Deklaracja przed spisem powszechnym

Poproszono mnie, abym przed spisem powszechnym odpowiedział na dwa pytania: Czy zadeklaruję śląską tożsamość? A jeśli tak, to jaką (łączoną z inną narodowością czy samodzielną) i dlaczego? Czy zadeklaruję używanie języka śląskiego?

Poniżej moja odpowiedź:

Języka śląskiego nie używam na co dzień. Najczęściej wówczas, gdy chcę, aby wiedziano, że jestem Ślązakiem.

W najbliższym spisie powszechnym zadeklaruję narodowość śląską, bez potrzeby dookreślenia inną.

Dlaczego? Ponieważ moje niższe Ja, czyli podświadomość, którą tworzy instynktowność, cielesność, czułość, emocjonalność i pamięć, jest ukształtowana w śląskim biotopie i kulturze. I chociaż wiem, że moje wyższe Ja, czyli nadświadomość, ciągnie mnie ku światłu i miłości, łącząc mnie z każdym człowiekiem bez względu na jakąkolwiek różnicę między nami, nie mogę osiągnąć swego celu bez poważnego traktowania najmłodszej części mojej jaźni. Gdybym tak robił, walczyłbym z częścią siebie, czyli z sobą.

W duchowym rozwoju człowieka, czyli w podnoszeniu świadomości, a na tym powinno zależeć całej ludzkości, punktem krytycznym jest dostrzeżenie własnego uwarunkowania, czyli tego, co nazywamy utożsamieniem. Nie wiedząc niczego o swojej tożsamości, nie wiedziałbym z czego mam się wyzwalać, aby stawać się coraz bardziej sobą, czystą duszą, pełną dobra, światła  i miłości. Mając tożsamość jestem pogodzony z sobą i świadomy siebie. Mogę się kochać i szanować. A kto nie potrafi kochać i szanować samego siebie, nie pokocha i nie uszanuje nikogo. To tłumaczy, dlaczego tzw. narodowcy zieją nienawiścią i sieją kulturowe oraz religijne spustoszenie. Identyfikują się mianowicie z narodową narracją i programem edukacyjnym, ale nie wykonali pracy wejścia w siebie. Nie wiedzą kim są. Są jedynie kimś, kim kazano im być, więc nie spodziewam się, żeby nagle przestali bić, nienawidzić, i prześladować. Zresztą w 90-ciu procentach polityków dostrzegam dokładnie ten sam syndrom, zbitego psa. Wszyscy są produktem narodowego i religijnego programowania, ale nie duchowego rozwoju.

Dopiero utożsamienie, czyli czysta świadomość ziemskiego uwarunkowania, pozwala mi na rozwój, wzrastanie ku światłu i miłości. Zdając sobie sprawę z tego, co zawdzięczam śląskiemu etnosowi i etosowi, kulturze i duchowości, historii i geografii, wyrastam ku czemuś większemu, bardziej uniwersalnemu, holistycznemu, co jest ludzką wspólnotą i jej przyszłością. Ludzie, którzy walczą z sobą, nie osiągają niczego poza degrengoladą, spustoszeniem, cierpieniem i śmiercią.

Ponieważ precyzyjnie wiem, w czym i w jaki sposób jestem Ślązakiem, więc kocham wszystkich za to, kim są. Gdybym nie wiedział, kim jestem, jakże mógłbym szanować i kochać innych?

Ponieważ większość obywateli RP nie poznało swojej narodowości od wewnątrz, czyli z samych siebie, ze swego czucia, czułości, emocjonalności i pamięci, ale z narracji, w którą kazano im wierzyć, więc nie rozumieją wszystkich, którzy znają się od środka, od rdzenia swojej duszy, i z tego środka szanują, kochają i służą innym.

Życzę wszystkim, aby wychodzili z siebie ku innym, potrafiąc dokładnie zdefiniować to miejsce, ten ród, ten lud, tę kulturę i religię, z której wychodzą.

Bądź tak dobra… .

– gdy całujesz – oczu nie zamykaj

                           lubię tonąć w szerokich źrenicach

– gdy dotykasz – pięści nie zaciskaj

                           lubię miłość raczej nie na klacie

– gdy mówisz „kocham” – unikaj zaimków zwrotnych

                                           lubię nieskomplikowane składnie damsko-męskie

– gdy chcesz tego „czegoś” – nie przesadzaj z niewinnością

                                               lubię „świętą”, ale w …kuchni

– gdy myślisz „on jest mój” – pomyśl o mnie

                                                lubię być darem, nie własnością

– gdy jesteśmy razem – nie interesuj się moimi myślami

                                      lubię czasem samotność we dwoje

– gdy jesteśmy daleko – nie pytaj: „co tam robisz?”

