Przypowieść o chlebie

Królestwo Niebios podobne jest do chleba.  

Pachnący drożdżami, z chrupiącą skórką, strzelający okruszynami pod kolejnymi nacięciami noża, oprószony mąką, kojarzy się z bezpieczeństwem, sytością i kuchennym stołem.

Zanim jednak dom napełni zapachem piekarni, usta smakami Maminej spiżarni, a oczy zachwyci wyzłoconym brązem, wpierw czyjeś dłonie chwycą pług, aby ziemi uczynić wiele ran. Potem w powstałe bruzdy wrzucą ziarna, które będą musiały obumrzeć, aby wydać kłosy, kłaniające się przed majestatem letniego słońca. Gdy nadejdzie czas zostaną zebrane z pola i wymłócone, a na koniec dostaną się pomiędzy bezlitosne żarna, które ziarna zamienią w mąkę. I gdy mogłoby się wydawać, że historia cierpienia osiągnęła  apogeum, mąka zmieszana z drożdżami i wodą trafi jeszcze do ogromnego pieca, aby w ogniu stać się chlebem.

Podobnie jest w Królestwie Niebios, które pełne jest pachnących i sycących bochenków chleba. Historia każdego z nich jest opowieścią o męce.  

Mijają dni, tygodnie, rok za rokiem, a Ty wciąż z pustym sercem, niespełniony, zasypiasz przeświadczony, że marnujesz swój potencjał. Co prawda jesteś syty, bo w końcu nieźle zarabiasz, jednak usta masz pełne trocin.

Niebiański smak chleba pamiętasz z dzieciństwa, gdy rozmarzony siedziałeś przy stole i planowałeś dalekie wyprawy. Wyobrażałaś sobie, że życie będzie zawsze właśnie tak smakować i pachnieć. Tymczasem z każdym rokiem coraz mniej smaczny chleb życia spożywasz bez entuzjazmu, bez fascynacji, bez radości.

Dlaczego chleb stracił smak? Czyżby mąka nie taka, jak dawniej? A może piekarze nie potrafią piec dobrego chleba? Może winien piec?

Nic z tych rzeczy. Zapomniałeś po prostu, a może celowo wyparłeś wiedzę o tym, że każdy chleb ma własną historię męki. Bez niej nie ma mąki, tymczasem Ty chciałbyś jeść chleb bez ran, zadawanych wspomnieniom z dzieciństwa; bez bolesnego obumierania, aby w zranione EGO mógł wpłynąć strumień Ducha, budzący duszę do świadomej drogi życia; bez poddania się żarnom miłości, rozcierającym skorupę lęku przed zdradą i rozczarowaniem; wreszcie bez pasji życia, która jest ogniem, niezbędnym do upieczenia chleba życia.

Nie godząc się na mękę, nie stajesz się mąką na własny chleb, więc musisz spożywać cudzy. Co prawda syty, jednak nie odżywiony; zadowolony, jednak nie zadziwiony cudem życia, więc coraz częściej boisz się choroby i myślisz o śmierci. Naprawdę niepotrzebnie. Po prostu zgódź się na mękę obumierania temu, co w Tobie jest łatwą drogą na skróty, zwyczajnym wygodnictwem i zaspokajaniem potrzeby bezpieczeństwa. Wejdź w ogień samopoznania, aby miejsce zewnętrznego EGO zajęło prawdziwe JESTEM, Twa najgłębsza istota, prawda o wewnętrznym obrazie Boga, w którym zaklęte jest Twoje piękno i nieprzemijająca istota.

EGO, czyli twarda łuska, pod którą ukryta jest życiodajna mąka, będzie co prawda krzyczało z bólu. Nie słuchaj go. Nic nie smakuje tak wybornie, jak prawdziwe JESTEM, uwolnione męką stawania się sobą. To jest smak chleba z czasu dziecięcej beztroski, gdy planowałeś podróże po niezbadanych kontynentach a na głowie wyobrażałeś sobie laur zwycięstwa.

Królestwo Niebios podobne jest do mąki, bez której nie ma pachnącego chleba, jak pysznego życia bez męki. 

Przypowieść o winie

Królestwo Niebios podobne jest do wina.  

Wygrzane w słońcu, wykarmione żyzną ziemią, owoce winorośli są zapowiedzią radosnych spotkań w gronie zadowolonych ludzi. Wpierw jednak prasa musi wycisnąć moszcz, który zamieni się w wino. I gdy już chciałoby się sięgnąć po rozweselającą serce krew ziemi, trzeba jeszcze cierpliwie poczekać. Wino potrzebuje ciszy. Nie ruszane klaruje się, szumowina osiada na dnie, pojawia się długo wyczekiwana szlachetność. 

