Obraz

O poranku, z wyraźnymi śladami pościeli na policzku i życia pod oczami, potrafisz stanąć przed lustrem i pomodlić się słowami: „Wysławiam cię za to, że cudownie mnie stworzyłeś. Cudowne są dzieła twoje i duszę moją znasz dokładnie” (Ps 139,14)?  

Lubisz swój obraz, czy może nie potrafisz na siebie patrzeć, bo nauczyli Cię porównywać się z innymi? No tak. Mama wciąż gderała o Janku i Ewie z sąsiedztwa, że tacy zdolni. Tato powtarzał, że jeśli nie będziesz jak on ochoczo wstawał z łóżka, do niczego w życiu nie dojdziesz. Nauczyciele oceniali i porównywali z koleżankami i kolegami zdolniejszymi od Ciebie z jednego przedmiotu, a ksiądz co niedzielę każe Ci być, jak Jezus? 

Boisz się zaufać samemu sobie, bo to jest niemożliwe, żeby wreszcie coś Ci wyszło, skoro co roku 1 stycznia masz postanowienia a w okolicach 1 lutego już wiesz, że kolejny raz okłamałeś samego siebie?

Nie potrafisz samego siebie kochać, ponieważ wbito Ci do głowy, że nie wolno być egoistą i wszystko trzeba oddawać innym? Jeśli jesteś mężczyzną wstydzisz się nawet siebie dotykać i delikatnie masować bolące miejsce, bo to babskie, narcystyczne, a może nawet – nie daj Boże – gejowskie?

Od jakiegoś czasu jesteś zły na siebie, bo szefowi, na jego bezczelne uwagi i głupie polecenia, nie potrafisz dać znać, że granicy Twej wolności i godności przekraczać mu nie wolno?

Więc jak pochwalić Stwórcę, że cudownie Cię stworzył, i nacieszyć kolejnym dniem?

W sumie to nie jest trudne, jednak musisz zrozumieć jedną rzecz. To może zdarzyć się niemal z dnia na dzień, pod warunkiem, że przestaniesz się sprzedawać, a zaczniesz być sobą. Przestaniesz być towarem na rynku seksualnym, matrymonialnym, rodzinnym, ekonomicznym, a więcej czasu poświęcisz samemu sobie i nie będziesz szukać swojego prawdziwego obrazu w oczach małżonka, akceptacji szefa i rosnącym wkładzie na rachunku bankowym. Tam go nie znajdziesz, bo tam go nie ma. Prawda o Tobie jest ukryta w Tobie, czyli w świątyni Boga, odkąd bowiem Bóg urodził się Jezusem, nie mieszka między gwiazdami, ale w człowieku. W Tobie również.

I daje Ci się poznać nie po to, abyś więcej wiedział o Nim, ponieważ nie zależy Mu na tym, abyś był teologiem. Bogu zależy na tym, abyś był wybitnym znawcą samego siebie i dlatego daje Ci się poznać pod postacią swojego obrazu, bo jest w nim zakodowana prawda o Tobie, zatem to kim jesteś i w jaki sposób możesz rozwinąć i zrealizować swój potencjał. Nie potrafisz chwalić Boga za to, ze jesteś cudowny, ponieważ nie zajmujesz się swoim prawdziwym ja, czekającym do odkrycia w głębi serca, a jedynie zewnętrznymi, okrutnie sformalizowanymi obrazami samego siebie.

Tym prawdziwym ja jest Boży obraz w Tobie. Zrozum to tak: Bóg jest pełnią i jest obecny w każdym stworzeniu, chociaż jednocześnie żadne stworzenie nie jest Nim. To znaczy, że każdy człowiek ma zapisaną w sobie cząstkę Boga, która jest jego Bożym obrazem. Rozpoznanie w sobie cząstki Bożej pełni, którą nazywamy Bożym obrazem, jest równoznaczne z odkryciem prawdy o sobie samym, czyli tego obrazu samego siebie, który nie jest zewnętrzny i formalny, stworzony na zapotrzebowanie rodziców, nauczycieli, księdza, ukochanej osoby, dziecka, szefa, partii, wspólnoty religijnej, itp.

