Zapraszam do Elbląga

Zapraszam Panie i Panów na wykład Poznaj swoją siłę i zamień ją w miłość, dedykowany Mężczyznom, którzy mają potrzebę poznania samych siebie i rozwoju duchowego.

Mężczyźni nigdy nie stoją na straconej pozycji. W każdej chwili mogą poczuć w sobie miłość, która jest najpotężniejszą energią, zmieniającą świat.

Od zamierzchłych czasów archetypy Króla, Kochanka i Ogrodnika wiodą Mężczyzn przez meandry życia i tajemnice mądrości do nich samych.

Kobiety czekają na Króla, Kochanka i Ogrodnika, aby poczuć męską siłę, która jest miłością.

Wykład odbędzie się w sali Parafii Ewangelickiej w Elblągu, w niedzielę, 17 listopada, po nabożeństwie, które rozpoczyna się o godz. 10-tej.

Elbląg, ul. Kosynierów Gdyńskich 25

Transformacja emocji

Moja metoda na osiąganie oświecenia, czyli przechodzenie z nieświadomości do świadomości, nie jest męcząca ani czasochłonna. Nie musisz dużo ćwiczyć ani stawać się mistrzem duchowości. Jest prosta, jak coroczna przemiana przyrody z lata w zimę i na powrót ku latu. Jeśli masz zamiar nauczyć się jej, musisz mi zaufać, że początkiem nowego życia nie są cuda wianki, ponadprzeciętne wysiłki i nadprzyrodzone zdolności.

Początkiem jest nowy sposób myślenia. Musisz po prostu zmienić swoje przekonania dotyczące życia; tego, co jest dla Ciebie dobre albo złe; wreszcie samego siebie i swojego miejsca w świecie. To oczywiście oznacza, że przejmujesz kontrolę nad swoim umysłem, aby nie produkował wciąż starych, wzorcowych myśli, więc jeśli tylko chcesz możesz się do tego zabrać z pomocą medytacji albo innej praktyki. I jeśli na początku będzie Ci to pomagało, rób to, ale uważaj, abyś z dyscypliny nie uczynił boga a drogę do celu, czyli metodę, nie pomylił z celem. Gdy więc zaczniesz odczuwać, że umysł już Tobą nie rządzi, ale Ty nim, wtedy popuszczaj jarzmo dyscypliny, a metodę praktykuj jedynie jako podtrzymywanie kondycji.

Najważniejsze są bowiem nowe myśli, czyli takie, które Ci służą, podtrzymując Twoje życie w zdrowiu, i wypełniając Cię miłością, która niczego nie potrzebuje, ale wszystko może dawać.

W codziennej praktyce to oznacza, że dzięki nowemu myśleniu Ty i tylko Ty, i nikt inny, ani tym bardziej żaden podręczny zestaw wartości, nie decyduje o tym, w jaki sposób przeżywasz kolejne dni i noce. Mając nowy warsztat mentalny sam decydujesz o tym, co sądzisz o kolejnym doświadczeniu i w jaki sposób możesz je wykorzystać w duchowym rozwoju. Energia emocji przestaje płynąć poza Twoją kontrolą, najczęściej Ci szkodząc. Odtąd jest przewidywalna a Ty świadomie zarządzasz jej potencjałem. Świat przestaje być źródłem stresu, a  życie spokojnie płynie.

Dlatego zapamiętaj, co Ci proponuję. Oświecenie polega na tym, że dzięki nowym myślom do swej podświadomości wysyłasz świadomie zupełnie nowe impulsy, dyrektywy, zarządzenia. Większość ludzi (terapeutów niestety też) sądzi, że podświadomość należy wyczyścić różnymi metodami duchowymi albo psychicznymi, aby nie zatruwała świadomości. Nie słuchaj ich, bo nigdy nie wyjdziesz z ich gabinetów, a pieniędzy wciąż będziesz mieć za mało, żeby skorzystać z nowej technologii.  

Nie daj się na to złapać. Po prostu zmień przekonania! Nowymi myślami świadomie przejmij kontrolę nad podświadomością. Doświadczysz uzdrowienia i  wybawienia.

Uważasz, że to jest trudne? W pewnym sensie tak, ale tylko na początku. W istocie to jest najłatwiejsza i najszybsza metoda. Pierwszym krokiem jest zmiana przekonań. Drugim krokiem, dzięki nowym myślom, jest świadome przeżywanie emocji, dzięki czemu uczysz się zarządzać energią zmian.

Na moim blogu przeczytaj o tym, w jaki sposób pracować z emocjami. Jak nadawać im nową wartość i wykorzystywać ich energię. Przykłady znajdziesz w tekstach, poświęconych antypatii, bezsilności, chciwości, dumie, euforii. Kolejnych się spodziewaj.

Zdaję sobie sprawę z tego, że przynajmniej na początku może to stanowić wyzwanie i problem, żeby tak po prostu energię emocji, powszechnie uznanej za złą, zacząć wykorzystywać dla własnego rozwoju, więc proponuję metodę pośrednią. Ale proszę, stosuj ją tylko na początku. Nie uzależniaj się od niej, zresztą jak od wszystkiego. Ma Ci ułatwić naukę przebiegunowania energii emocji i wykorzystywania ich całego potencjału. Dzięki niej łatwiej nauczysz się trafiać w środek, więc mniej sił i czasu stracisz na odbijanie się od brzegów.

Wyobraź sobie, że wszystkie emocje można jakoś wpakować w klepsydrę. Te powszechnie uznane za negatywne do części dolnej, zaś powszechnie uznane za pozytywne do części górnej. Na samym dnie klepsydry znajdziesz zatem lęk, rozpacz, bezsilność. Trochę ponad nimi poczucie zagrożenia albo poczucie winy. Znowu trochę wyżej brak poczucia bezpieczeństwa, a jeszcze wyżej zazdrość. I tak można dojść do środka klepsydry, gdzie spotkasz się ze zwątpieniem, nad nim z rozczarowaniem, a wyżej frustracją, potem znudzeniem, może jeszcze pesymizmem i nagle nad nim zobaczysz, tam gdzie klepsydra zaczyna się rozszerzać, zadowolenie. I teraz widzisz jak ku górze pojawiają się coraz piękniejsze emocje. Aż na samej górze trafiasz na poczucie mocy, potem na radość, zaufanie i wreszcie na miłość.