Tak jest w Królestwie Niebios, które jest miejscem ciszy. Bezustannie potrząsana dusza w szumowinach świata gubi drogę i nie zyskuje szlachetności.   

Wciąż w drodze, co tydzień z nowym kalendarium zadań niezbędnych, co kwadrans przeglądający prywatną i służbową pocztę, z żalem myślący o piętrzącym się za drzwiami stosem książek do przeczytania, ostatkiem sił tuż przed świtem przeglądasz wiadomości, nad którymi zasypiasz.

Dwie godziny później ptaki radośnie witają nowy dzień, o którym niczego nie wiesz, ponieważ dopiero zacząłeś noc za spuszczonymi żaluzjami. Gdy one spokojnie odpoczywają przy nakarmionych pisklętach, zrywasz się jak wariat z łóżka, jak zawsze o kwadrans za późno, i znowu gnasz. Wybiegając z domu nie zapominałeś o poczcie, ale o śniadaniu tak. W drodze nie zapominasz o przejrzeniu trzech portali z wiadomościami ze świata, ale o modlitwie tak.

Wciąż dokonujesz jakiś wyborów. Nie zapominaj, że ich konsekwencje bierzesz w gratisie. Dziwisz się szumowi w głowie i bałaganowi dnia?

Liczysz na wino i życiowy luksus, wciąż marzysz o życiu jak z bajki, ale spać kładziesz się o pięć godzin za późno, trzy godziny za krótko spisz, godzinę za późno wstajesz, pięćdziesiąt razy w ciągu dnia niepotrzebnie przeglądasz pocztę i bez kilkukrotnego czytania wiadomości nie potrafisz funkcjonować.

Zastanów się, czy zachowujesz się jak król czy jak żebrak? Czy żyjąc w ten sposób masz szansę stać się winem, godnym królewskiego stołu, bo na razie pracujesz na bycie najtańszą siarą dla wiejskich pijaczków za sklepem.

Uspokój się. Ofiaruj sobie królewski dar ciszy. Bądź winem, które się klaruje. Jeśli szumowina nie opadnie nigdy nie dostrzeżesz swojej drogi. Będziesz przedzierał się przez życie, jak przez mgłę, z dnia na dzień bardziej zmęczony i zagubiony. Naucz się spać w zdrowych godzinach, jeść w spokoju, ruszać z godnością, modlić z radością. Nie bądź częścią szumowiny świata, zbierając jak odkurzacz wszystkie informacje do niczego i nie przekazuj ich potem niepotrzebnie innym. Zapomnij o poczcie w telefonie. Przypomnij sobie o ławce za domem, pod błękitnym niebem.

W Królestwie Niebios nie ma miejsca na szumowiny. Nic, co jest szumem i zanieczyszczeniem, nie jest godne królewskiej uczty. Ciszą wyborów, zachowań, zainteresowań, po prostu bycia, wyklaruj perspektywę. W ciszy staniesz się winem, wznoszonym w toaście zbawienia. 

Przypowieść o święcie

Królestwo Niebios podobne jest do święta.  

Powszedni dzień jest pełen obowiązków i zadań, które trzeba wykonać, ponieważ nieustannie ktoś czeka. Dzieci na śniadanie, pracodawca na nowy projekt, małżonek na wspólny spacer, rodzice na pomoc, przyjaciele na odwiedziny. A przede wszystkim konto w banku na kolejny zastrzyk gotówki i ekonomia świata na ciężką pracę.

W powszedni dzień trzeba walczyć, stale czemuś albo komuś mówić „nie”, aby nie zapomnieć, nie zawieść, nie spóźnić się, zawsze być na czas, dostosowując się do oczekiwań innych.

Święto oznacza ulgę i odpoczynek. W ten dzień z niczym nie trzeba walczyć ani dokonywać wyborów. Wszystkiemu można mówić „tak” i z wszystkiego czerpać  radość życia. Święto nie zna zaprzeczenia. Właśnie od tego jest świętem, aby wszytko było można afirmować i poczuć błogość.

Święto jest lekkie i radosne.

Na długo przed świętem obmyślasz wiele szczegółów świętowania, od wystroju domu, przez potrawy, po sposób, w jaki spędzisz czas. Zawczasu kupujesz świąteczną garderobę i prezenty dla najbliższych. Cieszysz się świętowaniem.

Pomyśl, jak bardzo różnią się emocje powszedniego dnia od emocji, które tworzysz w sobie jedynie myślami o zbliżającym się święcie. Dlaczego nie miałbyś tak lekko i radośnie czuć się każdego dnia?

