Uświęcenie poza murami – rozważanie na 29 marca

Dlatego i Jezus, aby uświęcić lud własną krwią, cierpiał za bramą. Wyjdźmy więc do niego poza obóz, znosząc pohańbienie jego. Albowiem nie mamy tu miasta trwałego, ale tego przyszłego szukamy.                                 Hbr 13,12-14

W tak zwaną niedzielę sądu, przedostatnią czasu pasyjnego, a trzecią z rzędu ogólnopolskiej izolacji, musimy zmierzyć się ze słowami, które odwracają ziemski porządek rzeczy i pokazują marność naszej wiary. A jeśli uwzględnić jeszcze biblijne hasło niedzieli i rozpoczynającego się tygodnia, którym jest prośba psalmisty: „Bądź sędzią moim, Boże…”(Ps 43,1), sprawa robi się naprawdę poważna.

Prośba: „Boże, osądź mnie!” zapewne w dużej części populacji budzi uśmiech, być może nawet współczucie wobec nas, dobrowolnie proszących Boga o sąd, zwłaszcza, że jakby nie radził sobie z pandemią wirusa. Ufam, że nasz smutek w radość się obróci, ponieważ prowokuje nas do stawiania pytań i poszukiwania rozwiązań, sprzyjających wierze. Tymczasem pozostali okopali się za murami instrukcji, restrykcji, izolacji i są przekonani o swoim bezpieczeństwie.

Z punktu widzenia świata postępują rozsądnie. Na pustyni życia wybrali bezpieczne miasto, w którym skryli się, aby przeczekać. Ocalają życie, ale nie duszę. Ocalają zdrowie kosztem uświęcenia. Tymczasem Królestwo Boże to jednak coś większego i piękniejszego od ziemskiego życia i zdrowego ciała.

Uświęcenie duszy dokonuje się w akcie wyjścia poza mury.

1. Święty żyje za murami

Wszystko, co służy wierze, jest dla nas dobre, bo czyni nas świętymi, czyli zbawionymi i zdrowymi. Jezus nikogo nie uzdrowił w okolicy, z której pochodził. Szkoda, że ten szczegół ewangelicznej opowieści nie przemawia nam do wyobraźni. Wielu ludziom wydaje się, że specjalistą od cudownych wydarzeń jest Bóg. Stawiają Go pod murem, oczekując działania, jeśli jest Bogiem. W ten sam sposób upominano Jezusa z Galilei, który na takie roszczenia odrzekł: „Ród zły i cudzołożny domaga się znaku, ale znak nie będzie mu dany, chyba tylko znak Jonasza” (Mt 16,4).

Gdy nie ma wiary, Jezus jest bezradny. Nie potrafi przekonać inaczej, aniżeli własną śmiercią, w której jest aktywnym Panem nad mieszkańcami krainy mroków. Mimo wszystko śmierć nie pozbawia Jezusa chwały, ani mocy. Poddając się ludziom, oczekującym po Nim spektakularnych czynów: „Ty, który rozwalasz świątynię i w trzy dni ją odbudowujesz, ratuj siebie samego, jeśli jesteś Synem Bożym, i zstąp z krzyża (Mt 27,40), odnajduje jedyną możliwą drogę do ich serc, którą jest wejście w strefę cienia. Napełnia ją akceptacją, miłością, wybaczeniem, zrozumieniem, uspokojeniem i w ten sposób ratuje i wyprowadza z ciemności każdego człowieka, który teraz ma pretensję o brak cudów.

Kto wierzy swoim lękom, a ma problem z wiarą w moc Jezusa, sam siebie osądza, wydając się na pastwę własnych, wewnętrznych ciemności. Doprawdy sąd Boży na niczym innym nie polega. Sami siebie sądzimy, gdy nie ma w nas wiary, a Bogu stawiamy kolejne roszczenia i oczekujemy działania. Potępiamy się, ponieważ nie potrafimy zobaczyć prawdziwego Boga w sobie i pomiędzy nami. Zamiast świadomie działać, dokonując wyborów, wynikających z wiary działającemu w nas i przez nas Bogu, oczekujemy cudów, które nigdy się nie zdarzą. A ponieważ się nie zdarzają, dokonujemy sądu nad sobą, wyobrażając sobie Boży gniew, który karci nas z powodu naszych grzechów.

