
Duża część populacji przeżywa swoje życie jak walkę o przetrwanie, mając ziemię za złe i niebezpieczne miejsce, w którym nie ma co liczyć na sprawiedliwość i spokój.
Jest też grupa, której udało się wychylić głowę z traumatycznego paradygmatu i rozejrzeć na zewnątrz zalęknionego bytu. Na własną rękę odkryli, że w sumie nie jest aż tak źle, i tym, którzy wciąż walczą i cierpią, próbują przekazać, że życie nie jest walką monady o przetrwanie w oceanie niebezpieczeństw, ale odkrywaniem dobra i piękna. Dla nich odkrywanie jest największą wartością ziemskiego czasu duszy. Żeby odkrywać, trzeba wydostać się z dna oceanu, z dna nieprzeniknionych ciemności, i skorzystać ze światła. Dopiero w nim widać dobro i piękno życia. Dlatego niektórzy z tej grupy odkrywają dobro i piękno, jeżdżąc po świecie i eksplorując tajemnice życia, dbając przy okazji o swoje otoczenie i kolorowe życie, jednak potrzebują na to zasobów, które wciąż zdobywają ciężką pracą i poświęcaniem się.
Wśród odkrywców jest też grupa, która zdała sobie sprawę z tego, że wartością nadrzędną nie jest odkrywanie tego co, na zewnątrz, ale tego, co wewnątrz; nie tego, co na dole, ale tego, co w górze. Dlatego poświęcili życie samopoznaniu, wejściu w siebie i duchowemu rozwojowi. Wyrastają ponad ocean i rozkwitają. Poznać ich po tym, że doceniają wartość modlitwy, jednak w modlitwie są chciwi. Ich modlitewne chciejstwo czyni ich więźniami tego wierzchołka, na którym zasiedli ponad oceanem cierpienia. Nie potrafią się oderwać i ruszyć w drogę, ponieważ każdy ruch jest w ich mniemaniu powrotem do oceanu ciemności. Kurczowo trzymają się swego wierzchołka, którym jest ego. Co prawda nie boją się życia na ziemi, ale są przekonani, że dzięki swoim wysiłkom dotarli do nieba. Oni też wciąż pracują. Ich pracą jest utrzymanie się na wierzchołku. To też ciężka praca, której celem są zasoby duchowe. Nieustannie walczą o przetrwanie na wierzchołku ledwo co wystającym ponad ocean nieszczęścia.
Tymczasem największą tajemnicą życia nie jest odkrywanie siebie, ale tworzenie siebie na nowo. I jeśli ufasz, że nie chcę Cię skrzywdzić daj się przekonać, że szkoda Ci czasu na ciągłe odkrywanie i poznawanie siebie, ponieważ ono i tak jest ograniczone przeszłością, czyli oceanem ciemności i nieszczęścia. Wszystkie praktyki duchowe, którymi usiłujesz poznać siebie, są kurczowym trzymaniem się wierzchołka ponad oceanem.
Nie poznawaj siebie bez końca, bo wbrew Twej intencji prędzej czy później to skończy się tragicznie. Zapytaj po prostu, kim chcesz być, i przestań kurczowo trzymać się swego marnego wierzchołka. Po prostu się puść. Puść się modlitwą, która nie jest ciężką pracą i zdobywaniem duchowych zasobów, ale najdoskonalszym aktem kreacji.
Zanurzeni w oceanie i odkrywcy sądzą, że modlitwa jest zdobywaniem, czyli prośbą o coś. Uwierz, że w ten sposób nie wykorzystują nawet 10 % jej cudownych możliwości. Modlitwa jest sposobem życia. Dzięki niej stajesz się tym, kim chcesz być. Jest pewnością, że masz dostęp do tego, co jest Ci w życiu potrzebne bez wysiłku i obawy. Jest oderwaniem umysłu od przeszłości i uśmiechem serca ku przyszłości. Modlitwa jest koncentracją życiowej energii, dlatego wiarą możesz zastąpić ciężką pracę, a miłością lęk. Jest tym samym narzędziem, którym posługuje się Stwórca.
Módl się z wdzięcznością i w Chrystusie stawaj się nowym, bo stare przeminęło. Szkoda życia na zajmowanie się tym, co nie ma znaczenia.