Lubisz świętować, ponieważ święto znosi wysiłek, przymus, obowiązek i konieczność dokonywania wyborów, które decydują o przeżyciu. Świętując po prostu jesteś sobą i żyjesz. Wtedy nie ma w Tobie codziennej walki pomiędzy „nie” i „tak”.  W świąteczny czas wszystko jest na „tak” albo nie jest świętowaniem. 

Wyciągnij wniosek. Co sprawia, że na co dzień czujesz się zmęczony, przygnieciony, jakby przygwożdżony do cierpienia? Przyczyną naprawdę nie są obowiązki, ale konieczność dokonywania wyborów, a zwłaszcza to, że wciąż czemuś albo komuś mówisz „nie”. Jeśli więc chcesz zmienić jakość życia i nauczyć się codziennego świętowania, lekkiego i radosnego, przestań stwarzać napięcie wewnętrzną walką przeciwko temu, czemu mówisz „nie”.

Męczysz się dokonywaniem wyborów, a życiowym ciężarem jest przekonanie, że musisz z czegoś zrezygnować, aby mieć coś innego. Codziennie jesteś na froncie, walczysz jak żołnierz, który marzy o przepustce i powrocie do domu.

Spojrzyj na życie inaczej. Przestań wybierać pomiędzy tym, do czego dajesz sobie prawo, a tym, czego sobie odmawiasz, żeby przeżyć. Naucz się świętować, to znaczy wszystko radośnie akceptuj

Królestwo Niebios podobne jest do święta. Doświadczysz lekkości i radości świętowania, gdy bez spięcia i walki nauczysz się mówić „tak”. Na przykład nauczono Cię, że musisz światu powiedzieć „nie”, aby Bogu móc powiedzieć „tak”. Walczysz więc ze światem, aby być bliżej Boga, tymczasem On przychodzi do Ciebie w świecie, który stworzył dla Ciebie. Odrzucając dar, odrzucasz Darczyńcę.

Nauczono Cię też, że musisz ciężko pracować, aby przeżyć, więc codziennym radościom mówisz „nie”, czekając na święto. A przecież bez nich tkanina Twego życia będzie smutna i ciemna. To one sprawiają, że każdy dzień jest świętem.

Królestwo Niebios to lekka i piękna akceptacja. Jak możesz narzekać i być nieszczęśliwy, mówiąc „tak”?  Gdy nauczysz się akceptować, wszystko będzie takie, jakie powinno być. Nie będziesz wewnętrznie rozczłonkowany, rozbity na kawałki, rozdwojony na „nie” i „tak”. Nie będziesz chorował, ani czuł się przygnieciony.

Królestw Niebios jest harmonią wszystkiego, jest totalną całością.  

Przypowieść o motylu

Królestwo Niebios podobne jest do motyla.  

Wpierw w kokonie, przymocowanym do gałęzi, rozwija się larwa. Jest jej wygodnie i dobrze, ponieważ wszystko, co jest jej potrzebne do życia, ma w swoim domku. 

Jednak po jakimś czasie wydostaje się na zewnątrz i przepoczwarza w gąsienicę. Na wielu nogach odkrywa radość samodzielnego ruchu. Nie zna ani góry, ani dołu, ponieważ jej światem jest początek i koniec gałęzi.

Po kolejnej transformacji zamienia się w pięknego motyla, który lekko unosi się ponad swój dotychczasowy świat i przysiada na kwiatach. Zachwycony swobodą lotu, zadziwia  wszystkich swoim pięknem.

Gdy miałeś kilka lat wyruszyłeś w życiową podróż, aby poznawać świat. Wpierw zachwyciłeś się wiedzą w szkole, więc rodziców uznałeś za staromodnych. Potem przyszedł czas na kolegów, więc nauczycielom postanowiłeś powiedzieć, że są niekompetentni. Po okresie fascynacji kolegami, zakochałeś się w rozumie. Wtedy zacząłeś naśmiewać się z kolegów.

Gdy mentalnie uciekłeś z rodzinnego domu, a potem ze środowiska, w którym dorastałeś, poczułeś się, jakbyś opuścił kokon nadopiekuńczej i zniewalającej miłości rodziców, nauczycieli, księży, autorytetów. Odkryłeś radość samodzielnego życia. Odtąd nikomu nie pozwalałeś decydować o Twoim życiu i trzymać na uwięzi. Poczułeś się królem życia.

Dożyłeś wieku średniego i być może zaczynasz dostrzegać, że co do tej pory było powodem radości, staje się źródłem frustracji? Z jednej strony do perfekcji masz dopracowaną zdolność racjonalnego poznawania i zdobywania świata, z drugiej widzisz, jak wiele możesz stracić, więc wszystkimi odnóżami trzymasz się gałęzi i drżysz z przerażenia, że spadniesz i stracisz życie.