                                       lubię Twą modlitwę

Po (co ten) twór

nocą potwór pokazał twarz

paszcza mrozu pożarła kwiaty

kochane, cudowne, czerwone… moje 

srebrność szronu pokonała uśmiech lata

o świcie zamilkła pieśń życia…

płacze cały świat

kwiatki moje – wasze łzy, moje łzy

zimowych łez pełen świat

potwór jesiennych smutków

po (co ten) twór bezlitosny?

zabrał mi mój świat, moją sensowność

po co takie twory stworzył Ktoś?

potworów takich pełen świat

zimnych drani,

smutnych nocy,

martwych dni

kwiaty pomarzły

tylko psy szczekają

saniami sunie zimna Pani

po co komu taki Twór?

potwór zimy powraca

i zabiera kwiaty… moje 

Piąta pora roku

Powietrze ciężkie jak kamienie

Każdy oddech rozrywa płuca

Przepona twarda jak stal

Już w ogóle nie podnosi się do góry

Oddech niemożliwy, półoddech jakimś cudem

Ćwierćoddech – tylko na tyle mnie stać

Rozpalonego stosu nie widzi nikt

Pożera nerki, rozpala serce, trawi

Rzeką łez próbuję ugasić płomień

Ona płynie sobie ku czemuś, czego nie znam

Melancholia jesieni ma inną temperaturę

Pokazuje inne krajobrazy

W kalendarzu jest piąta pora roku

Pora miłości, która przeżywają tylko szczęściarze

Powietrze rozrywa im płuca

W płomieniach stają się piękniejsi… bliżsi… prawdziwsi…

Witraż…

Błyszczeć w słońcu – łatwa sztuka

Rozświetlać  ciemność – niełatwo tak żyć 

Błyskotka żyje skradzionym światłem

Przyciąga mnóstwem nie swoich kolorów

Witraż w ciemnościach tak długo ukryty

Aż zachwyci światłem wnętrza

Szczerozłote dobro

Złotoustna prawda

Srebrnogwiezdne piękno

….

ludzki  witraż

Bogactwo…

Czy dlatego Bóg jest bogiem, bo jest bogaty?

Jeśli jest bogaty, dlaczego ubóstwem ubogaca?

nie myślę więcej…

nie pytam dłużej…

nie próbuję udawać…

Wyczerpały się szanse na boskie życie

gdy zrozumiałem, że Bóg jest ubóstwem bogaty.

Moja droga uBoga jest zapisana na wieki

                    uboga musi być po kres.

Ubóstwo nadziei, wiary, miłości, ducha i ciała

jest jedynym moim bogactwem.

Tango pragnienia

Pragnienie jest jak pamięć
pragnienie to sentyment
inni płaczem zmięci
a ja śpiewem płaczę.

Zanim przyszliśmy, by kochać
nikt w niebie nie tłumaczył,
że na ziemi trudna sztuka
miłość wykuć z pragnienia.

Mężczyzno, kocham Cię bardzo
Mężczyzno, życzę Ci także
Mężczyzno zapomnij krzywd
ponieważ ja przebaczyłam.

Być może nigdy się nie dowiesz
być może nigdy nie uwierzysz
być może wywołam śmiech
w Tobie, leżącym u mych stóp.

Tak łatwo pięknie ciąć
przeszłości odpłacić
sztylet otworzyć
szczęście w pasję zamienić.

Nie łatwe jest cięcie
gdy więzi miłości
dobrze schowane
czekają na dnie serca.

Kobieto, kocham Cię bardzo
Kobieto, życzę Ci także
Kobieto zapomnij krzywd
ponieważ ja przebaczyłem.

Być może nigdy się nie dowiesz
być może nigdy nie uwierzysz
być może wywołam śmiech
w Tobie, siedzącej u mych stóp.

Pragnienie jest sprzeciwem
pragnienie jest wołaniem,
żebym nigdy nie śpiewał
płaczem w samotną noc.

Żebyś powracała nocą
wędrowała ze słońcem,
a jeśli czasem będę mówić
– nigdy nie krzyknę.

Kochajmy się bardzo
życzmy sobie także
zapomnienia krzywd
i przebaczajmy pragnieniom.

Być może nigdy się nie dowiemy
być może nigdy nie uwierzymy
być może wywołamy śmiech
w sobie, zapatrzonym w siebie.

Miłość jest możliwa
zapomnijmy krzywd
schowajmy sztylet
zatańczmy tango pragnienia.

Samotność jest Wszystkim

tylko to mam,

czym jestem sam.

 

jestem w sam raz, abym:

nie musiał   

nie oceniał

nie uzależniał

nie żądał

nie płakał

nie zdychał z lęku  

 

mam wszystko, gdy jestem sam na sam:

z życiem

z miłością

z ciszą

z oddechem

z tęsknotą

i zgodą na siebie

 

pierwszy i ostatni oddech zrobię sam.

 

nikt za mnie nie napełni:

płuc powietrzem

serca miłością

nerek radością

oczu światłością  

życia obecnością

 

wszystkiego doświadczam w samotności.

 

Ciebie też, który jesteś Wszystkim.

sam na sam z Tobą…

gdy Ciebie mam, jestem Wszystkim.

Gdzie czekasz?

Boże, gdzie na mnie czekasz?

Szukałem pod paprocią…

Mało Cię tam znalazłem

Ile Ciebie może się zmieścić w Krasnoludku?