Rozpoznając Boży obraz, dotrzesz do prawdy o sobie, która wyzwoli Cię z ciemności. Wejdziesz w światłość zbawienia. Przestaniesz się porównywać, co jest przyczyną Twych kompleksów. Wpierw zaczniesz przeczuwać, a potem coraz wyraźniej będziesz widział drogę powołania, która zaprowadzi Cię do spełnienia; wreszcie zaczniesz dorastać do jedności ze wszystkim i wszystkimi, a w konsekwencji doświadczysz miłości, uwalniającej z lęków.

Przestań więc marnować życie na tworzenie nieprawdziwych obrazów siebie, czego perfekcyjnie nauczyłeś się już w rodzinnym domu, gdy stawałeś się podobny do kogoś, kogo chcieli w Tobie zobaczyć rodzice, i zachowywać tak, aby byli z Ciebie zadowoleni, bo Twe lustrzane odbicie doprowadzi Cię kiedyś do szaleństwa. Zacznij się modlić, pytaj o swój prawdziwy obraz, szukaj samotności, bądź cichy i panuj nad swoją głową, która podpowiada Ci, jak dobrze się prezentować na targowisku próżności.  

Po jakimś czasie zaczniesz czuć swoje ciało. Obudzisz zmysły; dostrzeżesz kolory; poczujesz smaki potraw. Gdy zrozumiesz instynktowne podpowiedzi ciała, doświadczysz, że energia płynie ku górze i karmi serce. Opanujesz głowę, która nie będzie Tobą rządzić, i nauczysz się wyobrażać samego siebie i swoje życie na nowo, inaczej, niespodziewanie dla wszystkich.

Staniesz się prawdziwy, transparentny, pogodzony, szczęśliwy, zdrowy, czyli zbawiony.

Najważniejszy jest prawdziwy obraz…. .

Mam szczęście – jestem ewangelikiem i Ślązakiem

Zdaję sobie sprawę, że tytułowe wyznanie może niepokoić, niektórych nawet gorszyć, ponieważ jakby sugerowało religijną i plemienną pychę, na którą nie ma zgody w ewangelicznym chrześcijaństwie, świadomie podążającym drogą Pańską. I w rzeczywistości tak nie jest, proszę mi tylko pozwolić wytłumaczyć się ze świadectwa o własnej tożsamości. Obiecuję, że w zamian przedstawię program takiego oddziaływania duszpasterskiego i edukacyjnego, który moim zdaniem umożliwi kontynuację reformacyjnych idei.

Mam szczęście, że jestem teologiem i dlatego na kulturę oraz ludzką historię nie patrzę jak typowy humanista. Nie widzę jedynie abstraktów ideowych, wyrwanych z ludzkich serc i pozbawionych duchowego kontekstu, a także przyczyn i skutków dziejowych procesów, owoców ludzkiej wyobraźni i twórczości, skądinąd cudownych i błogosławionych. Wpierw dostrzegam Boga w człowieku, a więc wiarę w codziennej pracy; sens ostateczny w heroicznym zmaganiu się z przeciwnościami życia; pragnienie, aby finał zarówno pojedynczego życia, jak i ludzkich dziejów, był piękniejszy od  początku; wreszcie nie grymaszę pytaniem pełnym trucizny, na które w istocie nie ma odpowiedzi: Dlaczego nas to wszystko spotkało?, ale pytam: Po co to wszystko?

Mam szczęście, że widzę nie tylko samego człowieka, z rozpaczą walącego pięściami w twarde kamienie codzienności, aby kilka z nich zamienić w chleb do przeżycia i sens życia, ale widzę też Boga w człowieku, dzięki czemu, bez względu na to czy dzieje się to głęboko pod ziemią, czy w cierpliwym uprawianiu jej wierzchnich bruzd, ów człowiek pamięta, że sam może stać się chlebem dla innych. Widzę więc więcej, bo duchowość nie jako efekt, skutek, konsekwencję, ale jako oddech duszy, energię, zwaną miłością, źródło człowieczeństwa.