Gałąź, która przez wiele lat wydawała się przestrzenią bezgranicznej wolności, stała się więzieniem. Chciałbyś z niego uciec, ale boisz się śmierci.

Czy dostrzegasz, że jedyną bramą, przez którą możesz uciec, jest śmierć?

Nie bój się jej. Wypuść z rąk wszystko, co jest Twoją gałęzią! Puść się i rzuć w dół. Przed Tobą ostatnia transformacja z gąsienicy, która nie zachwyca, w pięknego motyla. Zanim spadniesz na ziemię, odkryjesz cud latania.

Uwierz, że skrzydła rosną podczas spadania.

Królestwo Niebios podobne jest do gąsienicy, która straciła wszystko, co do tej pory było jej światem, aby odkryć w sobie lekkość motyla, niczym nie ograniczonego, zachwyconego lataniem i zadziwiającego świat swoim pięknem.

A gdybyś miał problem z puszczeniem się, nie zdziw się, że Ktoś, komu bardzo na Tobie zależy i chce, abyś stał się motylem, zrzuci Cię z gałęzi wbrew Twojej woli. W Królestwie Niebios jest czas i na takie doświadczenie. Zawsze rozchodzi się o to samo: w Królestwie Niebios masz być się pięknym motylem.

Przypowieść o słoneczniku

Królestwo Niebios podobne jest do słonecznika.  

Długo rośnie ku górze, aż nadchodzi dzień, w którym rozchyla pąk i zachwyca kolorem słońca. Odtąd co rano, wpatrzony w niebo, zaczyna podróż ze Wschodu na Zachód. Zadziera kwiat ku niebu i wędrując za słońcem, odbija radosne promienie lata.

Jednak nadchodzi dzień, w którym dojrzałych ziaren jest tak wiele, że stają się zbyt ciężkie, aby mógł zadrzeć głowę ku słońcu. Ziarna ciągną kwiat ku ziemi. Nadlatują ptaki i zaczynają kłótnię o najlepsze ziarenka. Wiele z nich spada i znika między chwastami.

Po długiej zimie nikt nie pamięta o roześmianym słoneczniku. Zapomniane ziarna przywracają pamięć, a słońce znowu ma po co świecić.

Lubimy czas słonecznego lata. Zadzieramy wtedy głowy ku słońcu, bo schłodzeni po ziemie, chcemy wygrzać się przed kolejną. Twarz zaczyna przypominać złote płatki słonecznika.

W życiu jest podobnie. Po dzieciństwie, a przed starością, szukamy Boga ponad nami. Jak słoneczniki wodzimy za Nim po niebie codzienności, żeby napełnił nas ciepłem miłości i światłem dobroci. Dojrzewamy, wyzłacamy się w Jego blasku. Bóg jest naszym słońcem, my jesteśmy Jego słonecznikami.

Niepostrzeżenie nadchodzi późne lato, a po nim szczerozłota jesień, która  ziarna, nabrzmiałe słońcem, rozsypuje po całej ziemi, żeby wiosną życie miało się z czego odrodzić. Ziarna, dojrzałe w promieniach Boga, stają się ciężkie życiem. Głowę z trudem wznosimy ku niebu, coraz częściej patrząc w dół. Przestaje nam zależeć na trzymaniu wszystkiego pod kontrolą. Ziarna są coraz luźniejsze pomiędzy płatkami kwiatu i powoli zaczynają się wysuwać. Tracimy je. Spadają w ziemię życia.

W Królestwie Niebios nie wszystkie ziarna należą do nas. Nie wszystkie doniesiemy do domu. Niektórymi przed postną zimą nakarmią się radosne ptaki. Inne na szczęście spadną na ziemię. Wyrosną z nich kolejne słoneczniki.

W Królestwie Niebios najważniejsze jest odszukanie słońca na niebie. W ciepłej miłości Boga dojrzewamy ziarnami nowego życia aż do dnia, w którym skłoniwszy głowę pozwalamy im spaść na ziemię. W Królestwie Niebios nie jest ważna ilość ziaren doniesionych do domu, ale tych, które pozostawimy na ziemi.

Przypowieść o przebiśniegach

Królestwo Niebios podobne jest do przebiśniegów.

Gdy słońce coraz wyżej wdrapuje się na niebo i wiosennymi promieniami  ogrzewa zmarzniętą ziemię, nocą wciąż zdarzają się przymrozki, a nad ranem często pada śnieg. Jako pierwsze spod ziemi wyrastają filigranowe, białe dzwoneczki. Wyczekiwane przez wszystkich przebiśniegi czekać nie potrafią i chociaż ogłaszają wiosnę, giną pod ciężarem ostatniego śniegu.

