wiek. Przedstawiają tak radykalnie inną wizję człowieka, zwłaszcza rozwoju psychicznego i społecznego, ukształtowania mózgu i zdolności umysłowych, powiązanych z inteligencją emocjonalną, od tej sprzed dwustu lat, że rozsądnie jest zapytać: Czy edukacja zależy od nieuków?

Odpowiedź brzmi: NIE. Edukacja zależy od polityków i rodziców, którym wygodnie jest scedować na nauczycieli niemal wszystkie swoje obowiązki wobec dzieci, a w wypadku ich życiowego niepowodzenia, mieć kogo obarczać odpowiedzialnością.

Więc trafiła się nam kwarantanna, spowodowana epidemią wirusa, i z mocą huraganu wywraca pruski paradygmat edukacyjny. Nagle okazuje się, że być może wydatki na edukację nie muszą być tak absurdalnie wysokie, bo dzieci wcale nie musiałyby spędzać w szkolnych budynkach większość swojego życia. Część nauczycielskich zadań z powodzeniem można realizować bez kontaktu bezpośredniego. W dobie powszechnej dostępności do źródeł wiedzy wiele treści programowych powinno być skorygowanych, a nawet zlikwidowanych, na korzyść rozwijania tak zwanych kompetencji miękkich, itp.

Pierwszym warunkiem zmian jest powszechna świadomość rodziców, że z ich strony dzieciom należy się więcej zainteresowania i czynnej miłości, a nie jedynie deklarowanej. Drugim jest zgoda tzw. elit politycznych, a w rzeczywistości grup społecznych, biznesowych i zawodowych, „trzymających władzę”, żeby zrezygnować ze szkoły wychowującej na rzecz szkoły inspirującej. To wcale nie będzie łatwe, ponieważ konwencjonalna edukacja traktowana jest jako skuteczne narzędzie realizowania celów politycznych i społecznych rządów i partii, które uzurpują sobie prawo do narracji historycznej oraz kształtowania wyobraźni narodowej.

Od  pruskich prapoczątków w szkole nie zmieniło się wiele. Nauczyciel wciąż jest instrumentem władzy, oczekującej mobilnego, przewidywalnego, posłusznego, ekonomicznie i moralnie sterowalnego społeczeństwa, w którym indywidualność, niepowtarzalność i piękno ludzkiej duszy jest drugorzędne w stosunku do kolektywnych, narodowych  i religijnych, zobowiązań, z którymi każdy obywatel powinien się utożsamiać.

Tranzyt świadomości, związany z epidemią, stwarza szansę na całkowitą, a nie pudrowaną reformę edukacji, której celem nie będzie dobro narodu, ale ludzkiej duszy. Najbardziej będą się sprzeciwiać dotychczasowi sojusznicy, utrzymujący edukację na poziomie ekonomicznej i emocjonalnej przydatności do pełnienia ról społecznych, czyli partie, partycypujące w pokrojonym torcie zysków, oraz religijne instytucje. Bez trudu można sobie wyobrazić koronny argument przeciwko zmianom w edukacji, a mianowicie o upadku wartości, z których największą jest tradycyjna rodzina. Tradycyjna, czyli jaka? Oczywiście patriarchalna, w której wszyscy objęci są nienaruszalnym (czytaj boskim) prawem własności mężczyzny. Partie, rozgrywające na współczesnej scenie politycznej, oraz religijne instytucje, bronią konwencjonalnej edukacji, ponieważ pozwala im na reprodukowanie pokoleń, posłusznie dostosowujących się do męskich, patriarchalnych wzorców cywilizacyjnych.

Dziecku nie jest potrzebne wychowywanie, praktycznie realizowane jako tresura do określonych zachowań i przekonań, ponieważ jest duszą, która świadomie wybrała rodziców, czas i miejsce wcielenia. Dziecko nie jest embrionalną monadą, z której trzeba wyhodować człowieka. Jest w pełni ukształtowaną duszą, której należy pomóc odnaleźć i przejść indywidualną drogę, wybraną przez nią przed wcieleniem. Częścią lekcji, którą każdy z nas ma do przerobienia jako ucieleśniona dusza, przede wszystkim jest znalezienie osobistej drogi, czyli powołania, a mówiąc inaczej jednorazowego i niepowtarzalnego zadania do wykonania, które ziemskiemu życiu nadaje metafizyczny sens. Edukacja konwencjonalna robi wszystko, żeby to uniemożliwić. Nie interesuje jej wspieranie człowieka w odnajdywaniu kontaktu z duszą i drogi rozwoju, a jedynie użyteczność społeczna i ekonomiczna.

Między innym dlatego kładzie nacisk na wiedzę, zamiast na mądrość, która jest wiedzą przefiltrowaną przez życiowe doświadczenie. Wiedza zniewala, czyniąc człowieka udziałowcem pozornych korzyści dzięki partycypowaniu w schematycznym myśleniu i działaniu. W rzeczywistości trzyma go w okowach lęku przed skutkami wyrażania własnych poglądów i manifestowania swej niepowtarzalności.