Mam szczęście, że widzę  nie tylko człowieka, który na przykład ze swojej śląskiego  pochodzenia i ewangelickiej duchowości próbuje klecić samego siebie, swoją tożsamość, i tym samym nadawać sens życiu, ale mogę też złożyć świadectwo o Bogu, który coś ważnego i dobrego próbuje dać wspólnocie ziemian i uczynić w ludzkich dziejach, stwarzając wyjątkowego człowieka, niepowtarzalnego i pięknego, obojętnie czy będzie Ślązakiem i ewangelikiem, czy kimkolwiek innym, a potem uruchamiając, czyli błogosławiąc, jego niepowtarzalne talenty i potencje.

To znaczy, że wyznania: Mam szczęście – jestem Ślązakiem i ewangelikiem, nie pojmuję w takim sensie, jakoby tylko Ślązacy i ewangelicy mogli cokolwiek wiedzieć o szczęściu, a ich życiowe doświadczenie było wyjątkowe, bo niedostępne tym, którzy ani nie czują się Ślązakami, ani nie są ewangelikami. Owszem jest wyjątkowe, ale w zupełnie innym sensie. W takim mianowicie, że każdy człowiek, odkrywający swoją niepowtarzalność, stwórcze piękno, indywidualność, która umożliwia mu realizowanie życiowego powołania bez względu na komponenty własnej tożsamości, może o sobie powiedzieć: Mam szczęście, bo jestem…. Mam szczęście, bo wiem kim jestem i dlatego wiem, co mam w życiu robić, jak służyć, czym nadawać sens swoim nocom i dniom. Czytaj dalej Mam szczęście – jestem ewangelikiem i Ślązakiem

Mężczyzno tak wyglądaj, żeby Kobiety zazdrościły Twojej Żonie

Do Jezusa z Galilei przylgnęła opinia, że odkąd rozpoczął publiczną działalność, prowadził ciężkie życie ciągłego wędrowca, który nocą nie miał się nawet gdzie schronić, z uczniami często doświadczał poniewierki, głodu i różnych upokorzeń. I zapewne niejednokrotnie tak właśnie było. Warto mimo wszystko pamiętać, że taki obraz historycznego Jezusa jest tendencyjny i nieprawdziwy. Kreuje postać męczennika, któremu cierpienia miały towarzyszyć od chwili chrztu w Jordanie.

Obok świadectw rzeczywistego trudu w codziennej drodze z uczniami, w ewangeliach możemy też znaleźć kilka opowiadań o epizodach z życia Jezusa oraz Jego słowa, z których wynika, że kto próbuje swoją cierpiętniczą naturę, a w codziennym życiu szukanie okazji do męczeństwa, uzasadniać przykładem Jezusa z Galilei, po prostu zafałszowuje Jego postać. Ze świadectw ewangelii bynajmniej nie wynika, że Jezus był bezdomny. Wraz z uczniami zamieszkiwał dom, jeśli nie własny to być może dom Szymona w Kafarnaum. Z Ewangelii wg Jana dowiadujemy się, że Jezus był uczestnikiem wesela w Kanie Galilejskiej, na które zaproszono Go wraz z grupą pierwszych uczniów nie po to, aby tam przemawiał albo miał mieć jakiekolwiek inne obowiązki. Przeciwnicy Jezusa prawdopodobnie mówili o Nim, że jest żarłokiem i pijakiem, ponieważ często widzialno Go, ucztującego w różnych domach: „Przyszedł Syn Człowieczy, jadł i pił, a mówią,. Oto żarłok i pijak, przyjaciel celników i grzeszników…” (Mt 11,19). O wierzchniej sukni Jezusa dowiadujemy się, że żołnierze jej nie podzieli na kawałki, ale rzucili o nią losy, ponieważ była wykonana podobnie do kapłańskiej, czyli była wartościowa: „…A ta suknia nie była szyta, ale od góry cała tkana” (J 19,23).  Można wreszcie przypomnieć wypowiedź Jezusa na temat potu: „A gdy pościcie, nie bądźcie smętni jak obłudnicy, szpecą bowiem twarze swoje, aby ludziom pokazać, że poszczą. Zaprawdę powiadam wam: Odbierają zapłatę swoją. Ale ty, gdy pościsz, namaść głowę swoją i umyj twarz swoją, aby nie ludzie cię wiedzieli, że pościsz, ale Ojciec twój, który jest w ukryciu, …” (Mt 6,16-18). Namaszczanie włosów olejkami było ówczesnym zabiegiem higienicznym i estetycznym! W Betanii Jezus pozwolił Marii namaścić swoje nogi bardzo drogą maścią nardową (J 12,3), co nie spodobało się nawet jednemu z Jego uczniów. W domu faryzeusza Szymona bronił kobietę, która w podobny sposób postanowiła okazać Mu wdzięczność: „I stanąwszy z tyłu u Jego nóg, zapłakała, i zaczęła łzami zlewać nogi jego i włosami swojej głowy wycierać, a całując jego stopy, namaszczała je olejkiem” (Łk 7,38).  