Świat skrupulatnie liczy koszty zużytej energii i kalorie ciepła. Wszystkie działania muszą być ekonomicznie uzasadnione. Nie ma zgody na rozrzutność. Wkład własny, przewyższający rzeczywiste potrzeby, jest nierozsądnym marnotrawstwem.

Uczyłeś się tego od dziecka, często już w rodzinnym domu, w którym elementarne prawo równowagi wkładu i korzyści regulowało relacje pomiędzy Tobą a rodzicami i rodzeństwem. W codziennym życiu miłość za nic; miłość po prostu; miłość, która jest pasją dawania; miłość bezinteresowna, która nie liczy zysku i nie płacze nad stratą; miłość, będąca źródłem, jest niezwykłą rzadkością. Najczęściej panuje ekonomiczny chłód. Każdy ukryty jest pod grubą warstwą lodu.

Królestwo Niebios przypomina wiosnę, gdy na rzekach puszczają lody i kwitną kwiaty. Jak soki w drzewie zaczynają płynąć ku górze, aby latem drzewo rodziło owoce, tak w człowieku krew musi płynąć ku sercu, aby mógł wydać owoce życia.

W Królestwie Niebios panuje prawo rozrzutności, dlatego nie ma w nim miejsca na wyrachowaną, zimną ekonomię zysków i strat. Nikt nie liczy zmarnowanej energii i kalorii ciepła, ponieważ ich źródło jest niewyczerpane.

Bądź przebiśniegiem w Królestwie Niebios. Rozbijaj skorupy lodu, którymi skute są ludzkie serca. Przebijaj się przez śnieg ludzkich łez, aby ogłaszać wiadomość, że chociaż wszędzie widać znaki zimy i wydaje się, że chłód nie ma zamiaru ustępować, jednak w głębi ziemi dokonała się przemiana i nic nie zatrzyma pędu wiosny do rozkwitu i życia.

Bądź nierozsądny – nie czekaj, aż przestanie sypać śnieg i ustąpią przymrozki, bo będzie za późno.

Bądź poetą – wyśpiewaj dziś cichą piosnkę o ciepłym powietrzu i pachnących kwiatach.

Być może tej nocy spadnie ostatni śnieg?

W Królestwie Niebios nie liczy się zysków i strat. Przebijając się przez śnieg, zapomnij o rozsądku. Dzięki Tobie wiosna przyjdzie o dzień wcześniej.

Przypowieść o najwyższym budynku świata

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

Królestwo Niebios podobne jest do najwyższego budynku świata.

Na ostatnim piętrze wieżowca znajduje się platforma widokowa, z której podziwia się panoramę, sięgającą setek kilometrów. Można się na nią dostać schodami albo szybką windą.

Odkąd pamiętasz, uczyli Cię, że życie jest walką i bez wysiłku niczego nie osiągniesz, więc się spinasz, kompresujesz siły, żeby pokonywać kolejne schody kariery. Jesteś spięty i mało elastyczny. Miewasz wypadki w pracy i stłuczki na drodze, co prawda niegroźne, ale jednak, ponieważ wywierasz presję na samego siebie, żeby wszystko zrobić jak najlepiej i pokonać rywali.  Dlatego jesteś sztywny i mało finezyjny. W ten sam sposób chodzisz, ruszasz się, mówisz i nawet fizycznie kochasz. Wciąż się pilnujesz, przyprowadzasz do porządku i masz obsesję na punkcie perfekcjonizmu. 

Zauważyłeś, że wciąż masz pod górę? Z wysiłkiem idziesz po schodach, bez finezji pokonując jeden po drugim, całe życie z nadzieją, że dotrzesz na samą górę i nasycisz się panoramą ze zdobytego szczytu. Dla kilku chwil satysfakcji poświęcasz całą radość i lekkość życia. Naciskasz na przeszkody i walczysz ze słabościami, aby trudności czym prędzej usunąć. Nie masz czasu dla patnera/ki, dzieciom każesz zająć się sobą, w wypielęgnowanym ogrodzie nie potrafisz cieszyć się spotkaniami z przyjaciółmi, nie siadasz pod pachnącym drzewem, pełnym roztańczonych owadów, żeby poszukać ciszy w sobie i  usłyszeć odpowiedź na najważniejsze pytanie: Kim Jestem? Cały jesteś nienaturalnie skoncentrowany na wysiłku, żeby walczyć z naturą życia, świata i procesów, które dzieją się niezależnie od Twojej woli, bo zależą wyłącznie od Źródła Miłości i Światłości.

