Gdy odczuwamy jakąkolwiek, silną emocję, mamy wrażenie, że nią jesteśmy. Identyfikujemy się z nią do tego stopnia, że myślami i zachowaniami spajamy się z nią. Jakbyśmy w nią wsiąkali. Potwierdza to i utrwala codzienny język, skoro mówimy, że jesteśmy radośni, zagniewani, rozczarowani albo smutni. A przecież byłoby dla nas dużo lepiej, gdybyśmy nauczyli się mówić, że po prostu czujemy radość, gniew, rozczarowanie albo smutek!
Prawdą jest, że smutek ma wpływ na nasze myśli, wybory i działania. Jednak może to znaczyć, że jesteśmy wobec niego bezradni i bezbronni. Tymczasem smutek jest tylko nazwą, nadaną płynącym z naszego ciała sygnałom, dzięki którym możemy podejmować właściwe decyzje i poprawiać jakość życia, jeśli nie będą automatycznie wpływać na psychosomatyczne samopoczucie. Dlatego w naszym interesie leży, żeby nasza świadomość wzrosła do poziomu, na którym smutek przestaniemy przeżywać automatycznie. Rzecz oczywiście dotyczy każdej emocji.
Zapytajmy zatem najpierw, czym smutek jest, a następnie, czy naprawdę jest taki zły, za jaki uchodzi? Być może nie musimy doświadczać go tylko negatywnie?
Smutku można doświadczać w różnej intensywności, od delikatnej melancholii, przez zdołowanie, aż po rozpacz, czy desperację. Charakterystyczne dla smutku jest skupienie całej energii i uwagi na sobie, co umożliwia analizę sytuacji, jej powody, konsekwencje, ewentualne niepowodzenia i straty, aby następnym razem skuteczniej zadbać o własne potrzeby i zrealizować cele. Smutek sprzyja zatem konstruktywnej autoanalizie. Czasem uzmysławia nam za wysokie oczekiwania wobec życia, wyidealizowane wyobrażenia, czyli najzwyczajniej w świecie urealnia nas, co nas uzdrawia i umiejscawia w bardziej odpowiednim dla nas miejscu. Smutek pojawia się także wtedy, gdy ponosimy porażkę w przedsięwzięciu, z którym wiązaliśmy nadzieję na poprawę życiowej sytuacji, oraz kiedy pozornie wszystko jest w porządku, lecz otaczająca rzeczywistość nie daje nam zadowolenia ani satysfakcji.
Poza tym odczuwamy smutek, gdy nie ma nikogo, kogo moglibyśmy uczynić winnym. W takich sytuacjach musimy pogodzić się ze stratą bez oczekiwania naprawy bądź zadośćuczynienia. To tłumaczy, dlaczego niektórzy z nas, przeżywając traumę po śmierci ukochanej osoby, winią ją za jej własną śmierć, odejście i porzucenie żyjących. Tym sposobem przekształcają energię żałoby i smutku w energię złości. Nieświadomie próbują jak najszybciej pozbyć się smutku, nie przyjmując jego dobroczynnego działania, czym wyrządzają sobie krzywdę. Nie przeżyty smutek utrwala się bowiem w postaci żalu do życia i objawia licznymi chorobami, najczęściej płuc i nerek, które co prawda nie są siedliskiem smutku, ale mimo wszystko w mniejszym bądź większym stopniu są miejscem przeżywania emocji, doświadczanych negatywnie, tzw. zimnych. Przeciwnym biegunem jest serce, siedlisko emocji ciepłych. Emocje wychładzające i unieruchamiające, gaszące ogień serca, są odpowiedzialne za większość zgonów, spowodowanych chorobami nerek.
Bywa, że to, co nas spotkało, bardzo boli i wydaje się nie do zniesienia. Tłumiąc emocje zyskujemy jakby dodatkowy czas, aby sobie z tym poradzić. Dlatego w trakcie pogrzebów najbliższa rodzina często trzyma się lepiej aniżeli przyjaciele i dalsi krewni. To jest obronne działanie umysłu, pomocne i funkcjonalne, ale tylko na krótką metę. Ostatecznie smutek musi zostać przeżyty, ponieważ pomaga oczyścić ciało z energii stresu, a po jakimś czasie dostrzec nowe możliwości i rozwiązania.
Warto pamiętać, że smutek często jest obronną reakcją organizmu na psychiczne i cielesne przeciążenia, czyli także choroby. Wtedy ostrzega przed niebezpieczeństwem. W takich sytuacjach powinien inspirować do zwolnienia tempa, zadbania o zdrowie, przyjrzenia się potrzebom, które domagają się zaspokojenia. Świadomie przeżywany smutek dostarcza wielu cennych informacji, jednak czy je zauważymy, właściwie zinterpretujemy, a na końcu podejmiemy odpowiednie działania, zależy wyłącznie od nas.
