Religia rozsądku?

Kim dla mnie jest Jezus z Galilei?  

Tak brzmi najważniejsze i rozstrzygające pytanie. Od odpowiedzi zależy rodzaj życiowej postawy, sposób przyswojenia sobie duchowej energii archetypu (zob. Mt 18,20), ale też duchowa dynamika i jakość codziennego życia, łącznie ze zdrowiem, które jest nie tylko darem, ale też zadaniem. Jakość zdrowia przede wszystkim zależy od czegoś, co w moim słowniku brzmi „serwisowaniem duszy”.

Jezus może być uznany za proroka albo nauczyciela. Terapeutę albo dietetyka. Ideał człowieczeństwa albo szalonego bohatera. Może też być epifanią (objawieniem) Bożej Chwały, ucieleśnieniem Najwyższej Świadomości, manifestacją Bożego JESTEM w TERAZ ludzkiego życia. Te ostatnie wyrażenia są współczesnymi ekwiwalentami tradycyjnych symboli wiary, znanych jako Boży Syn i prawdziwy Bóg.

Dla mnie Jezus jest ucieleśnionym JESTEM, a przypominam, że w tradycji żydowskiej i chrześcijańskiej JESTEM jest imieniem Najwyższej Miłości. W mocy Jego Ducha odkrywam siebie i na Jego podobieństwo staję  się manifestacją JESTEM w swoim TERAZ.

Czy, będąc świątynią Ducha JESTEM i miejscem zamieszkania Chwały Najwyższego, miałbym Bogu oddawać do dyspozycji jedynie swój umysł i jego funkcje oraz zdolności? Czy w związku z tym miałbym utożsamiać się z urządzeniem do obróbki doświadczeń i informacji, zwanym rozumem? Mówiąc precyzyjniej, czy Bóg miałby manifestować swoją Chwałę jedynie przez moją zdolność racjonalnego myślenia i rozsądne zachowania?

Gdyby tak właśnie miało być, ile Marka Uglorza zostałoby wchłonięte i odmienione na obraz Miłości i Światłości, której doskonałym obrazem jest Jezus Chrystus? Czy prawdziwe JESTEM zdołałoby się wydostać i objawić spod warstw mojego EGO, których najwytrwalszym twórcą jest właśnie mój rozum?  Niczemu bardziej nie zależy na EGO, aniżeli racjonalnemu rozumowi, ponieważ jak długo trwa EGO, tak długo rozum wmawia mi boskie prerogatywy.  

„Jestem rozsądny. Modle się. Chodzę na nabożeństwa. Czytam Biblię, którą rozumiem. Nikogo nie biję i nie okradam. Porządnie się prowadzę. Dbam o zdrowie. Wykonuję polecenia sanitarne”. To wszystko brzmi dobrze, bo racjonalnie. Chwała Bogu, jeśli potrafisz podejmować takie decyzje i właśnie tak postępujesz. Mimo to odpowiedz na pytanie: Czy dzięki temu czujesz się dobrze? To znaczy, że masz dobre samopoczucie i czujesz się bezpieczny? 

Jeśli odpowiedź brzmi TAK, dałeś się zwieść swojemu rozumowi, który wciąż buduje Twoje EGO, ponieważ boi się, że go zdetronizujesz, pozbawisz boskich atrybutów i pozwolisz w sobie działać prawdziwej Świadomości, objawiającej się jako moc Miłości.  Twa prawdziwa istota, prawdziwe JESTEM, zniewolone lękami i kompleksami, czeka na zbawienie, czyli uwolnienie. 

Żyjesz i modlisz się rozsądnie, jak bohater przypowieści Mistrza z Galilei: „Boże, dziękuję Ci, ze nie jestem jak inni ludzie, rabusie, oszuści, cudzołożnicy albo też jak ten oto celnik. Poszczę dwa razy w tygodniu, daję dziesięcinę z całego mego dorobku” (Łk 18,11n). Tak zawsze modli się EGO. Racjonalne, mądre, rozsądne EGO, które jest smutnym niewolnikiem rozumu.

Prawdziwe JESTEM nie śmie nawet podnieść oczu ku niebu i prosi o więcej miłości (zob. Łk 18,13). Prawdziwe JESTEM nie czuje się bezpiecznie z własnego powodu, bo nie ma już EGO, czyli nie ma tego, który wylicza i racjonalnie dowodzi. Prawdziwe JESTEM jest ciszą, bo nie ma słów, i zaufaniem, bo nie ma lęku. 

Jak myślimy, co zostało usprawiedliwione, EGO czy JESTEM? Racjonalne dowody czy akt oddania się Bogu?

Zastanawia mnie stała prawidłowość, a mianowicie, że wyznawcy „religii rozsądku” posługują się mniej więcej tym samym argumentem, który brzmi: „Bóg każe posługiwać się rozumem”. Żeby nie było wątpliwości, też tak sądzę, że Bóg chce, abym używał rozumu, co mam nadzieję słychać i widać po tym, że nie jestem jego niewolnikiem, ale staram się w praktyce stosować zalecenie Mistrza z Galilei, aby nie myśleć według wzorców podświadomego umysłu masowego, ale kształtować myślenie przez słuchanie Ewangelii. Ponadto uważam, że Bóg chce, abym jednak używał nie tylko rozumu, ale wszystkich swoich zdolności, funkcji i umiejętności, zwłaszcza duchowych.

Ponieważ jestem interpretatorem tekstów biblijnych wiem, że poza rozumem, kolejnym organem odpowiedzialnym za myślenie, nie tylko symbolicznie, ale rzeczywiście, co odkryli neurolodzy, jest serce. Co z tym zrobią wyznawcy „religii rozsądku”?  Tym bardziej, że serce jest centrum osobowym, odpowiedzialnym za myślenie na poziomie tak zwanych emocji ciepłych, czyli miłości, nadziei, wiary, radości, pokoju?  