Naprawdę sądzisz, że na tarasie nie da się znaleźć prościej, lżej i radośniej? Wejdź do windy, a ona w oka mgnieniu Cię wywiezie. Zamiast walczyć, doświadczysz owoców zwycięstwa. Nawet podróż na szczyt będzie królewskim odpoczynkiem, lekką radością bycia, doświadczeniem czystej miłości.

Jesteś nienaturalny, więc walczysz z naturą stworzenia i nie potrafisz szczerze powiedzieć: Ojcze, niech się dzieje Twoja wola. Bądź naturalny, bądź sobą, daj sobie prawo być królem, któremu wszystko służy, a bez wysiłku będziesz podziwiał piękno życia i świata. Bóg obdarzy Cię odpocznieniem.

Po schodach wspinają się ludzie z wielkim EGO. Bez wyjątku, czy są to Panie z kółka różańcowego, jogini zapamiętale ćwiczący panowanie nad umysłem, ludzie sukcesu, czy wreszcie ci, którzy religię sprowadzili do moralności, wszyscy zapomnieli o prawdziwym celu i z metody uczynili cel. Wszyscy są egoistami, chociaż dużo mówią o miłości.

EGO lubi wysiłek, więc oszukuje Cię, zapewniając mikroskopijną satysfakcję z codziennych kroczków i wygranych potyczek, a tymczasem prawdziwy odpoczynek czeka. Brakiem mądrości jest walka o zdobycie szczytu, gdy ma się tak mało energii, żeby zdobyć go bez wysiłku. Oczywiście można cieszyć się z pokonywania kolejnych stopni, ale zapytaj samego siebie: Kto się cieszy naprawdę, Ty prawdziwy czy Twoje EGO?

Nie walcz. Winda czeka. Pozwól, żeby Źródło Miłości w mgnieniu oka wyniosło Cię na szczyt. Daj sobie prawo do odpoczywania. Moralność i religijne rytuały są schodami, którymi przenigdy nie dotrzesz na szczyt. Będziesz co najwyżej doświadczał coraz większego zmęczenia, znudzenia, złości i frustracji.

Windą jest prawdziwa religia odpoczywania, czyli powierzenie się Miłości. Odpuszczając wysiłek, w jednej chwili doświadczysz Królestwa Niebios.

Przypowieść o drzewie w czasie suszy

Królestwo Niebios podobne jest do drzewa w czasie suszy.

Gdy nastają suche miesiące, wszystkie rośliny starają się przetrwać do kolejnych deszczy. Drzewo również ma swoją metodę. Na początku giną kwiaty, które nie są potrzebne do przeżycia. Wystarczy, że pojawią się w kolejnym roku. Jako następne schną i opadają liście. Gdy jest już naprawdę źle, zaczynają usychać gałęzie i konary. Drzewo za wszelką cenę chroni korzenie, ponieważ z nich znowu odrodzi się cała roślina. Kwiaty zawsze pojawiają się na końcu, gdy płynącej ku górze energii życia jest wystarczająco dużo.

Inteligencja pojawia się na samym końcu, gdy odżywione jest ciało i  dusza. Jest połączeniem instynktu, intelektu oraz intuicji, trzech wewnętrznych sfer człowieczeństwa. Gdy energia płynie od dołu, od instynktu przez intelekt do intuicji, człowiek zakwita najlepszymi dobrami, w które wyposażył go Najwyższy.

Bywają w życiu okresy suszy. Nadszedł kryzys. Chorujesz na śmiertelną chorobę. Straciłeś pracę i dochody. Rozpadł się związek, a dzieci nie utrzymują z Tobą kontaktu. Zawiedziony życiem, usychasz ze strachu i złości.

Epidemia i zarządzona kwarantanna również jest suszą. Wysychają kontakty towarzyskie. Część Twej rodziny i znajomych nie życzy sobie spotkania, ponieważ boją się Ciebie. Lista znajomych, z którymi będziesz w stanie ponownie beztrosko się spotkać, mając do nich pełne zaufanie, jak przed epidemią, z tygodnia na tydzień skraca się drastycznie.

Boisz się o przyszłość. Kwiaty radości od dawno nie kwitną. Nie pachniesz szczęściem. Liście wyschnięte na wiór, zaczynają opadać. Zastanawiasz się, kiedy spadnie deszcz i wszystko odżyje? Zaczynasz pytać o to, co ocaleje?

Gdyby nawet miały uschnąć rodzinne konary albo odpaść gałęzie przynależności do kościelnej wspólnoty, pozostanie korzeń, o który musisz zatroszczyć się w godzinie suszy. Niech wszystko schnie, Ty ochraniaj swoją duszę.

