Samotność a osamotnienie

Bardzo często, zwłaszcza gdy jesteśmy oddaleni od domu i rodziny; najbliższych, dających nam poczucie bezpieczeństwa, boimy się samotności i za wszelką cenę próbujemy nawiązywać relacje albo podtrzymywać związki, które od dawna są toksyczne. Dlaczego? Wydaje się oczywiste, że po to, aby nie być samemu. Jednak to jest nieprawda, która tylko pogłębia cierpienia. Aby zrozumieć istotę pogłębiającego się dramatu człowieka, który boi się samotności, wpierw trzeba pojąć różnicę pomiędzy dwoma podobnymi, jednak w rzeczywistości różnymi doświadczeniami. Jednemu na imię samotność, drugiemu osamotnienie.

Samotność jest doświadczeniem wewnętrznym. Uświadamia podstawową prawdę o ludzkiej egzystencji. Osamotnienie jest doświadczeniem zewnętrznym, które polega na izolacji społecznej. Samotność jest stanem naturalnym, który dla własnego zdrowia i szczęścia trzeba po prostu zaakceptować jako fakt. Osamotnienie jest cierpieniem człowieka, który boi się samotności i dlatego ucieka przed samym sobą, przed prawdą o sobie.

Samotność nie jest przekleństwem, ale szczęśliwym doświadczeniem, w którym człowiek godzi się na samego siebie, wiedząc, że nikt i tak go nigdy nie zrozumie. Samotni się rodzimy i samotni umieramy. Ani w pierwszym, ani w drugim nikt nie może nam towarzyszyć, więc oczekiwanie, że pomiędzy nimi wydarzy się coś takiego, co wyrwie nas z samotności, jest naiwną mrzonką, która kosztuje wiele bólu.

Człowiek samotny ma się dobrze sam ze sobą. Poznaje swój wewnętrzny świat, w który nie może wejść nikt inny poza nim samym. Poznaje siebie, zgadza się na siebie i nie oczekuje, że ktoś będzie mu bezwarunkowo towarzyszył. Kto zgodził się na swoją egzystencjalną samotność łatwo i szybko wychodzi z osamotnienia. Samotność jest szansą na duchowy rozwój i osiągnięcie kolejnego poziomu mądrości, ponieważ najważniejsze pytanie samotności brzmi: Kim jestem? Bojąc się tego pytania, a właściwie odpowiedzi na nie, uciekamy przed sobą w kolejne związki, brniemy w złe znajomości i za wszelką cenę bronimy relacji, które już dawno nas wyniszczają. Sądzimy, że bycie z kimś, obojętnie, czy ta osoba nas kocha i pomaga nam w rozwoju, czy odwrotnie zatruwa i wyniszcza emocjonalnie i energicznie, zapewni nam podstawowy poziom szczęścia i satysfakcji. Bzdura.

Tymczasem osamotnienie jest zewnętrzne, dotyczy relacji i udziału w życiu społecznym. Ludzie, bojący się życiowej samotności, w rozpaczliwym odruchu ratunku za wszelką cenę chcą uczestniczyć w życiu innych, pleść siatkę wzajemnych powiązań, ażeby uniknąć osamotnienia. Warto mimo wszystko brać pod uwagę fakt, że im większą presję wywieramy na innych, aby dopuścili nas do swojego życia i do swoich grup społecznych, albo na samych sobie, aby wytrwać w toksycznym związku, tym bardziej inni od nas uciekają, chroniąc swoją intymność i prywatność, a my tracimy spokój ducha i szacunek do samego siebie. W ten sposób powstaje błędne koło, które pogłębia nie tylko osamotnienie, ale też wewnętrzne odczucie samotności. Jedynie przy pełnej zgodzie na samotność można wyjść z izolacji osamotnienia, ponieważ wtedy nie wywiera się już na nikim presji, aby za wszelką cenę był z nami. Zaczynamy też pojmować, że samotność wcale nie jest taka zła, ale otwiera nową perspektywę dla dalszego życia. Co prawda oznacza kryzys, ale taki, który ustanawia nowy porządek.

