Przed trzema laty napisałem tekst, poświęcony hermeneutyce, pt: Hermeneutyka – Hermes z Hadesem i Demeter z Persefoną. Temat bardzo delikatnie umieściłem w środowisku chrystologicznym, zaś społecznym kontekstem tamtego wpisu była wówczas wciąż gorąca dyskusja, związana z Covidem i szczepieniami.
Przed kilkoma dniami umieściłem krótki komentarz, odnoszący się do ceremonii otwarcia Igrzysk Olimpijskich w Paryżu i napisałem, że moim zdaniem ludzie wiary i chrystusowej duchowości nie mają powodu, aby czuć się urażonymi jakimkolwiek zinterpretowaniem i użyciem religijnych symboli, ponieważ rolą symboli jest „otwieranie nieba”, a nie ograniczanie widzenia, pojmowania i doświadczania nieba do samych siebie.
Religijny symbol jest oknem, przez które widać niebo, jednak tylko fragment, a nie całe. Kto stoi przy swoim oknie i utożsamiając niebo z widzianym przez siebie kawałkiem radzi innym wierzyć w ten sam widok, ma problem z bliźnim, który stojąc przy innym oknie, robi dokładnie to samo. W efekcie, stojąc przy swoich oknach, absolutyzujemy kawałek nieba, który widzimy przez te okna. A wystarczyłoby wyjść na zewnątrz, czyli przejść przez znaczenie i oddziaływanie symbolu, aby połączyć się z tym, do czego odnosi.
Wniosek napisałem w swoim komentarzu, a mianowicie, żebyśmy nie utożsamiali się z religijnymi symbolami, ale pozwolili im połączyć nas z Absolutem, w którym wszyscy jesteśmy jednym.
Z niektórych reakcji na moją refleksję wnioskuję, że największym problemem zachodniej cywilizacji stał się literalizm, który wielu myślicieli wywodzi z protestantyzmu. Moim zdaniem wyciągają powierzchownie wnioski. Po pierwsze do tego miana uzasadnione pretensje może zgłaszać jedynie luteranizm, który z literalizmem ma akurat najmniejszy problem, ponieważ wpierw i przede wszystkim jest chrystocentryczny. A po drugie hermeneutyczna dyskusja nad związkiem słowa z interpretacją (np. w postaci mitu), czyli słowa z symbolem (alegorią, metaforą) jest stara jak „przysłowiowy świat”, a chrześcijaństwu przydarzyła się pierwszy raz w IV w. jako opozycja pomiędzy aleksandryjską i antiocheńską szkołą egzegetyczną.
Refleksję sprzed trzech lat postanowiłem opublikować raz jeszcze i można się z nią zapoznać poniżej, ponieważ wciąż dobrze tłumaczy moją hermeneutykę, czyli sposób, w jaki interpretuję biblijne teksty i rozumiem związek na przykład pomiędzy słowem a symbolem. Moim zdaniem zwłaszcza w duszpasterstwie i podczas doradzania duchowego należy posługiwać się taką hermeneutyką, której potrzebuje psychika, aby mogła wykonywać swoją pracę. Hermeneutyka, która nie wyzwala od literalizmu, służy zakonowi a nie ewangelii i więzi psychikę w tradycji, tożsamości i prawie.
Niemniej na tym nie skończę. W najbliższym czasie dopiszę do tego kilka myśli, które w tekście sprzed trzech lat zasygnalizowałem, ale nie rozwinąłem. Teraz wyrażę je tylko pytaniem: Czy Hermes nie czekał na Chrystusa? Czy Chrystus nie wypełnia Hermesa? Czy jest do pomyślenia chrystoneutyka?
Hermeneutyka – Hermes z Hadesem i Demeter z Persefoną
Grecki Hermes posiada stare związki z obmurowanymi ogrodami, a w istocie ze wszystkim, co jest ogrodzone, zamknięte i świadome, czyli celowe i założone. Do dziś posługujemy się zwrotem, że coś jest hermetycznie zamknięte. Hermes sprawuje zatem kontrolę nad odgraniczonymi miejscami, zwłaszcza takimi, które służą do wewnętrznej pracy. Czy to będzie klasztor, czy sala do modlitwy, zagłębienie terenu, zamknięty sarkofag, pokój kochanków, gabinet humanisty, wreszcie uniwersytet, ale ten idealny, posiadający kampus, to wszystko jest hermetyczne, bo służy do rozwoju i rozkwitu.
W ogrodzie, wewnątrz murów, gdzie rozkwitają kwiaty, człowiek odnajduje bogactwo własnej psychiki. Gdy uprawa jest bardziej pociągająca niż podniecenie, wtedy jesteśmy gotowi do założenia ogrodu, czyli do wejścia w przestrzeń, w której oddajemy się tęsknocie zamiast pożądaniu, twórczości zamiast nostalgii, miłości zamiast lękowi.