Dopiero mądrość wyzwala. Co prawda nie sposób jej sobie wyobrazić bez wiedzy, jednak mądrość ma autorytet i świeżość wiedzy, stosowanej w codziennej praktyce, a przede wszystkim wypróbowanej przez życiowe doświadczenia. Wiedza jest schematyczna, mądrość jest nieszablonowa. Wiedza schładza serce, mądrość je rozpala. Wiedza trzyma człowieka na uwięzi strachu, żeby nie wyjść na ignoranta, mądrość czyni człowieka świadomym swoich niepowtarzalnych umiejętności oraz piękna daru, który może złożyć innym, będąc sobą i pozostając w zgodzie ze swoją drogą.

Wychowywanie, rozumiane jako wdrażanie do przyjęcia schematycznych przekonań i zachowań, a skuteczne dzięki egzekwowaniu wiedzy i posłuszeństwa, nie służy ludzkiej duszy, która zaczyna cierpieć i chorować. Dlatego w młodzieńczym życiu często pojawia się słuszny bunt, interpretowany jako przejaw nieświadomego zachowania niedojrzałego człowieka. Tymczasem jest sygnałem, że rodzice, wychowawcy, autorytety, uniemożliwiają duszy podążanie jej indywidualną drogą rozwoju. Bunt bywa pacyfikowany restrykcjami i silną reakcją. W efekcie zaczyna toczyć się koło nieszczęścia, zapowiadające przyszłe choroby, dysfunkcje społeczne, a na końcu tragiczną śmierć nie w czasie.

Co robić, aby inspirować, a nie wychowywać? Wszystko powinno zacząć się na długo przed narodzeniem dziecka. Nadanie imienia jest nie tylko oznaczeniem człowieka, które ma ułatwiać funkcjonowanie w grupie. Poza tym, że imię ma znaczenie, jest też melodią, czyli energią, która będzie wpływała na DNA. Nadanie imienia (najlepiej dwóch imion) powinno być poprzedzone modlitwą i pytaniem się Boga o to, jaką duszę posyła?

Gdy dziecko leży w kołysce rodzice „na kolanach” powinni dalej pytać o drogę życia dziecka, które urodziło się w ich rodzinie. Cała uwaga dorosłych powinna być skupiona na reakcjach dziecka, jego zachowaniach, umiejętnościach oraz przeżywanych przyjemnościach, aby odkrywać jego indywidualność, niepowtarzalność, piękno, jednorazowość. Rodzice powinni mniej wymagać i egzekwować, a więcej współuczestniczyć w odkrywaniu przez dziecko świata i swojego miejsca, aby w odpowiednim czasie móc dostrzec jego szczególne umiejętności oraz talenty. Podobnie powinien zachowywać się nauczyciel, a system edukacji nie może mu tego utrudniać. Wręcz odwrotnie wspierać, aby wespół z rodzicami pomagał dziecku w utrzymywaniu kontaktu z własną duszą i odkrywaniu swojej drogi życia. Rolą wszystkich dorosłych jest inspirowanie dziecka w odkrywaniu prawdziwego JESTEM, które jest cząstką uniwersalnej Świadomości, a nazywając rzecz tradycyjnie obrazem Boga w człowieku.

Szkoła wychowująca, rozwija w człowieku EGO, czyli nieprawdziwe i zewnętrzne obrazy samego siebie, które przede wszystkim powstają z powodu nieustannego oceniania oraz porównywania uczniów. Tradycyjna szkoła nie jest zainteresowana indywidualnym JESTEM dziecka, ponieważ jej celem jest wdrażanie do schematycznych przekonań i działań. EGO jest niejako ubocznym produktem pokazywania dziecku wyłącznie świata zewnętrznego, w którym powinien „chcieć być i mieć” nie jako indywidualne i niepowtarzalne JESTEM, ale jako element systemu społecznego.

W szkole inspirującej, wewnętrzny świat dziecka musi zająć miejsce świata zewnętrznego. Edukacyjny wysiłek powinien koncentrować się na wprowadzeniu dziecka wpierw do wnętrza, do świątyni prawdziwego człowieczeństwa, mając na uwadze doprowadzenie go do odkrycia niepowtarzalnego i pięknego JESTEM. Dopiero wtedy, gdy młody człowiek nie gubi kontaktu z duszą i potrafi rozpoznawać własną drogę, można zacząć go zachwycać zewnętrznym światem. W konwencjonalniej szkole niestety pokazuje się jedynie zewnętrzny świat, a gdy młody człowiek zaczyna się w nim gubić, ulegając różnym naciskom i pokusom, żąda się po nim, aby walczył z pragnieniami, tworzonymi przez EGO.

Nie trudno się domyślić, że brak wiary w siebie, niepewność, kompleksy, lęki, uleganie pokusom, pomyłki przy wyborze praktycznego zawodu, uzależnienie od silnego rządu albo charyzmatycznego przywódcy, zgoda na ograniczenia swobód obywatelskich, aby czuć się bezpiecznie, oraz wiele innych przyczyn, które „zawiązują energię” w ciele, uniemożliwiając jej swobodny przepływ, są produktem szkoły wychowującej. Pozornie ubocznym, niestety tradycyjne wychowywanie w istocie skonfigurowane jest w taki sposób, aby szkołę i rodzinny dom opuszczał człowiek uzależniony od systemów mentalnych, społecznych i ekonomicznych, na którego łatwo wpływać i trzymać na uwięzi, mając w każdej chwili łatwy dostęp do jego energii emocjonalnej i ekonomicznej.