Człowiek, który sam ze sobą ma się dobrze i obdarza się miłością, może swoje życie przeżyć sam. Nie cierpi z tego powodu, ale rośnie w wewnętrzną siłę, staje się pewny siebie i swoich potrzeb. Jest coraz bardziej świadomy siebie i swojej drogi życia. Tylko taki człowiek staje się piękny duchowo i atrakcyjny dla innych. Nikt przed nim nie ucieka, a wręcz odwrotnie wielu z radością zaprasza go we własną przestrzeń i czas życia.

Dla naprawdę głębokiego zrozumienia różnicy pomiędzy samotnością a osamotnieniem warto przemyśleć też istotę miłości.

Prawdziwa miłość zaczyna się zawsze od radości z kochania samego siebie i zdolności akceptowania się takim, jakim właśnie się jest. Tylko osoba kochająca siebie może doświadczyć miłości i pełnej akceptacji ze strony kogoś innego. Kto sam siebie nie kocha, a myśli, że może kochać kogoś, w rzeczywistości rujnuje siebie i potencjalny związek. Kochać kogoś można tylko w taki sam sposób, w jaki kocha się samego siebie. To jest trudne zwłaszcza dla ludzi, którzy pochodzą z rodzin, w których jako dzieci nie doświadczyli pełnej, bezwarunkowej miłości rodziców, ale musieli sobie na nią zasługiwać, a może nawet brali na siebie winę za nieporozumienia pomiędzy rodzicami. Potem w dorosłym życiu wciąż postępują tak samo. Próbują zapracować sobie na miłość, zaskarbić ją, zasłużyć sobie na nią, jednocześnie czując się winnymi rozpadu np. związku z partnerem.

Nie ma czegoś takiego, jak zasługiwanie miłości, bo miłość zawsze jest bezwarunkowa i pomimo wszystko. Miłości nie ma się za coś. Miłość zawsze jest czystym darem!!!! Wtedy to zaczyna też działać w sekcie, jako przepływ energii. Miłość nie oznacza, że się kocha i dlatego można oczekiwać czegoś w zamian, bo to nie jest miłość, ale handel!!!!!! Miłość to coś takiego, że jest się pełnym miłości do siebie i ona zaczyna się przez człowieka przelewać na innych. I ta miłość zaczyna ich dotykać i czynić szczęśliwymi. Wtedy obdarza się innych sobą. Samemu wybiera się, kogo chce się obdarować i w jakim wymiarze, w zamian niczego nie oczekując!!!! Miłość to zawsze wpierw dotknięcie sobą kogoś, a nie oczekiwanie na czyjąś reakcję na nasza akcję.

UWAGA. Warunkiem wstępnym prawdziwej miłości jest j pozbycie się poczucia winy.

Wszyscy jesteśmy niewinni. Wina jest kategorią społeczną i służy do manipulacji drugim człowiekiem. Wykorzystywana jest też przez religie i narrację religijną.  Ale to jest absolutna nieprawda. Każdy z nas ma prawo do bycia sobą, bez względu na to kim jest i w jaki sposób wyraża się w świecie!!!!! Nikt nie ma prawa nam mówić, że jesteśmy coś winni komuś, a już zwłaszcza nie wolno nam samych siebie obciążać poczuciem winy z powodu czyjegoś nieszczęścia, jeśli ten ktoś wmawia nam, że ono spotkało go z naszego powodu. Po prostu nie wolno.

Istnieje co prawda grzech, ale to już zupełnie inna rzeczywistość. Grzech jest wewnętrznym doświadczeniem życiowej pomyłki. To znaczy zejściem z drogi duchowego rozwoju i odmową szukania sensu własnego życia w imię wygody i lęku przed duchowym cierpieniem. W tym sensie grzech jest zepsutą relacją z Życiem i Miłością, ale wie o nim tylko człowiek, który go odczuwa i nikt inny, oraz Duch Życia oraz Miłości, którego religijni ludzie zwą Bogiem. Trzeba więc porzucić rolę ofiary i przestać czuć się winnym czyjegokolwiek nieszczęścia, czy to rodziców, rodzeństwa, czy partnera. Albowiem każdy sam przeżywa swoje życie i powinien sam korzystać ze źródła życiowej energii, tkwiącej w Życiu i Miłości.

Wtedy samotność zaczyna leczyć a osamotnienie okazuje się jedynie widmem nocy… .

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *

dwa × pięć =