Co z tego wynika? Jeśli na początku nie potrafisz tak po prostu transformować lęku w miłość, możesz z dołu do góry wejść stopniowo. W ten sposób jakby oszukasz swój umysł, który będzie stale podpowiadał, że są uzasadnione powody do lęku, dlatego nie możesz ufać, a więc w efekcie także kochać. A przecież, o ile pamiętasz, chodzi o to, abyś zaczął inaczej myśleć, a po jakimś czasie nowy wzorce stworzą w umyśle nowe synapsy i wszystko pójdzie już łatwo.

Zatem uczymy się oszukiwania własnego umysłu. To dopiero jest zabawa!!!

Załóżmy, że wpadłeś w depresję i czujesz wielki żal do życia, wręcz boisz się, że śmierć już ostrzy swoje narzędzie? Co możesz zrobić? Skoro nie potrafisz tak od razu zaufać życiu, jedyne co możesz zrobić, to pokonać jeden albo dwa stopnie w górę i zacząć się wściekać. Tak właśnie, wściekłość na życie jest dobrą metodą, aby wyjść z lęku, rozpaczy, poczucia winy albo bezsilności. Kto nie potrafi albo nie chce się wściekać na życie, temu wszystko stało się obojętne i do tańca zaprosił Kochankę Śmierć. Jednak do wściekniętego ona nie podejdzie. Boi się energii życia, która wreszcie zaczęła płynąć ku górze.

Rozumiesz na czy polega zabawa? Jest łatwa. Energia zemsty uwolni Cię od energii wściekłości. Złość z kolei uwolni Cię energii zemsty. Oskarżanie uwalnia od złości. Emocjonalne uwikłanie uwalnia od oskarżania. Irytacja uwalnia od emocjonalnego uwikłania. Pesymizm uwalnia od irytacji. Pozytywne oczekiwania uwalniają od pesymizmu. Od oczekiwań uwalnia nadzieja, a od niej uwalnia zaufanie, żeby wreszcie na końcu pojawiła się miłość.

Proszę, świadomie zarządzaj energią swoich emocji. Niech podświadomość dłużej Tobą nie rządzi. Jeśli to, co opisałem, pomoże Ci, rób to jakiś czas. Transformuj emocje i bądź wolny.

Euforia

Znamy liczne pojęcia, zbudowane ze słowa „eu” (z greckiego dobrze, pomyślnie), których się boimy. Dla przykładu eutanazja albo eugenika budzągrozę. Niektóre wydają się obojętne, takie jak eufemistyczny. Bywają inne, które śmieszą, chociaż nie wiadomo dlaczego? Na przykład eunuch. Wreszcie inne kojarzymy wyłącznie pozytywnie, chociaż nie bardzo wiemy co oznaczają. Do takich należy eucharystia. Niektóre sugerują, że jesteśmy naiwni, bo cóż innego może oznaczać eudajmonia, czyli szczęście, rozumiane jako posiadanie najwyższych dóbr. Za eukaliptusem kryje się nie tylko drzewo, ale też lekarstwo, ale co począć z euforią?

„Eu” połączone z „phero” (z greckiego w zależności od odmiany i kontekstu przynieść, unieść, zjednać sobie, trzymać się) kojarzymy z energią, której doświadczamy rzadko i życzylibyśmy sobie, aby płynęła przez nas każdego dnia.  Euforia może oznaczać, że dobrze się trzymamy; że czujemy się świetnie, ponieważ życie przyniosło nam wiele dobra; a może unieśliśmy jakiś ciężar, zwyciężyliśmy i dlatego czujemy się uskrzydleni.

Pozornie euforia mogłaby zatem stanowić wyłącznie dobry rodzaj życiowej energii, w której nie ma niebezpieczeństwa. Mimo wszystko powinniśmy być czujni i uważni, aby nie uderzyć w jakiś brzeg życia, w wyniku czego zrujnujemy duchowy rozwój i odbijemy w przeciwny brzeg. Po czym dopiero doświadczymy negatywnej strony euforii. Może zatem należałoby, zanim stanie się nieszczęście, przyjrzeć się jej uważnie i nauczyć się korzystać z jej energii, aby móc spokojnie płynąć ku celowi życia?

Gdy nie ma bodźca, nie pojawia się cierpienie. Bodziec jest właśnie po to, aby bóść, czyli ranić. Dzięki niemu wiemy, że niepotrzebnie coś drażniliśmy. Gdy działa bodziec, życie zaczyna boleć. Poszukajmy zatem spokojnie tego, co w euforii pełni rolę bodźca. 

Czy ktoś, kogo dopadła euforia, nie drażni wesołością, często graniczącą z brakiem smaku i wyczuciem chwili? Wesołość bez umiaru w sytuacjach, wymagających powagi, dostojeństwa, godności, a może po prostu kultury osobistej, nie jest śmieszna. Staje się wesołkowatością, a człowiek pajacem. Widać więc już pierwsze zagrożenie. Jednak szukajmy dalej.

Euforia na pewno jest energią wyjątkowo dobrego nastroju. Dzięki niej można poczuć się lżej, radośniej. Ma w sobie coś z zadowolenia sobą i życiem. Pojawia się jako skutek radzenia sobie w życiu, a skoro sobie radzę, więc mogę być radosny. Wątpliwości powinny pojawić się wówczas, gdy nie potrafię powstrzymać przesadnego śmiechu. Śmiejąc się bez przerwy, z wszystkiego i pomimo wszystko, zachowuję się, jakbym zażył opiaty. Naturalne co prawda wywołuje euforia, ale czy na pewno o to chodzi, abym się czuł jak na haju?