W podobny sposób wychowywanie bywa rozumiane i praktycznie realizowane w instytucjach religijnych, w tym Kościołach. Katecheza nie jest profilowana w taki sposób, aby poprzez kolejne obrzędy inicjacyjne uwalniać człowieka od zobowiązań i ślubów, aż do osiągnięcia przezeń pełni świadomości, ale raczej w odwrotnym celu, aby dobrowolnie godził się na całkowite posłuszeństwo i uzależnienie. W efekcie zamiast inspirować do życia w mocy Bożego Ducha, katecheza czyni z dzieci niewolników strachu oraz poczucia winy, wstydzących się swojej natury, cielesności, zmysłowości, seksualności, nie umiejących zarządzać energią emocjonalną. Szczegółowiej odniosę się do problemu, w którymś z kolejnych wpisów.

Celem edukacji inspirującej musi być człowiek sam w sobie, a nie jego użyteczność ekonomiczna bądź polityczna. Czy ludzie obłożnie chorzy albo sędziwi są nieużyteczni i nieprzydatni? Sądzę, że ich modlitwy, połączone z pamięcią o najbliższych, są wielu rodzinom i przyjaciołom bardziej potrzebne od kolejnego tysiąca złotych.

Precyzując cel edukacji, trzeba wskazać na kluczową rolę mistrza, który w pierwszym rzędzie inspiruje do poszukiwań wewnętrznej świątyni, prawdziwego JESTEM, będącego ucieleśnioną cząstką uniwersalnej Świadomości, tradycyjnie zwanej Bogiem. Dopiero wtórnie mistrz, który nie ma monopolu na mądrość, staje się nauczycielem wiedzy. Mądrość obiektywnie istnieje w świadomości. Gdy młody człowiek trwa w kontakcie ze swoją duszą i odnajduje swoje JESTEM, wówczas mądrość samoistnie ucieleśnia się w jego przekonaniach, zachowaniach, wyborach, relacjach. Wtedy i tylko wtedy wiedza staje się potrzebna i przydatna. Mądrość po prostu wie, jak ją wykorzystywać w codziennym życiu.

W związku z powyższym postuluję:

1. Szkoły powinny nazywać się DOMAMI MĄROŚCI;

2. Nauczyciel w pierwszym rzędzie powinien być mistrzem duchowego życia, a jego zawód powinien nosić imię INSPIRATORA;  

3. Celem inspiratora jest doprowadzenie ucznia do mądrości, a dopiero wtórnie przekazywanie wiedzy i opieka;  

4. Inspirator to zawód prestiżowy;  

5. Edukacja ma inspirować dzieci do pracy wewnętrznej, aby odnajdywały swoje JESTEM i drogę życia;

6. Edukacja inspirująca ma być ukierunkowana na uczenie niezależności przekonań i zachowań, dlatego Dom Mądrości powinien indywidualizować, a nie socjalizować;

7. Mądrość wymaga relacji intymnej, opartej za zaufaniu;

8. Wiedzę przekazuje się za pomocą przekonującej narracji, w której życiowe doświadczenie inspirującego mistrza jest wątkiem, zaś wiadomości osnową:

9. Wiedza powinna być przekazywana pod postacią problemów, zjawisk, konceptów, a nie w ramach wydzielonych przedmiotów;

10. Inspirujący Dom Mądrości ma uczyć wyrażania pojęć nie tylko werbalnie, ale w takim samym stopniu za pomocą kolorów, kształtów, form symbolicznych, aktywizujących żeńską połowę mózgu, aby powstawała więź, łącząca słowa i obrazy, treści i odczucia;

11. Dom Mądrości ma dbać o emocjonalny rozwój dziecka oraz inteligencję emocjonalną;

12. Dom Mądrości przygotowuje do życia, a nie do egzaminów, dlatego kontrola pracy inspiratora powinna być zredukowana do minimum. Nie obowiązują go szczegółowe podstawy programowe i sprawozdania przerobionego materiału;

13. Mistrz nie porównuje uczniów i nie klasyfikuje ich pod względem poziomu wiedzy i umiejętności, ale nastawiony jest na wspieranie twórczego działania, dlatego szuka ich dobrych stron oraz inspiruje do pogłębiania zainteresowań;

13. Mistrz nie ingeruje w konflikty między uczniami, aby sami uczyli się współpracy i sposobów rozwiązywania problemów;

14. W Domu Mądrości rywalizacja i współzawodnictwo ograniczone są do minimum, dlatego egzaminy są zbędne. Pierwszym może być egzamin dojrzałości czyli po prostu mądrości;

15. Inspirator współpracuje z uczniami na zasadach partnerskich, dlatego nie stosuje modelu mentorskiego i formatującego.

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *

19 − szesnaście =