Przetrwa dusza, która jest korzeniem z innego świata. Jest wieczna i niezniszczalna. Nawet gdyby wszystko miało uschnąć, ona powstanie z martwych i zapoczątkuje nowe życie, niczym biblijna odrośl z pnia Isajego. Nie pozwól, aby w kryzysie umarła. Kryzys jest jej czasem. Im więcej stracisz teraz, w okresie suszy, tym więcej zyskasz, gdy zacznie padać deszcz. Wzniesiesz się na nowe poziomy świadomości, o których teraz nie wiesz absolutnie nic.  

Zobaczysz rzeczy, z istnienia których nie zdajesz sobie sprawy. Usłyszysz głosy, których teraz się nie domyślasz. Dotkniesz cudów, których nie potrafisz sobie wyobrazić. Zakwitniesz cudownymi kwiatami radości nowego życia, a świat wokół siebie napełnisz zapachem szczęścia.

Gdy spadnie deszcz, energia inteligencji znowu ruszy w górę i w cudownie odrodzonym życiu połączy w jedno intuicyjne odruchy przeżycia z intelektualną zdolnością świadomego życia, aby na końcu zakwitła intuicja, duchowa zdolność życia w Królestwie Niebios.

Przypowieść o Królestwie Niebios – Brzegi rzeki

Królestwo Niebios podobne jest do rzeki, spokojnie płynącej pomiędzy brzegami.

Nauczono Cię wybierać piękniejszy brzeg, z którego roztacza się oszałamiający widok. Szukasz przeprawy. Budujesz most i rujnujesz piękno obu brzegów. Próbujesz przeprawić się wpław i walczysz z nurtem. Męczysz się i tracisz radość życia. Wreszcie wychodzisz na drugi brzeg i nabierasz przekonania, że z pierwszego życie wyglądało chyba piękniej. Jednak nie masz sił, aby wrócić.

Tymczasem rzeka spokojnie płynie. Płyń z nią, nie wybierając brzegu. Doświadczysz piękna całości i rozkoszy spokojnego życia. Dotrzesz do celu.

Niemal od pierwszych chwil życia uczono Cię wybierania, zresztą sam najprawdopodobniej również byłeś przedmiotem wyboru, bo rodzice rzadko przyjmują dziecko bez oczekiwania konkretnej płci.

Potrafisz więc decydować, co jest dobre, a co złe; co piękne, a co brzydkie; co interesujące, a co niegodne uwagi. Większość życia tracisz na wybory, a potem realizację. Oczywiście jesteś przeświadczony, że wiesz, co jest dla Ciebie, dobre, piękne oraz interesujące.

Nie zastanowiło Cię, dlaczego odczuwasz pustkę, chociaż Twoim zdaniem potrafisz właściwie wybierać? Nie masz z tym problemu, że na skutek swoich wyborów musisz zmagać się z destrukcyjnymi emocjami, obniżającymi komfort życia? Nie stawiasz pytania o przyczynę stwardniałych mięśni, bolących stawów, skostniałego kośćca i życiowego stresu?

Skoro potrafisz wybierać i jesteś skuteczny w osiąganiu celów, dlaczego chorujesz i boisz się śmierci?

Od rana do wieczora walczysz! Wybierając pomiędzy dobrem a złem, pięknem a brzydotą, interesującym a nieszczególnie godnym uwagi, jesteś na froncie. Nie zaznajesz spokoju i niszczysz urok życia, które same w sobie nie jest ani piękne, ani brzydkie. 

Życie po prostu jest i zaprosiło Cię do siebie. Spokojnie płynie pomiędzy brzegami, które mylisz z życiem, i chce, abyś szczęśliwie poddał się jego nurtowi.  Co prawda bez brzegów nie byłoby rzeki, jednak brzegi nie są rzeką.

Brzegi życia są skrajnościami. Jedną dla przykładu jest wybór świata, drugą zaprzeczenie świata, albo wybór przyjemności i zaprzeczenie im. Wybierając skrajność, uderzasz w jeden brzeg istnienia i rujnujesz go energią swojego wyboru i realizacji. W konsekwencji energia uderzenia odbija Cię w przeciwległy brzeg. Znowu rujnujesz. Rzeka życia przestaje płynąć, bo swoją walką zniszczyłeś jej brzegi. Woda przestaje płynąć, stoi w zastoiskach i zaczyna się psuć. Na koniec zatruwa Cię. Zamiast spokojnie płynąć do celu, umierasz w stojącej wodzie życia.