W euforię popaść można z wielu różnych powodów. Można ją odczuwać zwłaszcza wtedy, gdy dzieją się szczególnie upragnione sytuacje, na przykład nagły przypływ dużej gotówki, potrzebnej do budowy domu; od lat wyczekiwany  awans zawodowy albo społeczny; urodzenie dziecka albo oświadczyny. Euforia rozwija się zatem w określonych sytuacjach, gdy osiągamy jakiś wymarzony cel.

Jednak do myślenia musi dać fakt, że medycynie znana jest tzw. euforia biegacza albo euforia wysokościowa. To znaczy, że może rozwinąć się na skutek długotrwałego wysiłku fizycznego albo podczas przebywania w rozrzedzonym powietrzu, w którym maleje ilość tlenu i zmienia się ciśnienie. W pierwszym z wymienionych przypadków, w sytuacji, kiedy wysiłek trwa wystarczająco długo, organizm przechodzi z tlenowych przemian metabolicznych na procesy beztlenowe. Skutkiem takiej sytuacji jest wydzielanie specyficznych substancji, które wywołują euforię. Podobnie dzieje się, gdy zmniejszają się dostawy tlenu do organizmu.

Powoli wyłania się prawdziwy obraz energii euforii, z natury dobrej i potrzebnej, ale niosącej z sobą także zagrożenia dla życia. Gdy zbyt długo i niezmordowanie chcemy być pierwsi albo zająć najwyższe miejsce w hierarchii, wkładając w to wszystkie swoje siły, w efekcie poczujemy euforię, ale jej pojawienie się musi być sygnałem, że należy zapytać o sens tego wysiłku.  Czy rzeczywiście był potrzebny do osiągnięcia celu, ku któremu powinna nas prowadzić droga osobistego rozwoju duchowego?

Czy szukanie bodźców w tak zwanych sportach ekstremalnych albo podróżowaniu z zagrożeniem życia, wreszcie lekceważeniu sygnałów zdrowotnych, wysyłanych przez organizm, gdy realizujemy zawodowe cele bez względu na cenę, jest prawdziwym wędrowaniem przez życie i podążaniem ścieżką duchowego rozwoju, czy może odwrotnie, jest zastrzykiem endorfin, które mają  zagłuszać krzyk samotnej i smutnej duszy?

Euforia oczywiście może pojawić się nagle, jako skutek niespodziewanego daru życia. Jeśli jednak jest efektem tresury organizmu i zdobywania celów, które niczemu i nikomu nie służą, poza ucieczką przed prawdą o sobie samym, prędzej czy później dojdzie do całkowitego załamania życia i pojawią się choroby. Doprawdy nie jest to nic takiego, co byłoby nieznane medycynie. Zdarzają się bowiem sytuacje, gdy euforia pojawia się u ludzi wyjątkowo schorowanych bądź zmagających się z wieloma problemami jako skutek stresu i metabolizmu beztlenowego.

Gdy czujesz się beztroski i wolny, mając w sobie zadowolenie, które nie przypomina nagłego uderzenia endorfin, bądź pewien, że euforia rzeczywiście służy Twemu życiu. Jej energia jest wówczas nurtem życia, któremu pozwalasz się unosić bez szczególnego narażania się na bodźce, wieszczące zbliżające się cierpienie.  Dbaj o dobry nastrój, radząc sobie w życiu, trzymając się prosto i godnie niosąc ciężary codzienności. Czuj się, jakbyś był zwycięzcą w biegu życia a w dorobku miał zdobycie korony świata, uważając przy tym, abyś wesołości nie zawdzięczał ekstremalnemu wysiłkowi, bo on zawsze pojawia się na powierzchni życiowego doświadczenia jako skutek działania strachu pod powierzchnią, czyli w Twoim sercu.

Reformacja – (for)matowanie czy polerowanie miecza?

Nie mniemajcie, że przyszedłem przynieść pokój na ziemię; nie przyszedłem przynieść pokój, ale miecz. Bo przyszedłem poróżnić człowieka z jego ojcem i córkę z jej matką, i synową z jej teściową” (Mt 10,34n)

W dniu, zwanym przez nas Pamiątką Reformacji, przydałoby się, żeby wróciła nam pamięć.

Czym była reformacja? Na pewno nie była rewolucją w sensie ścisłym, ponieważ temu, który ją wywołał, nie przyświecały idee sprawiedliwości społecznej ani apetyt na polityczne apanaże.

Dotknięty Duchem, oświecony Światłem, porwany energią Miłości doświadczył mentalnej odmiany. Stał się epifanią Boga w świecie, ustami Jezusa, manifestacją Ducha. Siedząc w klasztornej celi nie kombinował nad tym, jak zmienić świat, ale jak zrozumieć Pisma. Gdy spełniły się Jego pragnienia i Pisma stały się w Nim żywym ogniem, nie rzucił się w wir pracy organicznej, aby tworzyć partię i przygotowywać bunt przeciwko Rzymowi.

Zaczął po prostu inaczej myśleć, zaś nowe przekonania odmieniły Jego biochemię. Doświadczył zbawiennego wyprowadzenia ze strefy stresu, związanego z lękiem przed siłą władzy, opuszczeniem kościelnych struktur i porzuceniem tradycyjnej teologii dogmatycznej. Euforia zamieszkała w Jego sercu a endorfiny zalały ciało.

Dzięki zmianie przekonań, z czego być może w ogóle nie zdawał sobie sprawy, Luter doświadczył nowej energii emocjonalnej. Ponieważ pojawiły się w nim nowe odczucia i emocje, stał się odważny, wolny, prawdziwy. A taki człowiek już nigdy nie pozostaje na marginesie, bez wpływu na otoczenie.  Niczym kamień wrzucony do wody, staje się źródłem kręgów nowej energii, rozchodzącej się od niego po kres wszechświata.

Tak rozpoczyna się każda prawdziwa zmiana. Nie dzięki sile zła i przez walkę z zewnętrznymi strukturami, ale przez wewnętrzną odmianę myśli i emocji. Rewolucja niczego nie zmienia ku dobremu. Tworzy jeszcze gorsze reedycje starych struktur zła i tyranii. Tylko człowiek dotknięty przez Boga, czyli wewnętrznie uformowany na nowo, rozpalony do żywego ogniem Ducha, używa swoich słów w taki sposób, że czyni z nich miecz, przenikający ludzkie dusze i odmieniający postać świata.