Z powodów kulturowych traktujemy smutek jako wyraz słabości i sygnał, że z nami coś jest nie tak. Zapominamy, że może być cenną informacją, a nie przeszkodą w realizowaniu celów. Gdy więc pojawia się niespodziewanie, zupełnie bez ostrzeżenia, wchodźmy w niego najbardziej świadomie, jak tylko to jest możliwe. Nie chodzi o celebrowanie smutku. Doprawdy nie powinien stać się naszym znakiem firmowym. Zaakceptujmy po prostu fakt, że z jakiegoś powodu się pojawił i wejdźmy weń bez obawy, aby go pytać, co jest jego przyczyną i co w związku z nią chce nam powiedzieć?
Nie łudźmy się, że w wyniku treningu bądź terapii nauczymy się panować nad emocjami i reakcjami na nie. Nadmierne dyscyplinowanie emocji zwykle kończy się represją i opresją, czyli ich całkowitym zastygnięciem w ciele, a to z opanowaniem ma niewiele wspólnego. To oczywiście dotyczy również emocji smutku. Problemem jest tłumienie smutku bez końca. Łatwo to poznać po zapewnieniach, powtarzanych niczym mantra, że wszystko jest w porządku; że nic się nie stało; że nas to nie rusza, a tymczasem jest odwrotnie. Nie pomaga również fakt, że w niektórych domach i społecznościach w ogóle nie wypada przyznawać się do smutku. Przecież chłopaki nie płaczą, itp., zamiast: to nic złego, że czujesz się smutny, pobądź sobie z tym smutkiem. Niestety im głębiej zamrażamy smutek w ciele, tym mocniej próbuje wydostać się na powierzchnię, przez co negatywnie wpływa na codzienne funkcjonowanie i zdrowie, a w przyszłości może sprowadzić depresję.
Szkoda, że współczesna kultura negatywnie ocenia smutek. Inspirowani nią, żyjemy iluzją nieśmiertelności, konieczności odnoszenia sukcesów, stale rosnącej wydajności, wreszcie świetnego samopoczucia. Dla osoby odczuwającej smutek byłoby trzeba mieć czas i empatię, może coś jej ofiarować, w czymś pomóc, więc jej smutek jest problemem. Poza tym smutny człowiek nie zajmuje się konsumowaniem nowych produktów i usług, nie bierze kredytu. Dla gospodarki jest nieprzydatny. Smutek akceptowany jest wyłącznie jako towar, którym jest smutny film, smutna piosenka, smutna opowieść, bo smutny konsument już niekoniecznie. Więc nie dziwmy się, że współczesny człowiek, przeżywając smutek, ma poczucie winy i nieadekwatności. Wmawia sobie, że powinien pozbyć się go tak szybko, jak to jest możliwe, nawet za cenę uzależniania od środków odurzających.
Kultura, przypudrowana sukcesem, zapomniała o ważnej, duchowej mądrości, znanej ludzkości od tysięcy lat, a mianowicie, że odczuwanie radości ma związek z umiejętnie przeżywanym smutkiem. Ten kontrast czyni psychiczne życie harmonijnym. Przy czym nie idzie o to, aby popadać z jednej skrajności w drugą, ponieważ wówczas życiowa energia ustaje i meandruje, a my nie jesteśmy ani zdrowi, ani uspokojeni. Warto rozwijać w sobie otwartość na to, czego doświadczamy i co faktycznie dzieje się z nami. Mieć świadomość smutku i jego znaczenia, aby w odpowiednim czasie móc się radować. To właśnie smutek jest emocjonalną informacją, wysyłaną przez duszę za pośrednictwem energii, odczuwanej w ciele, że coś jest nie tak i warto to zmienić.
Być może relacja, w której jesteśmy, rozwija się w złym kierunku; praca, której poświęcamy wiele energii i czasu, nadmiernie nas pochłania i powinna być zrównoważona dłuższym czasem regeneracji, albo wręcz nie jest dla nas odpowiednia. Być może balans między czasem pracy a resztą czasu jest zachwiany, więc odczuwany smutek nie zniknie tak po prostu bez wprowadzenia realnych zmian. Ignorowanie ostrzegawczego smutku nigdy nie kończy się radością. Niestety według tego systemowego błędu naszej kultury żyje coraz więcej młodych ludzi. Boją się smutku i uciekają przed nim, ponieważ chcą żyć na haju radości. Nie rozumieją, że szczęśliwi są ludzie, świadomie odczuwający smutek, ponieważ w swoim czasie doświadczają pociechy i radości.
Kto unika smutku, ten żyje w strachu przed tym, co sprowadza smutek w jego życie, więc jak może doświadczyć radości? Kto z kolei przyjmuje smutek, konfrontuje się z jego przyczynami, więc wprowadza zmiany, które prędzej czy później rozradują jego serce.