Średniowieczni trubadurzy, zainspirowani duchowością muzułmanów, wciąż nas uczą, na czym polega ogrodnicza sztuka. Nie pragną seksualnego spełnienia z uwielbianymi przez siebie Wybrankami, żonami właścicieli zamków, ale z przestrzeni ogrodów wielbią je swoimi pieśniami. Ich miłość nie dąży do cielesnej satysfakcji bo wyzwala w nich nieprzebrane fale twórczej energii. Tworzą z wnętrza psychicznych ogrodów. W tamtych warunkach nie było niczym niezwykłym, gdy młody mężczyzna uwalniał się na dwa bądź trzy lata od swych obowiązków, aby w tym czasie uczyć się roli amanta. Grał na instrumentach, układał wiersze, tworzył muzykę, by śpiewać umiłowanej wybrance, zamkniętej w zamku. Były to zajęcia iście ogrodowe, w których wyrażały się tęsknota, twórczość, miłość.
Perfekcjonista i pracoholik, logik i racjonalista nigdy nie znajdzie swojego wewnętrznego ogrodu, więc nie stanie się mężczyzną inicjowanym w pełnię miłości; nie stanie się magiem, rozumiejącym sny, ani naczyniem Ducha. Obsesja doskonałości i racjonalizmu sprawia niestety, że roślinność usycha i więdnie.
Podczas gdy Demeter jest władczynią wszystkiego, co rośnie na ziemi i jest źródłem pożywienia i piękna, jej córka Persefona zostaje porwana do podziemi i żyje tam z Hadesem (inaczej Plutonem, którego imię oznacza „bogactwo”). Podobnie człowiek, wchodząc do ogrodzonego ogrodu, spotyka się z całym bogactwem psychiki, szczególnie obfitym w smutku (Demeter płacząca za córką, Persefoną).
„Błogosławieni, którzy się smucą, albowiem oni będą pocieszeni” (Mt 5,4).
Niestety bezimienny bóg obowiązku, pracoholizmu i perfekcjonizmu, tworzy mężczyznom wszystko, co znajduje się na powierzchni ziemi, od boisk sportowych, przez biura, giełdy, zakłady przemysłowe po przydomowe parkingi. To tam mężczyźni dbają o pieniądze i karierę, robią wrażenie. Zresztą podobnie wiele Pań, które w postfeministycznym świecie weszły w męską energię.
Na powierzchni ziemi liczy się sprawczość i skuteczność. Pożądanie zamiast tęsknoty; nostalgia zamiast prawdziwej twórczości; lęk zamiast miłości. Na powierzchni ziemi liczy się szybkie i tanie zdrowie, bo ważne są męskie cele, racjonale i logiczne. Dlatego liczą się jedynie argumenty za szczepieniem albo przeciw. Tu trwa nieustanna wojna na pozornie racjonalne argumenty, które po czasie okazują się być zastałymi, starymi emocjami.
Na szczęście prędzej czy później nadchodzi czas zejścia do wnętrza i zamieszkania w ogrodzie, gdzie odnajduje się całe bogactwo psychiki. Hermes pilnuje ogrodzonego ogrodu, aby Demeter mogła rozkwitać. Hades porywa Persefonę, aby bogactwo wyrosło spod ziemi. W religijnej wrażliwości chrześcijan to wszystko skupia w sobie Jezus Chrystus, Ogrodnik, Mag, Siewca, Śmierć i Zmartwychwstanie.
Dlatego każdy człowiek znajduje się w nieustannej drodze od tego, co zewnętrzne, do tego co wewnętrzne; od powierzchni do podziemi; od słowa, które uśmierca, do Ducha, który ożywia; od prawa, które zapewnia przeżycie, do ewangelii, która ożywia i użyźnia psychikę, aby mogła rozkwitać.; wreszcie od rytualnej religijności do witalnej duchowości i od logiki do legendy. W każdej z powyższych par, pierwsze reprezentuje to, co wysuszone, okiełznane, poddane, strukturalne i tradycyjne, a drugie to, co wilgotne, bagniste, dzikie i nieoswojone.
Na początku mężczyźni potrzebują reguły, ale potem muszą odnaleźć legendę, aby przestać bać się śmierci. Podobnie kobiety, które działają w męskiej energii i nie czują luzu, dzikości, żywotności. Ludzie, którzy żyją prawem i regułą, nie znają ożywiającej śmierci, bo nie uprawiają wewnętrznego ogrodu, w którym bogactwo wyrasta spod ziemi, jak Zmartwychwstały Chrystus.
W przeciwieństwie do zdyscyplinowanego i wiecznie zatroskanego Saturna, Hermes zakłada ogród dla boskiej kobiecości, aby mogła rodzić wieczne bogactwo. Jest bogiem wewnętrznego układu nerwowego. Jego obecność oznacza boską inteligencję. Gdy działamy w jego domenie sygnały między mózgiem a koniuszkami palców, sercem a kanalikami łzowymi, między częścią ciała, która cierpi, a tą, która się śmieje, pędzą z nieprawdopodobną prędkością. Gdy pojawia się Hermes, grecki odpowiednik Ducha Chrystusa, znika logika i racjonalność. Wówczas słowa rodzą się z wewnętrznego ogrodu, w którym ogrodnikiem jest Duch, a żywotna psychika rodzi owoce geniuszu.