W sumie nic nowego pod słońcem. Dla chrześcijan prawzorem i pramatrycą ich duchowego doświadczenia pod tym względem jest Jezus z Galilei, który zdaje sobie sprawę, że przyszedł przynieść miecz.

Obchodzimy dziś kolejną Pamiątkę Reformacji, a więc upamiętniamy jedną z kilku reedycji tego, co stało się za sprawą Jezusa. Przed pięciuset laty w Niemczech pojawił się mnich, który zaczął używać słów niczym miecza, ponieważ pozbył się strachu, a Jego świadectwo nie polegało na cytowaniu Pism. Prawdziwa przemiana następuje wtedy, gdy Pisma przestają być argumentem na rzecz idei, a stają się mieczem, oddzielającym w człowieku stare od nowego i dzięki temu odmieniającym wszystko, w czym on uczestniczy.

Znakiem wewnętrznej przemiany nie jest siła teologicznych argumentów, ale wiarygodność świadectwa człowieczego życia. Odtąd Pisma nie pełnią rolę zewnętrznego słowa, ale stają się duchem życia. Odtąd człowiek nie przemawia słowami, ale Słowo przemawia jego życiem. W efekcie nic nie pozostaje nie tkniętym, nie poróżnionym, nie odmienionym, a reakcje na takie świadectwo możliwe są tylko dwie: całkowite przyjęcie i całkowite odrzucenie. Po dwóch stronach miecza nie ma miejsca na obojętność i letniość.  Reakcją na Słowo, które przemawia życiem zreformowanego, nowego człowieka, jest „tak” albo „nie”. Dzięki temu reformator, jak Mistrz z Galilei, poruszył tysiące ludzi i obudził energię zmian. 

Jak mówimy? Czym Pisma są dla nas? Jedynie skarbnicą argumentów dla własnych poglądów? Czy używamy słów tak, aby nikomu nie podpaść z politycznych, społecznych, zawodowych, a nawet finansowych powodów, poświęcając tych, których moglibyśmy obudzić ze snu? Czy Słowo ma szansę przemawiania przez nas? Tylko, że wtedy Słowo wymyka się nam spod kontroli i już nie używamy słów, aby osiągać cel, ale Słowo używa nas dla swojego celu.

Jak będziecie dziś mówić, moi kochani Koledzy? Żeby nikogo nie urazić? Żeby miecz nie poróżnił syna z ojcem, córki z matką, żeby rodziny się nie podzieliły a parafie nie rozpadły? Będziecie mówić z wnętrza swoich lęków o materialną przyszłość, pozycję społeczną, wierność tradycji teologicznej, nie używając miecza, którym niektórych moglibyście obudzić ze snu i doprowadzić ich do świadomego życia?  Będziecie mówić tak, żeby Ci, którzy rozgościli się w tradycji i bezpiecznie im w przeszłości, przypadkiem nie rozzłościli się na Was?

A może boicie się, że wypowiedziane przez Was słowa, dotrą też do Waszej świadomości, a wówczas Słowo rozpocznie w Was swoją pracę? Odtąd bowiem już nigdy nie będziecie tacy sami i szlag trafi polityczne, społeczne, zawodowe i inne cele, które starcie się osiągnąć?

Czy po prostu nie jest tak, że boicie się mówić tak, żeby się nie bać?

Będziecie mówić z wnętrza swoich umysłów, dbając o argumentację teologiczną, czyli wierność przeszłości, czy z wnętrza swoich serc, dbając o prawdę, dobro i piękno życia, rozpalając tęsknotę za przyszłością?

Będziecie dziś dbać o tradycję czy reformację?

Będziecie miecz matować, żeby nie był za ostry i mocno nie szkodził, czy polerować, aby swoim blaskiem mógł wskazywać drogę?

Piąta pora roku

Powietrze ciężkie jak kamienie

Każdy oddech rozrywa płuca

Przepona twarda jak stal

Już w ogóle nie podnosi się do góry

Oddech niemożliwy, półoddech jakimś cudem

Ćwierćoddech – tylko na tyle mnie stać

Rozpalonego stosu nie widzi nikt

Pożera nerki, rozpala serce, trawi

Rzeką łez próbuję ugasić płomień

Ona płynie sobie ku czemuś, czego nie znam

Melancholia jesieni ma inną temperaturę

Pokazuje inne krajobrazy

W kalendarzu jest piąta pora roku

Pora miłości, która przeżywają tylko szczęściarze

Powietrze rozrywa im płuca

W płomieniach stają się piękniejsi… bliżsi… prawdziwsi…

Każdy ma swojego Judasza

Przed laty napisałem tekst o Judaszu, w którym nieśmiało broniłem go przed samosądem kolejnych pokoleń tzw. pobożnych chrześcijan, którzy oczywiście nie wyobrażają sobie, że mogliby postąpić w ten sam sposób i wydać Jezusa.

Wydaje im się, że nie postąpiliby podobnie, tymczasem zapewne już dawno to uczynili, a po drugie, cóż warte byłoby życie bez Judasza?

Każdy ma swojego Judasza, najlepszego druha, który jest po to, abyś dzięki niemu przeżył własną śmierć i stał się wolnym.

Pytasz może, kto jest winien Jego śmierci? Nie szukaj winnych. Gdyby nie chciał, nie daliby rady ani Żydzi, ani Legioniści. A kto wysłał Judasza w ciemność (J 13,27)? Kto kazał mu czynić swoją powinność, przecież dokładnie tak samo, jak Janowi, który chrzcił w Jordanie?

Oczywiście Ten, którego Judasz wydał!

Jeśli więc ktoś jest winny śmierci Jezusa, to na pewno On sam. Janowi kazał wypełnić Bożą sprawiedliwość, aby ruszyły młyńskie kamienie do przygotowania mąki z ziarna (Mt 3,14n). Czy zatem ta historia mogła skończyć się inaczej? Nie. Potrzebny był też piec i ogień, w którym mąka stała się chlebem życia.

