Kryzys i pięta

Niektórzy z nas nie kontynuują podróży, gdy drogę przetnie im czarny kot, a inni w 13-tce upatrują zapowiedź kłopotów. Po prostu kryzys.

Tymczasem żywemu nie może przytrafić się nic lepszego i ciekawszego. Kryzys nie jest zapowiedzią nieszczęścia. Przeciwnie, nieśmiało zachęca, abyśmy wspięli się na wyższy lewel, na co pewnie nigdy nie mielibyśmy ochoty, zastygli w starej formie i jakości życia.

Kryzys zdrowotny zmienia jednostkę. Kryzys epidemiologiczny zmienia życie całej populacji. Nie ważne czym, przez kogo, i w którym miejscu wywołany, dla niektórych jest końcem świata, dla innych początkiem. W pierwszych wywołuje paraliżujący stres, w drugich ciekawość i czujne napięcie w poszukiwaniu szansy rozwoju.

No właśnie, co wspólnego mają ze sobą tytułowe kryzys pięta? Kryzys wywołuje napięcie, dlatego jedni, gdyby tylko mogli, natychmiast obróciliby się na pięcie ku przeszłości, i jak mantrę powtarzają życzenie, żebyśmy jak najszybciej powrócili do normalności. Natomiast pozostali trwają napięci niczym cięciwa w łuku, aby wypuścić strzałę życia, gdy na horyzoncie przyszłości pojawi się cień szansy na zmianę i rozwój.

Lepiej stać na pięcie, aby przywrócić normalność, czy trwać w na-pięciu, aby wyzwolić się z normy, w której żyliśmy przed kryzysem? Odpowiedź zależy od wielu czynników światopoglądowych, religijnego wychowania i predyspozycji psychicznych, ale i tak decydująca w tym względzie jest umiejętność duchowa, która nas różnicuje, a mianowicie w jaki sposób radzimy sobie z lękiem.

Chętni do wykonania w tył zwrot na pięcie, ulegają złudzeniu, że codzienne doświadczenia nie sumują się z życiem, więc można wrócić do przeszłości. Umysł podpowiada im, że cena, którą musieliby zapłacić za dodanie wartości kryzysu do osiągnięć dotychczasowego życia, byłaby za wysoka, więc panicznie boją się sumy tego rachunku. Obawiają się, że nie będzie ich stać, aby zapłacić za tę niepowtarzalną transakcję, jaką zaoferowało im życie. Nie potrafią i nie chcą skorzystać z życiowej szansy postawienia wszystkiego na jednej karcie, ponieważ rządzi nimi EGO własnych osiągnięć, stanu posiadania i bycia kimś w społecznej strukturze.

Szkoda, bo kryzys nie specjalnie różni się od wizyty z oszczędnościami życia w luksusowym kasynie. Wygrywają ludzie serca, których lęk nie pozbawił receptorów głębokiego czucia. Czują życie. W kryzysie są czujni, dlatego w napięciu rozglądają za przejściem ku nowej jakości życia. Tego rodzaju postawę spokojnie można nazwać czułością. Czujni na szansę wygrania w ruletce życia bywają pomiędzy nami tylko Ci, którzy potrafią być dla siebie czuli. Nie rozczulają się nad swoim nieszczęściem z powodu kryzysu, ale życie traktują z największą czułością. Wiedzą, że o nich nie zapomina i zawsze obdarza najlepszymi darami. Wystarczy trwać w napięciu, zamiast na pięcie wyrywać ku czemuś, co jest trupem.

Trupa uznać za normę życia, to jest naprawdę majstersztyk mądrości. Cechuje wszystkich, którzy z ulgą zrobiliby w tył zwrot ku tzw. normalności.

Normalność? Czy coś takiego w ogóle jest możliwe? Czy może trwać coś, co jest zaprzeczeniem istnienia? To tak, jakby niemożliwa była tymczasowość i przemijalność, potwierdzająca siłę życia. Czujne napięcie w odnajdywaniu szansy nowego dnia jest rezonowaniem wespół z życiem, które nie zatrzymuje się ani na moment. W nurcie życia nie ma ani jednej, nawet niewyobrażalnie krótkiej, chwilki na bezruch. Ruch jest życiem, bezruch śmiercią. Ruch zapewnia życiu istnienie, dlatego życie nie zna czegoś takiego, co nazywamy normalnością. Ani jeden refleks słońca w nurcie wartko płynącego strumienia nie przypomina poprzedniego. Godzinami można patrzeć i nie zwariować, wręcz odwrotnie doświadcza się spokoju i ciszy. Gdyby w nurcie strumienia było widać normalność, po dniu spędzonym nad jego brzegiem do domów wracaliby sami szaleńcy.

Tymczasem maniakalnie życzymy sobie normalności i gotowi jesteśmy na związek z trupem przeszłości, żeby po kryzysie móc do niej wrócić. Powrót do czegoś, co nie istnieje, a co najwyżej jest koncepcją umysłu, który najlepiej czuje się w tym, co już zna, jest niemożliwy. Kryzys nie przytrafił się nam, żeby pozbawić nas normalności, ale otworzyć nam oczy na prawdę o nas samych; w jakie kłamstwa wierzymy, jak żałośnie marnujemy kolejne szanse na  rozwój i jak bardzo boimy się zmian, zamiast ufać życiu.

Kryzys jest ostrym stanem zapalnym duchowego życia, bezlitośnie unaoczniającym, że jedyną normą istnienia jest tymczasowość. Jest upomnieniem się przez życie o prawo do naszych dusz, aby zachowały żywotność górskiego potoku i w każdej chwili inaczej odbijały Boże światło. Jest upomnieniem się o życie w czujnym napięciu, abyśmy nie cierpieli na chore pięty, na których chcemy powracać do trupa przeszłości.

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *

8 − 6 =