Fizyka kwantowa i duchowość

„Wszyscy byliśmy w błędzie. To, co nazywamy „materią” jest w rzeczywistości energią, której wibracja została spowolniona do poziomu odbieranego przez nasze zmysły” . Albert Einstein

Ja jestem światłością  świata” (J 8,12); „Wszystko, o co w modlitwie prosilibyście wierząc, otrzymacie” (Mt 21,22). Jezus z Galilei

Nowożytna nauka narodziła się mniej więcej 300 lat temu, kiedy I. Newton sformułował prawa fizyki. Opierając się na nich, zbudowaliśmy światopogląd materialistyczny i mechanistyczny. Według tych praw początek życia jest przypadkowy i nie stanowimy jedności z naszymi ciałami. Na dobrą sprawę jesteśmy też całkowicie bezsilni w kwestii naszego uzdrowienia. Prawa te sugerują nam również, że jesteśmy oddzieleni od świata zewnętrznego, więc mamy bardzo niewielki wpływ nie tylko na to, co się dzieje wewnątrz ciała, lecz także poza nim.

W 1859 r. Ch. Darwin wydał książkę O pochodzeniu gatunków, która jest uznana za podstawę biologii ewolucyjnej. Autor, przekonując nas, że natura opiera się na modelu konfliktu i współzawodnictwa, nie wiedział jeszcze niczego, co współcześnie wiemy o komórkach, neurytach albo DNA. Nie znał badań, które odkryły istnienie pola, łączącego wszystko w całość, co praktycznie oznacza, że natura opiera się na współdziałaniu, a nie konflikcie.  

Na szczęście fantastycznie rozwija się nowa fizyka i nowa biologia. Ikoną nowego paradygmatu jest A. Einstein. Nie oceniając, czy słusznie, przyjmijmy, że kategoria energii, znana teologii prawosławnej, prawie nie zasymilowana przez teologię Zachodu, jest pojęciem/kluczem naszych czasów. Dotąd jedynie mistycy mieli wgląd i przeczucie, że biblijne określenie Boga jako światłości jest czymś daleko więcej, niż tylko zwykłym obrazem.

Od lat w zachwycie badam związki pomiędzy duchowością a fizyką kwantową i dostrzegam coraz więcej punktów stycznych, czasem wręcz tożsamych ze słowami i duchowością Jezusa z Galilei. Jestem przekonany, że fizyka kwantowa jest najbardziej mistyczną z wszystkich dotychczasowych rozwiązań. Jest naukowym opisem duchowości wielkich mistyków, w tym mojego Mistrza.

Pisze o tym, ponieważ dostrzegam, że wielu nie rozumie moich wpisów, sposobu argumentacji,  egzegezy tekstów biblijnych i duchowości. Dawno przestałem korzystać z mechaniki Newtona i w związku z tym również moja egzegeza ma coraz mniej wspólnego z interpretacjami, które zdominowały religijną wyobraźnię chrześcijan, począwszy od XVIII wieku. 

Jeśli chcecie mnie zrozumieć, spróbujcie  zmienić paradygmat. Chociaż na chwile – proszę – zrezygnujcie z dotychczasowego sposobu myślenia, rozumienia i doświadczania Bożej obecności. Dajcie mi szansę na przekonanie Was, że wykorzystując współczesne narzędzia naukowe, cudownie rozwiniecie swoją duchowość i poprawicie jakość swego życia. Poniżej pozwolę sobie wprowadzić Was krótko w podstawowe pojęcia fizyki kwantowej i nowej biologii, której istotą w moim przekonaniu jest epigenetyka.

Podstawą jest zrozumienie, że wszystko jest energią. W materii naprawdę nie ma materii. Współczesna fizyka nie potrafi jej udowodnić. Natomiast wystarczająco dobrze zostały opisane struktury energetyczne, z których zostaliśmy stworzeni. Wszechświat zbudowany jest z cząsteczek światła, zwanych fotonami. Światło jest elektromagnetycznym polem, podróżującym po wszechświecie w formie fal, będącym w ciągłym ruchu, które jednak zostaje zniekształcone przez przestrzeń.