Jak Jan Chrzciciel był potrzebny do chrztu wodą, tak Judasz do chrztu ogniem. Obaj zostali wybrani i przymuszeni. Bez ognia niemożliwy jest dobry finał.

Nietknięty płomieniami, z ognistego pieca wychodzi Nowy Adam, Nowy Człowiek, powstały z martwych, wolny, nieśmiertelny zwycięzca.

Chcesz tego? Chcesz wyprostować się i podnieść swoją głowę? Chcesz stać się nowym?

Jeśli tak, znajdź sobie Judasza i wyślij go do dzieła. Niech Cię zdradzi, sprzeda Cię za klika złotych, niech Cię wepchnie do ognia, abyś stał się dojrzałym, prawdziwym, wolnym, po prostu ożywionym duchem.

A może już go wysłałeś, ale o tym jeszcze nie wiesz? Nie chcesz tego dopuścić do świadomości? Wmawiasz sobie, że był nikczemnikiem, podłym człowiekiem, który Cię skrzywdził. Może już dawno wykonał swoją pracę, a ty go przekląłeś i wysłałeś do diabła, bo Cię boli, bo leją się łzy, bo straciłeś wszystko? Nawet najbliżsi Cię porzucili i zostałeś sam?

Pamiętaj, nic – absolutnie nic – co wydaje się brzydkie i złe, na pewno nie jest takim zawsze!

Uważaj, nic – absolutnie nic – co wydaje się piękne i dobre, na pewno nie jest takim zawsze!

Życie musi płynąć. Nie zatrzymuj życia ocenami pełnymi lęku, powszechnymi przekonaniami, że coś jest złe tylko dlatego, bo tak uważa większość, ponieważ ta większość wciąż śpi, a Ciebie obudził przyjaciel, Judasz!  Pozwól życiu się dziać, zmieniać się. Niech Cię porwie ku przyszłym dniom. Zobaczysz światłość w ciemności i ciemność w światłości.

Potrzebujesz Judasza, żeby przeżyć śmierć, zanim ona Cię dopadnie!!! Musisz pozwolić mu wykonywać jego dzieło, żeby  przeżyć chrzest ogniem, w którym zostanie wypróbowana Twoja miłość. Staniesz się nowy, czysty, prawdziwy, dobry i piękny.

Wyprostujesz się i podniesiesz swoją głowę dopiero wtedy, gdy Judasz wykona swoją pracę i ogień strawi wszystko, co miałeś, aby Cię wypróbować.

Gdy zabraknie Ci oddechu, przyjdzie następny.

Gdy przeżyjesz własny strach, przyjdzie miłość.

Gdy przestaniesz kurczowo trzymać, otrzymasz nowy dar.

Gdy umrzesz, ożyjesz i staniesz się całkiem wolny!

Wybrałeś już swego Judasza?

Pamiętaj, to Twój najlepszy przyjaciel.

Bez niego na zawsze pozostaniesz niewolnikiem przeszłości. 

Duma z siebie

Bywają chwile, że czujemy w sobie wzbierającą falę energii, wypełniającą piersi. Stajemy się wtedy lżejsi, prostujemy się, podnosimy głowy, chce nam się żyć. To odczucie sygnalizuje, że rozpiera nas duma. Jej energia unosi ponad ziemię i być może dlatego wielu z nas słyszy wówczas słowa: Tylko nie odleć.

Pozornie są nam przychylne, niestety ich intencja często zatruta jest zazdrością. Gdy chce nam się latać, ich autorzy dosłownie sprowadzają nas na ziemię, nie cierpiąc lekkości i radości, wypełniającej nasze serca. Jeśli w ten sposób zwracają się do nas przypadkowi ludzie czy współpracownicy, mamy jeszcze szansę to jakoś zracjonalizować i przejść nad tym do porządku dziennego. Ale co się dzieje, gdy wypowiadają je przyjaciele, a co gorsza rodzice?

Wtedy otrzymujemy jasny komunikat, że duma jest zła i niebezpieczna; zagraża naszemu życiu i może sprowadzić nas na złą drogę. Gdy przed dumą ostrzegają osoby, kojarzone przez nas z miłością i troską, zaczynamy się jej wstydzić i wypieramy ją. Energia, której celem jest podniesienie i wyprostowanie człowieka przez dodanie mu skrzydeł, zostaje skompresowana, zapakowana w pudełko z napisem ładunek niebezpieczny i schowana w podświadomości.

Tymczasem duma jest bardzo dobrą, życiową energią, której zawdzięczamy twórczość, satysfakcję i poczucie życiowego sensu. Prawdziwym problemem człowieka nie jest duma, ale energia pozornie bliskiej jej emocji, choć w rzeczywistości są sobie przeciwne, a mianowicie pychy. Ponieważ wielu z nas nie potrafi rozpoznać różnicy między nimi, więc dumę kwalifikuje jako złą emocję i każe z nią walczyć. Często są to rodzice, z troską myślący o przyszłości swoich dzieci. Bojąc się, że pycha złamie im życie i zniszczy kariery, różnymi metodami wychowawczymi oduczają je odczuwania jej energii i korzystania z niej. Szkoda, bo dosłownie wylewają dziecko z kąpielą, nie dostrzegając zasadniczej różnicy pomiędzy dumą a pychą. W efekcie wielu z nas posiada cudowne zdolności, tworzy piękne dzieła, napełnia świat dobrem, ale nie czujemy dumy z siebie i dlatego jesteśmy wypaleni i zawiedzeni życiem.

Co więc z energią dumy? Aby lepiej zrozumieć jej pozytywne działanie i znaczenie, porównamy ją z energią pychy. Co prawda są dwiema różnymi emocjami, jednak ich działanie jest do tego stopni podobne, że bywa mylone. Kto posiadł wiedzę o różnicy między nimi, jest mędrcem, oddzielającym piasek od maku.