Biblijni autorzy, we właściwy dla siebie sposób, wielokrotnie poświadczają, że Bóg nie szuka człowieka o czystym rozumie, ale o czystym sercu. W tekstach biblijnych cały człowiek jest Bożą świątynią, jednak miejscem najświętszym, wypełnionym Chwałą Najwyższego, jest serce. Wiem, że nie wolno mi argumentować w stylu: „Bóg chce…”. Jeśli jednak miałbym użyć retoryki wyznawców „religii rozsądku”, to muszę napisać, że Bóg  chce, abyśmy używali serca, wcale nie będąc pewnym czy On naprawdę chce, abyśmy używali tylko rozumu, skoro zainteresowany jest sercem J.  

A może wszyscy powinniśmy argumentować jednak inaczej? A mianowicie, że Bóg oczekuje po nas duchowego rozwoju, abyśmy stawali się coraz bardziej prawdziwym JESTEM na podobieństwo Jezusa Chrystusa! Czy argument o używaniu rozumu, wyznawców „religii rozsądku”, na pewno jest poprawny w sensie teologicznym i duchowym? Czy ma związek z duchowym wrastaniem w Boży obraz poprzez życie w Duchu Jezusa? Doprawdy nikomu nie odmawiam prawa do używania argumentu o używaniu rozumu, mimo wszystko pytam, czy jest argumentem uczniów Mistrza z Galilei?

W tym momencie pozostaje zadanie ostatniego pytania: W jaki sposób rozumu używał Mistrz z Galilei? Przykładów w Ewangeliach jest wiele, użyję jednego, który ma związek z apelem wyznawców „religii rozsądku”. „I przyszedł do niego trędowaty z prośbą, upadł na kolana i rzekł do niego: Jeśli chcesz, możesz mnie oczyścić. A Jezus zdjęty litością, wyciągnął ręką swoją, dotknął się go i rzekł mu, Chcę, bądź oczyszczony!” (Mk 4,40n). Ówcześni trędowaci to współcześni nam zarażeni i podejrzani o nosicielstwo koronawiruem. Jezus zdjęty litością, dotknął się zarażonego nieuleczalną chorobą, gdy tymczasem chorzy na koronawirusa w większości wypadków jednak zdrowieją.

Jezus dotknął się trędowatego z miłości, a nie wbrew miłości, jak argumentują wyznawcy „religii rozsądku”, pisząc i mówiąc, że z miłości należy unikać kontaktu. W dodatku, czego możemy domyślać się z Ewangelii, z higieną dłoni w grupie przyjaciół, zebranych wokół Jezusa, najlepiej wcale nie było J: „I zgromadzili się wokół niego faryzeusze i niektórzy z uczonych w Piśmie, którzy przybyli do Jerozolimy, a gdy ujrzeli, że niektórzy z uczniów jego jedli chleb nieczystymi rękami, to znaczy nie umytymi, (…) zapytywali go tedy faryzeusze i uczeni w Piśmie: Dlaczego twoi uczniowie nie postępują według nauki starszych, ale jedzą chleb nie umytymi rękami? On zaś rzekł im:  Dobrze Izajasz prorokował o was, obłudnikach, jak napisano: Lud ten czci mnie wargami, ale serce ich daleko jest ode mnie” (Mk 7,1-6).  W tekście najciekawsze jest to (na szczęście nie jestem jego autorem J), że Jezus, cytujący Izajasza, słowa wypowiadane przez usta, czyli funkcję rozumu, przeciwstawia sercu.

Kochani wyznawcy „religii rozsądku” jakoś Wam się to wszystko do kupy nie składa. W końcu co z tym Jezusem? Przecież zarzucilibyście Mu dokładnie to samo, co faryzeusze. Kim byli faryzeusze? Wyznawcami „religii rozsądku”, którzy cały wysiłek skupili na zachowywaniu czystości rytualnej, ale też codziennej, życiowej. Żyli bardzo pobożnie, moralnie, rozumnie i dlatego brak higieny rąk uczniów Jezusa uznali za powód, aby Go zaatakować.

Wiecie dlaczego Wam się to nie skleja? Ponieważ boicie się, a swoje lęki chcecie ubrać w dostojne szaty mądrości, świętości i pobożności. Tymczasem Mądrość zamieszkała w ciele. Wpierw objawiła się w Jezusie z Nazaretu, który zachowywał się bardzo nierozsądnie.  Zresztą Świętość wybrała sobie to samo mieszkanie. A co by nie pisać Jezus stracił życie między innymi za niepobożne życie, oczywiście w ocenie pobożnych.

Cały człowiek jest Boży! Nie wolno absolutyzować rozumu, ponieważ człowiek staje się wówczas niewolnikiem EGO. Owszem, mamy używać rozumu, ale odnowionego w duchu myśli, których źródłem jest Dobra Wiadomość o zbawieniu.

Chrześcijaństwo nie jest „religią rozsądku”. Jest duchowym doświadczeniem Nowego Życia, kształtującego się w Duchu Jezusa. Żyjemy i zachowujemy się na podobieństwo Mistrza z Galilei, mając świadomość, że jesteśmy świątynią Miłości, a gdzie jest: „miłość, nie ma bojaźni, wszak doskonała miłość usuwa bojaźń, gdyż bojaźń drży przed karą; kto się więc boi, nie jest doskonały w miłości” (1 J 4,18).

Jesteśmy uczniami Mistrza z Galilei.

Kim Jezus jest dla mnie?

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *

13 − dwa =