Bóg nikogo nie potępia, nie karze i nie wrzuca do ciemnych lochów, aby eksterminować. Będąc wieczną Miłością, „zakochaną w nas po uszy”, jest naszym adwokatem, wyprowadzającym na wolność świadomego myślenia i działania. Wolność zawdzięczamy wierze, czyli gotowości do wyjścia nawet z najbardziej niebezpiecznej sytuacji, o ile jesteśmy gotowi zmierzyć się z absurdalnością sytuacji i postanowić uczynić coś, wbrew logice, rozsądkowi i mądrości ludzkich mas.

Przypomnijmy sobie ap. Piotra, który został wyprowadzony na wolność pomimo tego, że spał między dwoma żołnierzami, był pilnowany przez dwóch strażników i został przykuty dwoma łańcuchami (Dz 12,6-10). Ponieważ posłuchał niedorzecznych poleceń anioła: „Opasz się i włóż sandały swoje. I uczynił tak. I rzecze mu: Narzuć na siebie płaszcz swój i pójdź za mną” doświadczył uwolnienia tuż przed egzekucją. Piotr zachował się wbrew podświadomemu umysłowi mas, tężejącemu lękami poprzednich pokoleń, korumpującemu brakiem wiary w siebie i licznymi kompleksami. A to właśnie on jest tą krainą ciemności, z której na wolność wyprowadza Miłość.

Jej obrazem jest warowny obóz, miasto otoczone murami. W mieście giniemy z braku tlenu. W kulturowo-religijnej symbolice miasto jest archetypem energii żeńskiej, wręcz macierzyńskiej. Jest niczym matczyne łono, z którego trzeba wyjść, aby się nie udusić.  Chociaż poród jest bolesnym i traumatycznym przeżyciem nie tylko dla kobiety, ale także dla dziecka, w określonym momencie jest jedynym działaniem, które ratuje przed śmiercią. Potem w okresie dorastania i dojrzewania wielokrotnie powiela się podobny proces, czyli ruch na zewnątrz, uwalniający z kochających, ale mimo wszystko zawłaszczających i przyduszających rąk matki, aż do zyskania autonomii i poczucia samodzielności.

Wychodzenie poza mury miasta, to rozsądny kierunek duchowego rozwoju, a często jedyny warunek zachowania życia. Jednak, aby wyjść poza mury potrzebujemy wiary! Tylko wiara uwalnia z niewoli, którą jest umysł mas, uwodzący poczuciem bezpieczeństwa wewnątrz warowni wspólnych przekonań, procedur, wysiłku, czyli z dominującej energii żeńskiej i macierzyńskiej. Gdzie wszyscy myślą tak sam, prawdopodobnie nie myśli nikt. Gdzie wszyscy tak samo reagują, prawdopodobnie nie działa nikt. Zbawienie nie nadchodzi, ponieważ nikt nie daje wiary słowom Jezusa, zachęcającego do samodzielnego myślenia i działania.

2. Zdecyduj się na nagość

Izolacja i kryzys pandemii ujawnia stan naszej wiary. Oczekujemy po Bogu cudownego przezwyciężenia epidemii, uzdrowienia chorych i sytuacji, w jakiej znalazł się świat. No cóż, jeśli nie wyjdziemy poza mury miasta, do Jezusa, który zdecydował się na samotne cierpienie, cud się nie wydarzy. Czy na pewno jesteśmy gotowi na bycie ludźmi z marginesu społecznego, ludźmi spoza murów kulturowego ładu i religijnego wzorca, gotowymi swoje poczucie mądrości i siły ofiarować Bogu, aby On mógł działać? Czy jesteśmy zdecydowani wierzyć dobrą wiarą?