Słowo duma uważnemu znawcy j. polskiego swój potencjał objawi natychmiast, jeśli ten oderwie się od stereotypowych wyobrażeń o niej. Bo czymże jest duma, jeśli nie dymem? To jest przecież to samo słowo, tyle tylko, że  różnie wokalizowane. Samogłoski służą wymowie, więc można je zamieniać, podczas gdy znaczenie słowa przechowują spółgłoski. Kto więc odczuwa dumę, jest jak dym, unoszący się prosto do góry, a w duchowym sensie do nieba.

Jak dym unosi się ponad ziemię, tak duma czyni nas lekkimi i przenosi w inny wymiar. Energia dumy czyni nas lżejszymi. Osiągamy wówczas niebo, czyli nadajemy sens naszemu życiu. Jakbyśmy z ziemi szli prosto do nieba.  Duma oznacza, że jesteśmy na życiowym szlaku, a idąc nim trafiamy w cel, odnalezienie którego zabiera nam wiele lat i sił, nie wspominając tych, którym nigdy nie udaje się ta sztuka.

Gdybyśmy rzeczywiście mieli odczuwać zażenowanie bądź wstyd z powodu dumy, wówczas powinniśmy też być nieszczęśliwi, niespełnieni, nie trafiający w cel swojej egzystencji, czyli żyjący bez sensu. Na szczęście tak nie jest i powinniśmy z radością podtrzymywać dumę, czyli dym, unoszący się ku górze w wyniku procesu spalania. I to właśnie ten proces rozstrzyga o różnicy pomiędzy dumą a pychą.

Dym jest efektem spalania, jakby dzieckiem ognia, dlatego duma jest wypadkową życia w ogniu, czyli życia z pasją. Kto mianowicie odnalazł samego siebie, a zwłaszcza swoją niepowtarzalną istotę, indywidualne Ja Jestem, czyli kod duszy, ślad pozostawiany przez jaźń w oceanie świadomości, ten swojemu życiu nadaje sens byciem nie dla siebie, ale dla wszystkiego i wszystkich. Nie liczy kalorii, zużytych do ogrzewania świata; nie magazynuje fotonów dla siebie, ale oświeca wszystko wokół; nie próbuje oszczędzać zdrowia, aby pożyć kilka lat dużej, ale z pasją wykorzystuje cały potencjał, ciesząc się nim i będąc źródłem radości dla innych.

O takim człowieku można powiedzieć, że się spala, ponieważ wie, co spalać. Nie boi się też skutków. Duma rozpiera jego piersi, ponieważ płonie i zamienia się w energią świetlną i cieplną, której potrzebuje świat. Energia dumy jest więc sygnałem, przekonującym nas o naszej wartości, podczas gdy energia pychy informuje, że dotąd nie odkryliśmy w sobie niczego wartościowego, co nadawałoby się do spalania. Nie odnaleźliśmy żadnego paliwa nie dlatego, że go nie mamy, ale ponieważ dotąd nie szukaliśmy.

Zamiast wchodzić w siebie i szukać niepowtarzalnego Ja Jestem, w którym odnaleźlibyśmy talenty, których nie posiada nikt poza nami, i cudowne umiejętności, wyróżniające nas w tłumie podobnych nam istot, egoistycznie próbowaliśmy być jak inni, mieć to samo i wyglądać na podobieństwo. A to zawsze jest tylko prymitywną próbą kradzieży cudzej indywidualności i przywłaszczenia sobie nie naszego piękna, ze stratą dla samych siebie.

Jak duma jest dymem, czyli wznoszącym się ku niebu ciepłem miłości, będącej energią życia, tak pycha jest zimnym, wyrafinowanym i perfidnym wywyższaniem się ponad innych. W pysze nie ma energii miłości, więc praktycznie musi przejawiać się pomniejszeniem innych, pozbawianiem ich godności oraz piękna, bo inaczej po prostu nie mogłaby się zamanifestować. Pycha wije się nad ziemią, jak wąż, który kusi do życia kosztem innych. Nie powinno dziwić, że pyszni ludzie, co prawda perfidnie skuteczni, w istocie są zimni, wręcz śliscy, jakby wyszli z ciemnej otchłani.

Pyszni ludzie drażnią swoją perfidią, hipokryzją i wyniosłością, którą maskują wewnętrzny chłód i głód miłości. Ponieważ nie potrafią kochać samych siebie, żyją też kosztem innych. Miłość przez nich nie płynie, bo nic się nie spala. W efekcie nie ma ani ciepła, przy którym można się ogrzać, ani światła, które oświecałoby drogę.

Wobec tego, gdy czujesz dumę, ciesz się i skacz z radości, bo Twoje życie ma sens. Trafiasz w cel, do którego przeznaczyło Cię życie i miłość. Nie masz się czego wstydzić i możesz żyć z podniesioną głową, jedząc swój chleb i przyozdabiając się własnym pięknem.

Pychy się wystrzegaj. Jeśli poczujesz jej energię, wiedz, że straciłeś kontakt z samym sobą i zszedłeś z właściwej drogi życia. Inni odwrócą się od Ciebie, ponieważ będą się bać Twej śliskości, a Ty sam prędzej czy później zaczniesz sobą gardzić.

Wybór należy do Ciebie. Wybierasz ogień czy wodę, ciepło czy zimno, światło czy ciemność, sens czy bezsens?

Emocje – skorupy

Bywa, że podczas świadomej pracy z emocjami, pomimo szczerego pragnienia i czystych intencji, czujemy, że utknęliśmy w martwym punkcie. Trafiliśmy w jakąś emocję i czujemy jej energię, ale nie potrafimy dokładnie zlokalizować czasu i rodzaju doświadczenia, z powodu którego pojawiła się w naszym życiu pierwszy raz. Nic, co przychodzi nam do pamięci, nie pasuje do rodzaju energetycznego przekazu tej emocji. Wówczas warto zapytać, czy emocja, blokująca nam dostęp do pamięci, na pewno jest tą, z powodu której straciliśmy zdrowie, dobrą relację z kimś albo nie układa nam się w karierze zawodowej? Może pod nią jest coś jeszcze?