Według dawnej tradycji bez Hermesa nie ma mowy także o edukacji, co jest tym bardziej przygnębiające, że współcześnie wykładowców obdarzonych energią Hermesa usuwa się z uniwersyteckich wydziałów w pierwszej kolejności. Gdy prawdziwe uduchowienie przeplata się z prawdziwą sprośnością, a Hermes w ułamku sekundy przemyca prawdziwą informację między chwilą, w której mniej więcej wie się, co chce się powiedzieć, a chwilą w której mówi się coś innego, wówczas na front posyła się profesjonalistów, racjonalistów, perfekcjonistów i rzesze doktorantów, którzy zrobią wszystko dla swojej kariery. Hermes musi zginąć, jak Chrystus, którego krzyż stoi na Golgocie, czyli na czaszce, w której nie płonie ogień Ducha.
W świecie, w którym niewielu rozumie jeszcze symbol Chrystusa, nie ma prawdziwej hermeneutyki. Owszem jest wykonywana praca Hermesa, ale Demeter nie opłakuje Persefony, więc Hades nie może wydać światu podziemnego, wewnętrznego bogactwa ludzkiej psychiki. W tym świecie Chrystus pełni jedynie rolę przybitego do krzyż niemego Słowa, które nie może udzielać użyźniającego i ożywiającego Ducha. Nie może być nauczycielem życia i śmierci. W tym świecie liczy się prawo, tradycja, zobowiązanie, reguły i kariera profesjonalistów, czyli wszystko, co wysuszone i pełne lęków oraz kompleksów. Nie ma wilgoci, bo nie ma łez Demeter, płaczącej za Persefoną; nie ma Marii Magdaleny, płaczącej za Chrystusem, przebywającym w podziemnym królestwie.
W takim świecie nie ma hermeneutyki w wewnętrznym ogrodzie, która odżywia, użyźnia, odradza, a przede wszystkim uwalnia z lęku przed śmiercią. Nie ma hermeneutyki, której potrzebuje psychika, aby wykonywać swoją pracę, więc potrzebni są specjaliści od duszy, czyli duszpasterze, psycholodzy i psychoterapeuci, którzy najczęściej nie wykonują swojej pracy, bo posługują się słowem zamiast Duchem. Interpretacja, która nie wyzwala do drogi od prawa do legendy i od logiki do ewangelii, nie jest prawdziwą hermeneutyką.
Nie dziwię się zatem, że poza nielicznymi wyjątkami chrześcijańska teologia nie ma w tej chwili do powiedzenia niczego ciekawego. Natomiast teolodzy i księża zamiast zwrócić się do Zmartwychwstałego ogrodnika ludzkich dusz, aby użyźnił ich Duchem, mają ludziom za złe, że nie chcą ich słuchać i opuszczają Kościoły.
Dlatego nie dziwię się także temu, że w dyskusji, dotyczącej szczepień, poza argumentami wulgarnymi i uwłaczającymi ludzkiej godności, bo sprowadzającymi człowieka do poziomu mięsa, które jedni chcą „ostrzykiwać”, aby mieć dostęp do szybkiego i taniego zdrowia, inni zaś temu się sprzeciwiają, nie ma Chrystusa, Ogrodnika ludzkiej duszy, który bogactwo życia wywiódł spod ziemi, z wnętrza, z królestwa śmierci.
Przyjaciele moi, Kochani, Córki i Synowie Boży, przestańmy marnować cywilizację. Przecież zakopujemy ją pod grubą warstwą złości, nienawiści, arogancji, lęków, kompleksów, byle tylko nasze było ważniejsze. Opamiętajmy się. Przecież to, kto jest zaszczepiony, a kto nie jest, ważne jest tylko dla tego, kto jest zaszczepiony, albo nie jest zaszczepiony, bo w ten, a nie w inny sposób chce uniknąć śmierci. Tymczasem nie chodzi o to, aby unikać śmierci, ale aby ją w Chrystusie zwyciężyć, to znaczy pozwolić, aby z jej królestwa wyrosły bogactwa wewnętrznego ogrodu ludzkiej psychiki. Kto nie przyjmuje zaproszenia do porodu przez Akuszerkę, czyli do tańca przez Piękną Panią Śmierć, które w chrześcijańskiej teologii i duchowości uosabia Chrystus, ten jest martwy i nic mu nie pomoże, ani zgoda na szczepienie, ani sprzeciw. Te wszystkie dyskusje, argumenty, aroganckie inwektywy pokazują, że z duchem Chrystusa nie mamy nic wspólnego.
Gdzie podziała się ewangelia?
Kto posługuje się legendą?
Kościół, który nie spotyka się ze Zmartwychwstałym w psychicznym ogrodzie, nie ma nic do powiedzenia ani o życiu, ani o śmierci. Psychika umiera, a ciało święci zwycięstwo. Tyle tylko, że na krótko, bo do najbliższej śmierci.