Jestem przekonany, że Jezus z Galilei nie był niechlujnym, brudnym, niepoczesnym i źle ubranym mężczyzną. Owszem, niejednokrotnie na pewno było można zauważyć po Nim trudy podróży, licznych spotkań, mów i uzdrowień. Nie potrafię jednak wyobrazić sobie postaci Jezusa, na którą powołują się zastępy niechlujnych, brudnych, niepoczesnych i źle ubranych mężczyzn – chrześcijan -, dla których Mistrz i Nauczyciel z Galilei miałby być prawzorem ich wyglądu! Czytaj dalej Mężczyzno tak wyglądaj, żeby Kobiety zazdrościły Twojej Żonie

Męstwo

Męstwo pierwotnie było cnotą żołnierzy i sportowców. Antyczni filozofowie rozu­mieli męstwo jako wewnętrzną postawą wobec życia. Nie myśleli o odwadze w walce, lecz o gotowości do obrony uznawanych przez siebie wartości. Męstwo związane jest z wytrzymałością i wewnętrzną wolnością. Kto dzielnie walczy o wyznawane przez siebie wartości, doświadcza sprzeciwu i ran. Nie porzuca ich jednak, ale wsłuchuje się w ów sprzeciw i pyta, czy nie nazbyt zuchwale chciał je przeforsować. A kiedy w ramach samooceny rozpoznaje, że musi iść dalej tą drogą, wtedy już nic go nie powstrzymuje. Kontynuuje walkę o wartości, nie obrażając się, gdy inni się sprzeciwiają. Przyjmuje wyzwanie i walczy uczciwymi środkami.

Dzisiaj prawdziwe męstwo nie występuje często. Zarówno w polityce, jak i na przykład w Kościołach jest wielu populistów, którzy kierują się nastrojami ludzi i mówią to, co inni chcą usły­szeć. Duszpasterze nie kierują się wprawdzie wynikami sondaży, ale często nie mają dość odwagi, by przeciwstawić się narzuconym z góry czy z zewnątrz wytycznym, albo ocenom, nawet wtedy gdy widać, że nie przyniosą one korzyści. Mimo wszystko wdrażają metody i pomysły, nie konsultując się z parafianami. Chowają się za murem nakazów, ograniczeń, niezależnej od nich konieczności czy siły wyższej. Gdy muszą komuś odmówić bądź przedstawić swój punkt widzenia, starają się uczynić to w sposób jak najbardziej bezosobowy, bez szczerej rozmowy. Nie patrzą drugiemu w oczy i nie stawiają się w jego sytuacji.

To jest właśnie brak męstwa. Jeżeli żądam od kogoś czegoś trudnego, muszę spojrzeć mu prosto w oczy. Muszę się z nim rozmówić i skonfronto­wać – wraz ze swoją bezsilnością, z wątpliwościami i przemyśleniami. Czytaj dalej Męstwo

Facet doskonały

Poniżej tekst nie mój, ale doskonały, jak mężczyzna 🙂

Facet doskonały jest przystojny. Ale nie za bardzo, żeby się inne nie oglądały. Starannie ogolony. Z dwudniowym zarostem.

Kolejna sprawa: oczy. To ważne. Oczy muszą być jasne, przejrzyste, uczciwe, najlepiej czarne.

Włosy? Długie gęste kręcone, dokładnie przystrzyżone. Blond o zdecydowanej kasztanowej barwie, z lekką łysiną.

