Świąteczny patos

Kolejny raz rozpoczął się adwentowo-świąteczny czas, w trakcie którego robimy wiele, aby zachować jego atmosferę i zwyczaje, a prawie nic, aby zrozumieć jego istotę. Patos emocji, towarzyszących tym kilku tygodniom, bywa wręcz patologiczny, zaciskając pierś wspomnieniami przeszłości i niepewnością przetrwania do następnych świąt, a tymczasem mógłby wybrzmieć świadectwem życia, które stało się lekkie i przewietrzone. Patos słów niewypowiedzianych, wcielonych w autentyczne życie, nikomu nie grozi, nie zniewala i nie zabiera powietrza.

Patos adwentowych przygotowań i bożonarodzeniowych przeżyć nie bierze się znikąd. Jest pochodną patosu, którym chrześcijaństwo rządzi światem i próbuje wcielać swoje religijne i etyczne wartości. Naszą cywilizację męczy astma (z grecka ciasna pierś). Nie potrafimy nabrać powietrza, dusimy się, ledwo oddychając w strachu, że kolejny oddech będzie ostatnim. To jedna z wielu cywilizacyjnych chorób, której genezy powinniśmy szukać w chrześcijaństwie.

Pomyliliśmy świadectwa! Uznaliśmy, że wartość słów, zapisanych w Biblii, jest większa od wartości Słowa, które żyje z miłości i dla miłości. Zapomnieliśmy, że człowiek ma nie przemawiać słowami małej wartości, ale prawdziwe Słowo powinno przemawiać jego życiem, czyniąc z niego wartość samą w sobie, jedyną wartość. Gdy Słowo nie przemawia życiem, wtedy w życiu trzeba wypowiadać tysiące niewiele znaczących słów, aby jakimś cudem życiu nadać wartość. Co z tego, że pochodzą z biblijnych ksiąg? Czy tytko dlatego, że zostały użyte przez biblijnych autorów mają jakąś większą, magiczną moc oddziaływania? W żadnym wypadku.

Niektórzy specjaliści od cytowań, z patosem godnym patologicznych władców, rzucających ofiary na pastwę ognia, w nieskończoność powołują się na Biblię, a ich życie jest nic nie znaczącym strzępem beznadziejnego miotania się pomiędzy kolejnymi bodźcami a otępieniem. Marna sztuka – przemawiać z patosem, gdy pierś zaciśnięta jest strachem. Trzeba wtedy krzykiem, pogróżkami, powoływaniem się na wartości, używaniem palca, zwiększać natężenie patosu, żeby wszyscy zechcieli usłyszeć. Patologiczny mówca zawsze wywiera nacisk, żywiąc dziwną nadzieję, że w ten sposób służy Bogu, specjaliście od milczenia.

Taki niestety jest adwent i Boże Narodzenie wielu z nas. Dni pełne rozpaczliwego krzyku, że jeśli nie zachowamy tradycji i nie będziemy służyć wartościom, rozpadnie się cały świat. W efekcie coraz liczniejsza grupa zatyka uszy i oczy, żeby nie uczestniczyć w farsie. Taki jest jedyny efekt krzyku, któremu wydaje się, że jest wiarygodnym świadectwem o cudownym narodzeniu w Betlejem Specjalisty od ciszy.

Gdy milknie krzyk i pojawia się spokojne świadectwo, astma powoli ustępuje, ponieważ wtedy nie trzeba się bać patologicznych specjalistów od religijnego patosu. Powraca spokojny oddech, bez strachu, że będzie się pożartym przez tych, którzy świadectwo życia mylą ze świadectwem pustych słów. Gdy słowa wypowiadane są cicho, wtedy co prawda nie słyszą wszyscy, a jedynie ci, którzy przestali się bać i podeszli bliżej. Pozbyli się odruchu obronnego, więc nie zasłaniają twarzy albo nie chronią serc przed słowami, które nie liczą się z życiem. Teraz mają szansę przyglądania się. A nuż zobaczą prawdziwe Słowo, które przemawia życiem?

Dopiero tak zaczyna się adwent. Od szukania prawdziwego człowieka i nasłuchiwania, czy ma do powiedzenia coś ważnego na temat życia, czym nie przestraszy i nie ściśnie piersi, a pozwoli nabrać spokojnego, ożywczego oddechu miłością. Wtedy naprawdę od Bożego Narodzenia dzieli człowieka tylko krok. Gdy patologiczni mówcy przestają krzyczeć, żeby słyszał ich cały świat, ostatecznie rezygnując nawet z szeptu do najbliższych, ale milkną i stają się ciszą, żeby prawdziwe Słowo miało szansę przemawiać wiarygodnością ich życia, nadchodzi prawdziwe Boże Narodzenie.

Ewangelią, czyli dobrą wiadomością, nie są słowa, nawet te najpiękniejsze i najcudowniejsze, czyli także historia o narodzeniu Jezusa, ale życie prawdziwego, nowego człowieka. Gdy ani nie krzyczymy, ani nie szepczemy, tylko milczymy, wówczas przemawiamy do tych, którzy są dla nas najważniejsi. Stajemy się dla nich dobrą wiadomością o Bożym Królestwie. Kolejny raz uczestniczymy w betlejemskim cudzie pojawienia się Bożej chwały pomiędzy ludźmi. O niej nie trzeba, a prawdopodobnie nawet nie należy mówić. Powinność jest innego rodzaju. Boża chwała nie potrzebuje naszych słów. Ona potrzebuje naszego życia, aby mogła zamanifestować swoją potęgę na oczach wszystkich ludzi.

Chwały Bożej przybywa, a ludzie pozbywają się astmy, gdy ustaje krzyk i nastaje milczenie. A mówiąc inaczej, gdy patos słów ustępuje miejsca patosowi czystego i szczerego życia, jakie cechowało Jezusa z Galilei.

Co wspólnego ma współczesne chrześcijaństwo, krzyczące z patosem na świat, z narodzonym w Betlejem Jezusem, którego życie było pełne patosu milczącej miłości?

Patologiczne chrześcijaństwo nie wie niczego o adwencie i Bożym Narodzeniu.

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *

dwadzieścia − dziewiętnaście =