Nie wszystkie emocje wypływają z konkretnego życiowego doświadczenia, które chcemy odnaleźć. Bywa, że celowo, o czym nie pamiętamy albo w ogóle tego sobie nigdy nie uświadomiliśmy, jedną emocję ukryliśmy pod skorupą innej. Dlatego, gdy czujemy, że w rozwoju świadomości utknęliśmy w martwym punkcie, powinniśmy zastanowić się nad tym, czy nie trafiliśmy na emocję, która niczym twarda skorupa broni nam dostępu do emocji, której w rzeczywistości szukamy?

Jak skorupa nasienia ukrywa jądro, z którego rodzi się życie, tak jedna emocja ukrywa drugą. Dzięki skorupie jądro przeżywa nietknięte w niesprzyjających warunkach, jednak bywa, że skorupa jest tak twarda, że nasienie nigdy nie wydaje owocu i po jakimś czasie umiera. Tymczasem skorupa musi pęknąć i do środka wpuścić wodę, aby jądro ożywiło się i stało początkiem nowego życia. Skorupa, która nie chce pęknąć i wpuścić nas w głąb, to naturalny mechanizm ciała emocjonalnego, które boi się kolejnych zranień a w na końcu śmierci.

Dlatego pamiętajmy, że często, a nawet częściej niż myślimy, nie tylko w nas, ale u wszystkich ludzi, agresja bywa skorupą, pod którą ukrywa się lęk; nienawiść z kolei ukrywa zranienia; desperacja zakrywa rozpacz; otępienie jest skorupą dla szoku albo życiowej dezorientacji. Naprawdę warto świadomie pracować z emocjami, aby ożywiać duszę, zastanawiając się, czy przygnębieniem nie ukrywamy złości a poczuciem winy nie ukrywamy pragnienia bycia szczęśliwymi? Przykładów takiego przykrycia jest mnóstwo. 

Uświadomienie sobie tego mechanizmu obronnego uzdalnia nas do wytrwałego szukania jądra pod skorupą, czyli tej emocji, która decyduje o aktualnej sytuacji życiowej. Jeśli bowiem świadomie bądź nieświadomie postrzegamy jakieś uczucie jako złe, w naturalny sposób próbujemy go unikać. Taką funkcję, zabezpieczającą, pełni emocja – skorupa, czyli uczucie towarzyszące odczuwaniu emocji właściwej. Jeśli jej nie przebijemy, nigdy nie ożyjemy. Niekiedy niestety możemy w nieskończoność mocować się z emocją – skorupą i niczego nie osiągać. W efekcie, chociaż pragniemy rozwoju świadomości i życiowego doświadczenia, jesteśmy coraz mniej żywi.

Emocja – skorupa jest więc produktem ubocznym traumy, którą przeżyliśmy w chwilach, gdy odmawiano nam prawa do emocji właściwej, czyli emocji – jądra. Dla przykładu, gdy w dzieciństwie okazywałeś niepokój, rodzice zapewne w dobrej wierze, zamiast towarzyszyć Ci w emocji i wraz Tobą ją przeżyć, motywowali Cię do spokoju, mówiąc, że za bardzo się boisz; że jesteś wystraszony; że nie masz się czego bać. W efekcie po pierwsze prawdopodobnie za bardzo w życiu ryzykujesz, ponieważ oduczyłeś się słuchać instynktownych podpowiedzi ciała, które emocją strachu komunikuje o zagrożeniu, a po drugie otrzymałeś informację, że z Tobą coś jest nie tak, skoro się boisz, a emocji powinieneś się wstydzić.

Gdy więc już jako dorosły odczuwasz wstyd, zastanów się, czy pod skorupą wstydu nie ukryłeś strachu?

Gdy masz silny odruch wdrażania strategii emocjonalnej, polegającej na sięganiu po alkohol, czytaniu, ćwiczeniach, jedzeniu, zażywani narkotyków, szukaniu za wszelką cenę zajęć, które mają rozproszyć Twą uwagę, obsesyjnym spisywaniu pozytywnych myśli i koncentrowaniu się na walce z negatywnymi myślami, zastanów się, czy po prostu nie próbujesz się uwolnić od emocji, które uważasz za złe?

Tymczasem nie ma złych emocji! Są tylko złe metody radzenia sobie z życiowymi doświadczeniami i ukrywanie emocji – jądra pod emocją – skorupą. Jednak pamiętaj, że pod skorupą czeka na Ciebie prawdziwe życie!

Życie jest pięknym wydarzeniem

 

Wydaje Ci się, że przeszłość bezpowrotnie minęła a skoro przyszłość jest wielkim znakiem zapytania, czujesz się niepewnie? Ne masz zaufania do życia, które szybko mija i nie daje poczucia stabilizacji i sprawczości? Boisz się, że konsekwencje przeszłych wydarzeń, spotkań, reakcji i relacji, wyborów i działań bezpowrotnie zrujnowały Twoje życie i dlatego myśląc o tym, co może się jeszcze zdarzyć, raczej odczuwasz lęk, zwątpienie i brak nadziei, zamiast zaufanie, miłość i nadzieję?

Mam dla Ciebie dobra wiadomość! Należysz do kolejnego pokolenia, które w zracjonalizowanym, materialistycznym świecie, wychowane na fizyce mechanistycznej, uważa, że czas jest wektorem zwróconym od tego, co było, ku temu, co będzie, i dlatego niczego nie da się naprawić, zmienić i nad niczym zapanować. Ale jednocześnie należysz do pierwszego pokolenia, które ma szansę poszerzyć swoją świadomość i wyjść na wolność z pułapki czasowego determinizmu.

Czas naprawdę nie jest tym, czym uważasz, że jest.

W linearnej wizji czasu każda akcja wywołuje reakcję, co oznaczałoby, że zdarzenia z Twej przeszłości wprawiły w ruch bezlitosną maszynę przepływu kolejnych konsekwencji. W ten sposób traktujesz na przykład wybór szkoły, zawodu, kłótni, „rodzinnej wojny”, diety czy sposobu życia. Potworem linearnej wizji czasu jest determinizm, czyli jakby uzasadniona przyszła konsekwencja przeszłości. Ponieważ w Twoim rozumieniu przeszłość ma charakter nieodwracalny, wydaje Ci się, ze masz wpływ jedynie na efekty.