Niezbyt wysoki, dwa metry. Szczupły, wysportowany, z brzuchem. Totalny luzak w garniturze.

Wydepilowany niczym małpa. W łóżku delikatny jak bestia. Wrażliwiec, poeta, umięśniony jak Schwarzenegger.

Szarmancki. Nieznajomy w podróży powinien taszczyć bagaże. Ale niezbyt ochoczo, bo wyjdzie, że złodziej.

Powinien się serdecznie uśmiechać, półgębkiem, najlepiej wcale. Sprawiać wrażenie miłego, stonowanego, odpowiedzialnego wariata.

Świetnie, gdyby był lekarzem. Artystą. Księgowym. Kierowcą rajdowym. Żeby miał psa. To znaczy kota. Świnkę morską. Rybki. Żadnych zwierząt!

Co jeszcze? Musi być inteligentny. Tylko żeby się nie mądrzył! Miły. Ale nie jakiś milutki. Dowcipny, ale nie wesołek. Taki trochę zadziorny, zawadiacki. Hm, typ spod ciemnej gwiazdy… Ale z kryształową przeszłością!

Chodzi o to, żeby nas po rękach całował, w drzwiach przepuszczał i rachunki płacił. I nie puszył się tym męskim szowinizmem, z cmokaniem w dłoń nie wyskakiwał. I niech pamięta, że jesteśmy niezależne, w końcu stać nas na zapłacenie rachunku!

O, żeby mówił komplementy. Tylko, niech nie przesadza. Właściwie, lepiej niech się w ogóle nie odzywa.

Ma być wierny. I zazdrosny jak talib. Niech się jednak nie wtrąca w nasze sprawy, bo i tak ich nie zrozumie. Choć, oczywiście, jest cudownie wyrozumiały.

Podsumowując, Facet Doskonały to piekielny macho, sto procent mężczyzny, chodzący testosteron. Świetnie gotuje, robi zakupy, zajmuje się dziećmi. Ba! On karmi je piersią.

Domowe przykazania z Ligoty

  1. NIE WNOŚ DO DOMU TEGO SZATAŃSKIEGO PRZEKONANIA,

ŻE ŻYCIE JEST POWAŻNE, A TY NIEZASTĄPIONY.

 

  1. NIE MYŚL, ŻE W DOMU TYM JEST KTOŚ NAJWAŻNIEJSZY,

BO JEST MIEJSCEM MIŁOŚCI I WSPÓLNOTY.

 

  1. WCHODZĄC, PRZESTAŃ LICZYĆ SIĘ Z CZASEM,

PONIEWAŻ W DOMU TYM LICZY SIĘ NADZIEJA. 

 

  1. CZCIJ MILCZENIE I ZACHOWAJ CISZĘ, POGODNĄ AURĘ

ORAZ SPOKÓJ DOMU TEGO, ABY STAŁY SIĘ W TOBIE.

 

  1. NIE BĘDZIESZ SIĘ W DOMU TYM GNIEWAĆ,

ANI GŁOSU PODNOSIĆ Z WYJĄTKIEM ŚPIEWU I ŚMIECHU.

 

  1. NIE WNOŚ DO DOMU TEGO ŻADNEGO PODZIAŁU,

ALE MÓDL SIĘ O ZBAWIENIE WSZYSTKICH LUDZI.

 

  1. ZA PROGIEM DOMU TEGO POZOSTAW WCZORAJ,

ABYŚ CZYSTYM SERCEM ZOBACZYŁ BOGA DZIŚ.

 

  1. ZŁA PRZECIW BLIŹNIEMU W DOMU TYM NIE OBMYŚLAJ,

A MIEJ W PAMIĘCI WSZYSTKIE DOBRA OD BOGA.

 

  1. ZACHOWAJ PRZYJACIELSTWO DLA BOŻYCH STWORZEŃ,

W DOMU TYM ZA DOMOWNIKÓW PRZYJĘTYCH.

 

  1. ZA WSZYSTKO BĄDŹ WDZIĘCZNY BOGU

I PAMIĘTAJ, ŻE NAWET W DOMU TYM JESTEŚ W DRODZE.