Pamiętaj, rzeką jest woda, płynąca do ujścia, czyli do celu egzystencji.

Naprawdę nie jesteś ani erotyczny, ani neurotyczny. Skrajności Ci wmówiono. Nie musisz reagować złością na obelgę i kłamstwo. Tego Cię nauczono. Nie musisz wybierać, czy chcesz pościć, czy jeść; modlić się, czy pracować; dawać jałmużnę, czy oszczędzać dla siebie.

Niczego nie musisz. Po prostu bądź sobą. Bądź prawdziwy, szczery, aktualny, czuły.

Brzegi są działaniem albo odmową działania. Skutkiem wyboru zawsze jest destrukcja. Esencja życia płynie środkiem.

Brzegi są moralnością. W środku, w nurcie życia, odnajdziesz Królestwo Niebios.  

Przypowieść o Królestwie Niebios – Dzika łąka

Królestwo Niebios podobne jest do dzikiej łąki, pełnej pachnących kwiatów.

Jeśli chcesz cieszyć się jej widokiem albo leżeć pomiędzy pachnącymi ziołami i słuchać bzyczenia szczęśliwych pszczół, nie możesz chodzić wciąż tą samą ścieżką. Co prawda wpierw zadepczesz rośliny tylko na szerokość stóp, ale już wkrótce, po pierwszej ulewie, zaczniesz omijać kałuże, a ścieżka zacznie się poszerzać. Po jakimś czasie zdewastujesz piękną i pachnącą łąkę.

Jeśli za każdym razem pójdziesz innym szlakiem i nie wydepczesz żadnej ścieżki, rośliny będą miały szansę odbudowywać się i regenerować. Łąka pozostanie kolorowa i pachnąca. Wybierając każdego dnia inną drogę, do końca swoich dni będziesz mógł kłaść się w dowolnym miejscu i cieszyć Królestwem Miłości.

Życie przypomina łąkę. Niszczysz je, chodząc tylko utartymi szlakami. Nieważne, czy wybraną dziś ścieżkę znasz od urodzenia, czy od wczoraj, popełniłeś błąd, ponieważ życie dopóty jest żywe i zachwycające, dopóki pozwalasz mu pozostawać dzikim. Gdy dla wygody albo bezpieczeństwa będziesz wykorzystywał wciąż ten sam szlak, ono przestanie Cię zachwycać i zasilać energią miłości, a Ty staniesz się martwym robotem, wykonującym czynności, zapamiętane i przypisane kolejnym aspektom życia.

Nie otwierając oczu każdego dnia przejdziesz ten sam szlak. Nie zauważysz kolorów, nie poczujesz zapachów, nie usłyszysz pszczół. Dla bezpieczeństwa będziesz jedynie omijał coraz szersze kałuże, nic więcej. Żeby uchronić się przed wejściem w błoto życia, będziesz tworzył wciąż nowe szykany, ustawy, instrukcje zachowań i protokoły rozmów. Nie otwierając oczu i wydeptując każdego dnia ten sam szlak, będziesz czuł się bezpiecznie. Niestety wokół Ciebie będzie wciąż więcej śmierci, której nie zauważysz. Aż nastanie dzień,  w którym już nie będzie gdzie ominąć błota i wpadniesz w nie.

Co wydeptałeś, chodząc każdego dnia tą samą ścieżką, stanie się Twoim grobem.

Chcesz żyć? Chcesz doświadczyć Królestwa Miłości? Bądź spontaniczny i każdego dnia wybieraj inną ścieżkę. Nie planuj niczego. Po prostu pozwól Duchowi Miłości kierować Twoimi krokami.

Miej otwarte oczy. Idź wszędzie tam, gdzie zobaczysz nowy kwiat i zachwyć się nim.

Miej otwarte uszy. Skieruj się w stronę radosnego śpiewu owadów, wdzięcznych za nektar kwiatu, który w świcie rozchylił płatki.

Miej aktywny nos. Idź w stronę zapachu, który wydobywa się z wnętrza kwitnącego kielicha.

Dotykaj, nie zrywaj. Obserwuj alchemię miłości, obserwuj taniec życia na pięknej łące, której nie zadeptałeś, bo za każdym razem wybierasz inną ścieżkę. Tańcz z całym stworzeniem, bo jesteś żywy.

Królestwo Niebios jest żywe, ponieważ jest dzikie i niebezpieczne. Ryzykuj każdego dnia, wybierając inną ścieżkę. Nie zadeptuj dzikiego życia, żeby poczuć się  bezpiecznie. Zachowasz piękno życia, godząc się na ryzyko wyboru i nieprzewidywalność nowej drogi. Niebezpieczeństwo nie grozi tylko martwym.