Wiara może być zła i dobra. Zła wiara jest wiarą źle ulokowaną, a mianowicie wiarą we własny strach. Taka wiara każe trzymać się blisko pozostałych mieszkańców miasta, którzy wypracowali wspólną strategię wznoszenia coraz wyższych murów. Niestety prawdziwa zaraza zabija wewnątrz murów, a nie na zewnątrz, jak wmawiają agitatorzy strachu. Miasto, ogrodzone murami, w niczym nie różni się od ogrodzonego murami cmentarza. Kto nie pamięta, niech idzie na spacer odświeżyć pamięć. A może byłoby jeszcze lepiej oglądnąć dawny, polski film pt: Seksmisja? Wtedy przypomnimy sobie, że wbrew propagandzie na zewnątrz żyją bociany, a my jesteśmy uratowani poza murami społecznego fałszu?

W ciemnościach podświadomości nie ma miejsca na świadomie podejmowane działania. W ciemnościach masowego umysłu nie ma szansy na oświecone myślenie. Ratujmy się, wychodząc przez bramę do Jezusa i decydując się na hańbę, którą okryją nas pozostali. Jezus umierał nagi, pozbawiony odzienia. Umierał takim, jakim człowiek ma być wobec Boga, czyli prawdziwym i bezbronnym. Zabrano Mu ubranie, a odziano Go w hańbę.

Jaki jest odruch większości z nas, gdy jesteśmy nadzy? Zakrywamy tak zwane miejsca wstydliwe i próbujemy się ukryć, ponieważ nie czujemy się piękni i prawdziwi. Uciekamy za mury w poczucie bezpieczeństwa. Wtedy jesteśmy ubrani „taką samością”, co wszyscy pozostali. Nie mamy twarzy. Nikt nas nie widzi. Czujemy się bezpieczni w anonimowości tłumu i wspólnych przekonaniach. Wierzymy co prawda, ale źle, bo taka wiara nie uświęca. W mieście nikt nie może być sobą. To cena, którą przychodzi zapłacić każdemu, kto się boi.

Więc proszę, zdecyduj się na dobrą wiarę! Zdecyduj się wyjść poza miasto i nagość! Zdecyduj się znosić pohańbienie Jezusa! Bądź wreszcie sobą i wyjdź poza mury. Wtedy pierwszy raz nabierzesz powietrza w duchowe płuca i zaczniesz cieszyć się prawdziwym życiem, które jest tchnieniem Bożego Ducha. 

Ruch na zewnątrz zawsze jest ruchem ku nagości, czyli prawdziwości i autentyczności bycia sobą. To jedyne, rozsądne, działanie, co prawda za niemałą cenę. Na pewno oskarżą Cię, że jesteś nierozsądny, łamiesz zasady, niszczysz wartości, stanowisz zagrożenie dla innych, bo nie stosujesz się do instrukcji, procedur i zasad. Mimo wszystko wato ją zapłacić. Zyskasz uświęcenie i wieczne zbawienie.

Wybierz dobrą wiarę. Wiarę w miłość i bycie sobą. 

Na Wschodzie nazywają to karmą, czyli prawem lekcji, które pozostaną Ci do przerobienia, jeśli w tym życiu boisz się wejść w ciemność podświadomości i chronisz w powszechnym umyśle mas. Na Zachodzie nazywamy to grzechem pierworodnym i to jest dokładnie to samo. Nie miej udziału w Starym Adamie, czyli nie myśl i nie żyj jak wszyscy, którzy schronili się w mieście.

Nie bój się i wyjdź poza mury, gdzie działa Bóg. Miej udział w Nowym Adamie. Żyj i działaj jak Jezus, a doświadczysz zbawienia wiecznego.

Więc kim jesteś sam dla siebie, prokuratorem czy adwokatem? Amen.

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *

18 − 4 =