Grawitacja, czyli siła przyciągania, nie istnieje w takim sensie, jak rozumiał to Newton. Jest efektem tego, że masa gwiazdy czy planety również zniekształca przestrzeń, zakrzywiając ją. Ziemia zniekształca przestrzeń wokół siebie w ten sposób, że ją zakrzywia, więc księżyc tak naprawdę porusza się po linii prostej, zgodnie z prawami bezwładności, ale mimo to okrąża naszą planetę. Podobnie obiektywny czas nie jest tym czym wydaje się być, gdy obserwujemy wskazówki zegara. Podobnie jak przestrzeń, jest „zawinięty” przez wpływ wielkich ciał niebieskich oraz prędkość.

Cząsteczki elementarne w atomie są niewiarygodnie małe i kto wie, czy w ogóle moją formę stałą. Gdyby wyobrazić sobie atom w skali katedry, to jądro atomu jest mniej więcej wielkości pięciozłotówki. Atom zatem to energia w ruchu. Wszystko, co wydaje się materią, w rzeczywistości jest w ruchu. Nie istnieje zatem nic stałego, wszystko jest ruchome, podlegające ciągłym zmianom. Nadto cząsteczki elementarne w czasie, gdy są obserwowane, zachowują się nie zawsze tak samo. W zależności od typu obserwacji, jaki wybierają naukowcy, raz zachowują się jak światło, innym zaś razem jak cząstki posiadające masę. To oznacza, że intencja obserwatora wpływa wprost na formę oraz zachowania owych cząstek elementarnych (badania Heisenberga). Podobne badania z komórkami macierzystymi przeprowadził na przełomie lat 70- tych i 80 – tych ubiegłego wieku dr B. Lipton, dochodząc do tego samego wniosku, a mianowicie, że o genetycznej aktywności komórek, rozwijających się w różne tkanki, decyduje środowisko chemiczne, pomimo tego, że potencjalnie każda z nich mogłaby rozwinąć się w dowolną tkankę.

Najnowsza teoria strun oraz hiperprzestrzenni dodają fizyce jeszcze więcej tajemniczości. Fizycy rozważają bowiem istnienie wielowymiarowych światów, a także sprowadzają materię, jak i energię, do czystej wibracji strun. Teoria strun przewiduje, że podstawowym budulcem wszechświata nie są cząstki w postaci punktu, czyli elektrony i kwarki, ale struny wielkości 1031 metra. Ta teoria przewiduje, że przestrzeń, w której żyjemy, ma co najmniej 10 wymiarów, może nawet 21, przy czym 3 wymiary przestrzenne i czas to wymiary otwarte, natomiast pozostałe wymiary są skompaktyfikowane do rozmiarów niedostępnych naszemu doświadczeniu. W efekcie najzwyczajniej w świecie nie widzimy ich, jak niektóre zwierzęta, których oczy widząc tylko dwa wymiary, nie dostrzegają przeskoku między blisko siebie położnymi powierzchniami.

Dlatego nie możemy dłużej o sobie myśleć, jak o istotach żyjących w prostej rzeczywistości, zbudowanej z solidnej materii. Wiemy już wystarczająco dobrze, że wszystko wokół nas jest tajemniczą, wibrującą energią. Wszystko zbudowane jest ze światła. My również. Nie ma więc niczego trwałego. Nie ma trwałej materii, jak lód, który w „oka mgnieniu” może najpierw stać się wodą, aby wreszcie przekształcić się w parę.

W przeciągu ostatniego stulecia przeprowadzono wiele eksperymentów z wykorzystaniem cząsteczek energetycznych. Dzięki jednemu z nich, udowodniono istnienie siły, która tworzy interakcje dwóch osobnych cząsteczek energii, nawet jeśli są od siebie oddalone na tysiące kilometrów. Tak jakby były zawsze połączone i potrafiły oddziaływać na siebie wzajemnie w każdej chwili. To zjawisko zostało nazwane splątaniem kwantowym i pokazuje naszą możliwość wpływania na ludzi oraz świat pomimo odległości, która nas dzieli. Wszystko to dzieje się dzięki pracy z energią znajdującą się wewnątrz człowieka.

W tym samym nurcie badań biolodzy opisali fenomen pól morfogenetycznych (badania R. Sheldracke). Wypełniają one przestrzeń o bliżej niesprecyzowanej naturze fizycznej i nadają określoną formę organizmom żywym, pełniąc funkcje dodatkowego czynnika genetycznego, oprócz DNA. Te pola również ewoluują, co oznacza, że kolejne pokolenia danego gatunku są nie tylko tworzone przez to pole, lecz rozwijając się same tworzą w tym polu trwałe zmiany.