 

 

 

POŁOWA LUDZKOŚCI POSZUKUJE TOŻSAMOŚCI…

Temat bynajmniej nie oznacza, że jako mężczyzna powinienem się ugiąć i zaraz na wstępie ogłosić żeńską przyszłość świata, bo nie mam w sobie aż tyle masochizmu, żebym samego siebie pozwolił zjeść modliszce radykalnego feminizmu, ani modliszce nauk przyrodniczych, którą coraz bardziej jest – nie tylko do pomyślenia, ale i do zastosowania – rozmnażanie bez zmysłowej przyjemności, bez dreszczyku podniecenia, bez fascynacji sobą dwóch płci, bez przyciągania biegunów miłości i spotkania dwóch osób twarzą w twarz.

Istota męskości nie sprowadza mężczyzny do roli ofiary losu, co bywa humorystycznie przedstawiane jako chodzenie w pantoflach żony, ale do zdolności bycia prawdziwą, jednorazową i niepowtarzalną ofiarą miłości, której ochronny sens i siła, zapewnia poczucie bezpieczeństwa i radość życia zarówno kobiecie, jak i dzieciom.

Problem gender

Tylko, że z definicją męskości, zresztą jak i kobiecości, mamy współcześnie coraz większy problem. Już nie bardzo wiemy, na czym mogłaby polegać owa męskość i to bynajmniej nie tylko z feministycznych powodów Dziś wiele zmieniła idea gender, czyli najogólniej mówiąc pogląd, iż można wpływać na proces kształtowania się osobowości, zmieniając tym samym tradycyjne role męskie i kobiece, związane z płcią biologiczną. Zatem biologicznie można być mężczyzną, ale społecznie i kulturowo pełnić role żeńskie.

Nie czas na rozwijanie idei gender albo dyskusję z nią, jednak ze względu na interesujące nas pytanie o przyszłość męskości, zwracam uwagę na to, że reprezentanci idei gender bardzo jednostronnie interpretują nie tyle role, związane z płcią biologiczną, ile nie potrafią we właściwy sposób zrozumieć i opisać napięcia pomiędzy płciami. Przejęli bowiem tradycyjny pogląd antropologów, że wspomniane napięcia przede wszystkim były generowane wiarą w nieczystość, na przykład ludzkich wydzielin, a więc motywowane lękiem. I najprawdopodobniej nie jest to pogląd niedorzeczny, można sobie bowiem wyobrazić, że nie tylko w starych kulturach, ale także współcześnie, napięcia pomiędzy płciami służą społecznym roszczeniom, a w pierwszym rzędzie zajęciu uprzywilejowanego statusu poprzez wykazanie, że druga płeć jest nieczysta, czyli niebezpieczna. (przykład: np. pani jako kierowca autobusu). Czytaj dalej POŁOWA LUDZKOŚCI POSZUKUJE TOŻSAMOŚCI…

Błogosławieństwa z Kazania na Górze

Błogosławieni ubodzy w duchu, albowiem ich jest Królestwo Niebios

Człowiek ubogi w duchu nie jest przywiązany do niczego, co miałoby jakąkolwiek wartość, na której mógłby budować dobre samopoczucie i poczucie bezpieczeństwa. Bogactwem wcale nie musi być majątek i zasobne konto finansowe. Wielu jest bogatych właśnie w duchu, ponieważ przywiązali się do swoich poglądów i mądrości, stanowisk i urzędów, ale także instytucji edukacyjnych, które ukończyli; naukowych, w których pracują; państwowych, które umożliwiają im polityczne kariery.

Przeszkodę w doświadczeniu szczęścia może stanowić nie tylko posiadanie majątku, czyli popularne „mieć”, ale także „być” kimś lub czymś ze względu na wartość chwały i sławy. Dlatego jedna z najsmutniejszych ewangelicznych opowieści o bogatym młodzieńcu, który smutny odszedł od Jezusa, jest najlepszym komentarzem do pierwszego błogosławieństwa z Kazania na Górze.