Jednak to jest nieprawda!

Już w bardzo starych księgach, które często uzyskały rangę tekstów religijnych, uważnemu czytelnikowi do myślenia musi dawać zgoła inna koncepcja czasu. Tak jest też na przykład w Starym Testamencie, w którym czas nie jest rozwijająca się linią, ale sekwencją zdarzeń, które następują jedne po drugich w zależności od ludzkich wyborów. Ich kolejność nie jest konsekwencją wynikania, ale decydowania i przeżywania.

Co to oznacza w praktyce?

To mianowicie, że w każdej chwili życia mamy dostęp do dowolnych wydarzeń z tak zwanej przeszłości. Dlaczego tak zwanej? Bo chociaż trudno w to uwierzyć czas nie jest linearnym przepływem energii ani zdeterminowaną manifestacją kolejnych form życia, ale wydarzeniem, którego autorem jesteś Ty. Tworzysz swoje wydarzenie decyzjami, których źródłem są Twoje myśli i emocje. W tej samej chwili masz dostęp do wszystkich zasobów życia i jedynym ograniczeniem przy kształtowaniu swego wydarzenia są Twoje ograniczenia, powstałe jako efekt lęków albo przekonań.

Kiedy doświadczysz, że czas jest iluzją, a na rzeczywistość składają się tylko te komponenty, które dostrzegasz, granica między wyobraźnią a wydarzeniem ulegnie zatarciu. Racjonalny umysł będzie Ci co prawda wciąż podpowiadał, że obrazy Twej wyobraźni są iluzją, ale pamiętaj, że  świat i Twoje życie jest tym, czym myślisz, że jest, a mówiąc inaczej w życiu masz tylko to, co myślisz, że masz!

Zamiast utrwalać stare wyobrażenia fizyczne, otwórz się na nowe możliwości, których wcześniej nie dostrzegałeś, na przykład taką, aby w przeszłości, którą do tej pory uznawałaś za definitywnie zamkniętą, wywołać zmianę na płaszczyźnie psychicznej i emocjonalnej. Dzięki czemu wpłyniesz na jakość swego życia. Nie myśl, że przeszłość minęła i teraz jesteś zdany wyłącznie na jej skutki. Możesz do niej wrócić i mówiąc najprościej jak to możliwe, przeżyć ją jeszcze raz.

Masz nieskończone możliwości uzdrawiania samego siebie, relacji, życia, aktywności zawodowej i społecznej. Psychicznie i emocjonalnie musisz przenieść się w wydarzenie, które kiedyś przeżyłeś źle. Nie jesteś bezradny. Przeżyj je raz jeszcze, a przyglądając się swoim zachowaniom, decyzjom i słowom, których wtedy byłeś autorem, możesz świadomie je zmienić i dzięki temu uczestniczyć w wydarzeniu o zgoła innym znaczeniu dla Twego życia.

Warunkiem jest świadome wejście w emocjonalną pamięci, czego niestety najczęściej nie robisz, ponieważ boisz się swoich emocji. Gdy pojawiają się emocje, uznane przez Ciebie za złe, odwracasz się od nich i próbujesz je przemóc innymi emocjami, w Twej opinii dobrymi. Odgradzając się od emocji, nie dajesz sobie szansy zrozumienia informacji, którą wysyła Twoje ciało i dlatego wpadasz w sidła zdeterminowanych skutków.

Nie bój się emocji. Nie uciekaj przed nimi ani nie identyfikuj się z nimi. Nie jesteś żadną ze swoich emocji ani żadna z ich nich nie jest Twoim wrogiem. Daj sobie prawo do świadomego przezywania każdej emocji, nie oceniając, czy jest dobra, czy zła. Wejdź w emocję, nawet jeśli na początku nie potrafisz jej nazwać, a tylko ja czujesz. Oglądaj ją, przyglądaj się jej cielesnym skutkom, jakbyś rozmawiał z przyjacielem, mającym Ci do przekazania bardzo ważną informację. Zaprowadzi Cię do wydarzenia, gdy intensywnie pojawiła się pierwszy raz i pojawia za każdym razem, gdy bezwiednie powtarzasz schemat.

Wtedy zobaczysz siebie i zrozumiesz, dlaczego w życiu reagujesz zawsze tak samo, podejmujesz te same decyzje, budujesz relacje oparte na schematach. Zyskasz wgląd i zdolność podejmowania innych decyzji i budowania nowych relacji. Przestaniesz reagować, jak zaprogramowana maszyna, a zaczniesz żyć odpowiedzialnie, co znaczy, że odtąd każde Twoje działanie będzie odpowiedzią na rzeczywiste i aktualne zapotrzebowanie. Staniesz się oświecony!

Oświecenie nie jest mistycznym doświadczeniem duchowym. Zapomnij o tym! Oświecenie jest osiągnięciem stanu równowagi pomiędzy doświadczeniami brzegowymi, czyli ciemnością i światłością, pożądliwością i tęsknotą, miłością i obojętnością, akcją i reakcją.

Człowiek oświecony potrafi dostrzec oba brzegi, jakby bieguny życiowej energii: prawdy oraz iluzji, świadomości i podświadomości, cierpienia i szczęścia. Oświecony ani nie cierpi, ani nie jest szczęśliwy. Jest ponad. Doświadczył wyzwolenia od dwubiegunowości i dlatego zawsze żyje teraz. Dla niego nie ma przeszłości ani przyszłości. Dziś jest zdrowy, bo nie było przyczyny. Na zawsze pozostanie zdrowy, bo nie będzie skutku.

Dlatego pamiętaj: przeszłość nie minęła a przyszłość nie nadejdzie. Tak często marzyłeś o tym, aby móc wpłynąć na to, co wydarzyło się kiedyś i z powodu czego cierpisz. Naprawdę dysponujesz taką mocą! Kluczem są emocje.

Życie jest pięknym wydarzeniem!