Zmiana pola morfogenetycznego, dokonana przez jednego osobnika, wpływa na pojawienie się podobnych zmian nie tylko w jego potomstwie, ale we wszystkich osobnikach gatunku, które pojawiły się po nim. Teologia od dawna opisuje ów fenomen, posługując się innym pojęciem, a mianowicie życiem w Starym Adamie albo w Nowym Adamie. Ta teoria tłumaczy skoki ewolucyjne, których nie potrafi wytłumaczyć nauka mechaniczna. W ten sposób pojawiają się przeskoki od razu do wyżej zorganizowanych form, a teoria Darwina, wespół z fizyką Newtona, stały się absolutnie niezdolne do tłumaczenia praw, według których we wszechświecie rozwija się życie. Teoria pól morfogenetycznych daje odpowiedź na pytanie, dlaczego wiele odkryć i wynalazków pojawia i zostaje ogłoszonych niemal w tym samym czasie przez osoby, które wcale się ze sobą nie kontaktują, a pracują i żyją w odległych zakątkach ziemi.

Większość ludzi myśli, że kiedy patrzy swoimi oczami, widzi wszystko, co jest do zobaczenia w ich konkretnej lokalizacji. Podczas, gdy faktycznie widzą, czyli dekodują, jedynie maleńki zakres częstotliwości wewnątrz widma elektromagnetycznego, znany nam jak „światło widzialne”. I kiedy mówi się „maleńki” to w istocie to jest maleńkie. Długości fal widma elektromagnetycznego umożliwiają doświadczenie, poznanie, bo już na pewno nie widzenie, jedynie 0,005% z tego, co istnieje we wszechświecie  jako energia, a przez zmysły bywa czasem postrzegane jako materia. Światło widzialne, jedyny zakres częstotliwości, który jako ludzie możemy dostrzec, jest w dodatku ułamkiem nawet tych 0,005%. Reszta to ciemna materia/ciemna energia. Tak ją nazywamy, ponieważ nie potrafimy jej dostrzec. Więc jak niewiele widzimy z jednego wszechświata? A i tak to jest tylko jeden z wielu wszechświatów i rzeczywistości wewnątrz nieskończonej Świadomości – nieskończonej Możliwości.

Dlatego niezależnie od tego, w co wierzysz i niezależnie od tego czy się modlisz, czy medytujesz, może zagłębiasz się w siebie albo po prostu oddajesz chwili refleksji, zawsze pracujesz z tą samą świetlną wszechobecną energią, która jest budulcem każdego z nas, jest w nas, wokół nas i koniec końców jest nieskończoną Miłością. To wyjaśnia, jak bardzo ważna w naszym życiu jest wiara. Dzięki niej czujemy, że jest coś więcej niż tylko świat fizyczny. Wiara pomaga nam w trudnych chwilach i to właśnie dzięki niej potrafimy dostrajać się do energii, w której jesteśmy tylko maleńką cząstką.

Współczesna nauka przekonuje nas, że natura nie współzawodniczy i nie walczy, ale opiera się na wzajemnej pomocy. Jesteśmy połączeni ze swoim ciałem na bardzo głębokim poziomie psychicznym, a nasze myśli, emocje, uczucia i przekonania, które mają początek zarówno w mózgu, jak i w sercu, wyzwalają chemię, która może doprowadzić do powstania choroby, ale też ją cofać, uzdrawiając ciało i sprzyjając długowieczności.

Niestety współczesna medycyna konwencjonalna opiera się na nieaktualnym koncepcie separacji, współzawodnictwa i konfliktu, istniejącym jakoby w organizmie człowieka na poziomie biologicznym i komórkowym.

Jezus wiedział, że tak nie jest i dlatego był skutecznym lekarzem. Jutro spróbuję to w kilku słowach opisać, żywiąc nadzieję, że uda mi się wytłumaczyć, dlaczego o epidemii koronowirusa nie piszę w kategoriach nieszczęścia, ale duchowej lekcji do przerobienia, prosząc jednocześnie, abyśmy przestali się bać i uwierzyli w leczącą siłę wiary. Zapraszam. 

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *

2 × cztery =