Jeśli chcesz być uczestnikiem Królestwa Niebios, czyli Bożej Obecności w tobie, musisz rozstać się z wszystkim, co stanowi iluzoryczne bogactwo, dzięki któremu czujesz się bezpiecznie. Poczucie bezpieczeństwa trzeba bezwarunkowo ulokować w Bogu a w Jego obecności odnaleźć duchowe bogactwo.

Biblijnym obrazem takiego bogactwa jest chleb, który oznacza nie tylko wszystko, co jest potrzebne do codziennego, szczęśliwego życia, ale także powodzenie w modlitwie. Gdy nasze modlitwy są wysłuchane, wtedy mamy wszystko, czego potrzebujemy do szczęśliwego życia.

Błogosławieni, którzy się smucą, albowiem oni będą pocieszeni

Cierpienie i smutek same w sobie nie są niczym dobrym. Bóg, czyli uśmiechnięty Tato/miłująca Mama, uwalnia nas od nich, obdarzając życiem, radością i błogością. Niestety większość ludzi tak długo nie szuka prawdziwego Taty/Mamy całym swoim sercem aż dotknie ich cierpienie i smutek. Dopiero wtedy zaczynają pytać, szukać, nawiązywać dialog z Najwyższym.

Nie istnieje żadna uzasadniona potrzeba, żeby człowiek musiał popaść w tarapaty poza tą jedną, najważniejszą i rozstrzygającą o wszystkim, a mianowicie zwrócenie się do Boga i szukanie Go. Czytaj dalej Błogosławieństwa z Kazania na Górze

Samotność

Współczesna psychologia, a zwłaszcza kierunki inspirujące się freudyzmem, utrwalają przekonanie, że satysfakcjonujące i szczęśliwe życie wiodą jedynie ludzie, pozostający w trwałych związkach o charakterze intymnym. Przyjęło się uważać, że człowiek bez towarzystwa i serdecznych uczuć, bez udanego związku o charakterze emocjonalnym i erotycznym, nie może być szczęśliwy. Tymczasem biogramy wielu twórczych i odważnych jednostek przeczą temu poglądowi. Wygląda wręcz na to, że niespotykany i twórczy talent szczególnie humanistom i religijnym przywódcom utrudnia zakładanie rodzin i nawiązywanie bliskich relacji osobistych. Czy dlatego, że swoim nieprzeciętnymi talentami budzą złe namiętności albo zazdrość?

A może dlatego, że jako ludzie ideowi nie znoszą sprzeciwu oraz innych poglądów czy też po prostu są nieprzystosowani do życia? Tak mogłaby brzmieć negatywna interpretacja tego rodzaju zachowań, tymczasem łatwo sobie wyobrazić, że to psychoanaliza, a przynajmniej niektóre jej kierunki, błędnie uzależniając doświadczenie szczęścia od intymnych i trwałych relacji, utrwaliła pogląd, nie uwzględniający potrzeby samotności, niezbędnej dla zachowania zdrowia i dobrego samopoczucia.

Zwolennicy teorii o związku szczęścia z pozostawaniem w satysfakcjonującym i długoletnim związku, często dzielą przekonanie, że wyjątkowo utalentowani myśliciele są ludźmi niestabilnymi psychicznie, stąd co prawda miewają przelotne romanse i wchodzą w związki, czasem nawet długoletnie, aczkolwiek dramatyczne i wyczerpujące emocjonalnie, jednak w swej najgłębszej istocie nie są zdolni do budowania trwałych relacji.

Nie czas na analizę psychologicznych portretów tak wybitnych osobowości, jak dla przykładu Kartezjusz, Newton, Pascal, Kant, Nietzsche czy Kierkegaard, niemniej zachowania bliskiej mi z wielu powodów postaci Jezusa, Nauczyciela z Galilei, umożliwią mi sprzeciw wobec rozpowszechnionych opinii o braku związku pomiędzy potrzebą samotności a doświadczeniem szczęścia. Czytaj dalej Samotność

Trzy stopnie duchowego rozwoju

W Zabrzu spróbujemy nazwać oraz sprecyzować trzy stopnie duchowego rozwoju. Myślę, że będzie ciekawie i na pewo nie sztampowo. Czas uwolnić duchowość z kościelnego rytualizmu, a sam Kościół  uratować z dogmatycznego skostnienia. Zapraszam….