Chociażby całe stado ich było?

Szukałem w brodzie św. Mikołaja…

Worek z prezentami był obiecujący

Ty byłeś jednak jakiś za śmieszny, rubaszny

Trochę Cię było, ale znowu za mało…

Szukałem w Wigilię Twego Narodzenia….

Było miło, ciepło, pachnąco

Przy choince Tato czytał ewangelię o Jezusie

Słyszałem o Twoim przyjściu, ale dlaczego nie do mojego domu?

Szukałem między kobiecymi piersiami

Na chwilę wstrzymałem oddech…

Już myślałem, że Cię złapałem, gdy siebie puściłem

Kilka sekund „tej” śmierci, to wciąż za mało Ciebie na ziemi.

Szukałem w pewności siebie i całkowitej próżni „ego”

Szukałem w myślach i poza logicznym ciągiem sylogizmów

Szukałem w sennej jawie i w jawnym śnieniu

Szukałem w przeźroczystej wyrazistości i w zamglonej poświacie

Wciąż szukam…

Nie znajduję bezsilnością wiary

Gdzie czekasz?

Nie jesteś oczekiwanym

Jesteś codziennym szukaniem….

Mam szczęście – jestem ewangelikiem i Ślązakiem

Zdaję sobie sprawę, że tytułowe wyznanie może niepokoić, niektórych nawet gorszyć, ponieważ jakby sugerowało religijną i plemienną pychę, na którą nie ma zgody w ewangelicznym chrześcijaństwie, świadomie podążającym drogą Pańską. I w rzeczywistości tak nie jest, proszę mi tylko pozwolić wytłumaczyć się ze świadectwa o własnej tożsamości. Obiecuję, że w zamian przedstawię program takiego oddziaływania duszpasterskiego i edukacyjnego, który moim zdaniem umożliwi kontynuację reformacyjnych idei.

Mam szczęście, że jestem teologiem i dlatego na kulturę oraz ludzką historię nie patrzę jak typowy humanista. Nie widzę jedynie abstraktów ideowych, wyrwanych z ludzkich serc i pozbawionych duchowego kontekstu, a także przyczyn i skutków dziejowych procesów, owoców ludzkiej wyobraźni i twórczości, skądinąd cudownych i błogosławionych. Wpierw dostrzegam Boga w człowieku, a więc wiarę w codziennej pracy; sens ostateczny w heroicznym zmaganiu się z przeciwnościami życia; pragnienie, aby finał zarówno pojedynczego życia, jak i ludzkich dziejów, był piękniejszy od  początku; wreszcie nie grymaszę pytaniem pełnym trucizny, na które w istocie nie ma odpowiedzi: Dlaczego nas to wszystko spotkało?, ale pytam: Po co to wszystko?

Mam szczęście, że widzę nie tylko samego człowieka, z rozpaczą walącego pięściami w twarde kamienie codzienności, aby kilka z nich zamienić w chleb do przeżycia i sens życia, ale widzę też Boga w człowieku, dzięki czemu, bez względu na to czy dzieje się to głęboko pod ziemią, czy w cierpliwym uprawianiu jej wierzchnich bruzd, ów człowiek pamięta, że sam może stać się chlebem dla innych. Widzę więc więcej, bo duchowość nie jako efekt, skutek, konsekwencję, ale jako oddech duszy, energię, zwaną miłością, źródło człowieczeństwa.

Mam szczęście, że widzę  nie tylko człowieka, który na przykład ze swojej śląskiego  pochodzenia i ewangelickiej duchowości próbuje klecić samego siebie, swoją tożsamość, i tym samym nadawać sens życiu, ale mogę też złożyć świadectwo o Bogu, który coś ważnego i dobrego próbuje dać wspólnocie ziemian i uczynić w ludzkich dziejach, stwarzając wyjątkowego człowieka, niepowtarzalnego i pięknego, obojętnie czy będzie Ślązakiem i ewangelikiem, czy kimkolwiek innym, a potem uruchamiając, czyli błogosławiąc, jego niepowtarzalne talenty i potencje.

To znaczy, że wyznania: Mam szczęście – jestem Ślązakiem i ewangelikiem, nie pojmuję w takim sensie, jakoby tylko Ślązacy i ewangelicy mogli cokolwiek wiedzieć o szczęściu, a ich życiowe doświadczenie było wyjątkowe, bo niedostępne tym, którzy ani nie czują się Ślązakami, ani nie są ewangelikami. Owszem jest wyjątkowe, ale w zupełnie innym sensie. W takim mianowicie, że każdy człowiek, odkrywający swoją niepowtarzalność, stwórcze piękno, indywidualność, która umożliwia mu realizowanie życiowego powołania bez względu na komponenty własnej tożsamości, może o sobie powiedzieć: Mam szczęście, bo jestem…. Mam szczęście, bo wiem kim jestem i dlatego wiem, co mam w życiu robić, jak służyć, czym nadawać sens swoim nocom i dniom. Czytaj dalej Mam szczęście – jestem ewangelikiem i Ślązakiem