Stół Pański

Jeszcze nie tak dawno centralne miejsce w kuchni wyznaczał stół, przy którym ogniskowało się życie rodziny. Zresztą, bywało że nie tylko mieszkańców domu, ale też tej większej, gromadzącej się od czasu do czasu z okazji świąt i rodzinnych uroczystości.

Ostatnimi laty rolę stołu zaczęła przejmować tzw. wyspa, która bardziej służy przygotowywaniu posiłków, aniżeli spożywaniu. Przy wyspie raczej się stoi. Siedzieć owszem też można, ale zdecydowanie mniej wygodnie. A gdybyśmy cofnęli się jakieś dwa tysiące lat, zobaczylibyśmy, że w naszym kręgu kulturowym, zogniskowanym na symbolach greckich, rzymskich i semickich, czyli śródziemnomorskich, zamiana stołu na wyspę wcale nie była pierwsza. Zanim nastały uczty ze stołem, przy którym siedzimy na krzesłach, królowały sympozjony, podczas których biesiadnicy, oparci na lewych łokciach, leżeli na sofach. Przed posiłkiem niewolnicy myli im nogi. Posiłki tego rodzaju kilkakrotnie są opisane także w ewangeliach.

Kulturowe zmiany, którym zostały poddane wspólne posiłki, sugerują wiele ciekawych wniosków. Proponuję zwrócić uwagę na jeden. Kierunek owych zmian oznacza, że z pozycji leżącej, poprzez postawę siedzącą, biesiadnicy przyjęli postawę stojącą, która ułatwia szybkie opuszczenie miejsca i ucieczkę. Z jednej strony, w porównaniu z uczestnikami klasycznego sympozjonu, jemy w pośpiechu, czyli niezdrowo i niechlujnie, jednak z drugiej strony w pewnym sensie bezwiednie realizujemy archetypowy dla naszej duchowości warunek posiłku przed wyjściem z niewoli: „A w ten sposób spożywać go będziecie: Biodra wasze będą przepasane, sandały na waszych nogach i laska w reku waszym. Zjecie go w pośpiechu… .” (2 Mż 12,11).

Rzeczywiście jemy w pośpiechu. Więcej czasu poświęcamy na przygotowanie posiłku, aniżeli na konsumpcję. Zauważmy jednak, że ostatnio ma miejsce kolejna zmiana, kto wie, czy nie dużo bardziej zasadnicza i znamienna od poprzednich. Otóż wiele rodzin, zwłaszcza osób mieszkających samotnie, coraz częściej główny posiłek dnia spożywa poza domem, a wówczas czas poświęcony na jedzenie znowu się wydłuża, zaś sama czynność ponownie nabiera uroczystego charakteru.

Co o tym sądzić? Ciężko cokolwiek powiedzieć jednoznacznie, a jeśli do owej sekwencji zmian dołączy się jeszcze obraz grupy rodzinnej, zebranej wokół ogniska, która przedtem była w ciągłym ruchu i spożywała jedynie to, co zebrała w drodze, całość wcale nie zyskuje na jasności. Wręcz odwrotnie, zwłaszcza, że z ewangelii znamy opowiadanie o uczniach Jezusa, którzy będąc w drodze, w sabat zrywali i jedli kłosy zbóż (Mt 12,1). 

Uwzględniwszy wszystkie spożywcze zwroty akcji, szczególnie te, które w jakiejś mierze korespondują z biblijnymi inspiracjami duchowego życia, wydaje się, że miejsce spożywania posiłku jest drugorzędne. Najważniejsza jest świadomość celowości spożywanego posiłku. Zarówno posiłek, który Hebrajskie klany zjadły tuż przed wyjściem z Egiptu, jak i pożegnalny posiłek Jezusa z przyjaciółmi, czyli dwa fundamenty duchowości o charakterze biblijnym, służą wzmocnieniu przed drogą, prowadzącą Q wolności.

Podobnych świadectw można znaleźć więcej. Wart odnotowania jest posiłek, który Anioł Pański przygotował Eliaszowi, życzącemu sobie śmierci. (1 Krl 19,4-7) W  mocy tego posiłku prorok pokonał czterdziestodniową drogę (kwarantannę na pustyni) do góry Bożej, na której doszło do aktualizacji Bożego obrazu, czyli w istocie do samoaktualizacji proroka. Dla mądrej rady, żebyśmy jedli, aby żyć, a nie żyli, aby jeść (żreć), w biblijnych tekstach znajdujemy więc ciekawe potwierdzenie.

Bez posiłku, który zawdzięczamy dobremu Bogu, nie bylibyśmy w stanie normalnie funkcjonować, ale też więcej, a mianowicie przejść przez pustynię życiowego doświadczenia. Przejście ma nas zmienić i w istocie ma jeden cel, a mianowicie uwolnienie nas ze starych wzorców mentalnych, wyobrażeń, struktur społecznych, czyli przysłowiowego Egiptu, żeby na końcu drogi spotkać się z Bogiem, który czyni nas całkowicie wolnymi. 

Dlatego absolutnie nie zgadzam się z narracją, która od jakiegoś czasu zdominowała wypowiedzi naszych, luterańskich przewodników duchowych, począwszy od Prezydenta i Sekretarza Generalnego Światowej Federacji Luterańskiej, a skończywszy na naszych rodzimych. Pojawia się w niej argument o poście eucharystycznym.

Kto zasadził drzewo, z którego zerwali ów owoc? Czy na pewno Jezus z Galilei, który swoim uczniom, żeby nie byli głodni, pozwolił w sabat rwać kłosy i jeść, a potem wydał im polecenie, aby karmili tłumy, słuchające Jezusa? Jak można przeżyć kwarantannę, czyli duchową drogę przez pustynię, do spotkania z oczyszczającym obrazem Boga, nie posiliwszy się przy Stole Bożym? Jak mamy przejść drogę Eliasza bez posiłku, przygotowanego przez Anioła Bożego?

Co to za teologiczna ściema?  PROTESTUJĘ!

Tak argumentować mógłby Jan Chrzciciel i Jego uczniowie, ale nie nasz Mistrz i Zbawiciel!

Ważne, żebyśmy zrozumieli nie tylko ewangelię Jezusa, ale w ogóle całe przesłanie Jego przyjścia i przejścia przez ludzkie dzieje aż do odejścia. Wcielony Bóg wywyższa człowieczeństwo, czyniąc je arcykapłańską służbą. W narodzeniu Jezusa, Stwórca pokazuje, że wszystko, co pojawia się na ziemi i rośnie mocą naturalnego porządku, jest znakiem Jego obecności. Wszystko, co stworzył, jest święte. I wszystkim, co człowiek (kapłan, który składa swoje życie na ołtarzu miłości) czyni na chwałę Stwórcy, uświęca całe stworzenie.

Dlatego nie sposób pojąć znaczenia tzw. uczty przy Stole Pańskim w oderwaniu od jakiegokolwiek, każdorazowego posiłku, spożywanego przez nas dzięki miłości Stwórcy, który nas codziennie karmi. To nie jest szczególny posiłek, to znaczy duchowo wysterylizowany z sensu codziennej pracy i wdzięczności za dar życia. Wręcz odwrotnie jest posiłkiem ogniskującym to wszystko, co na podobieństwo Jezusa w nas i w naszym życiu jest dobre, błogosławione, uszczęśliwiające i zbawienne. Tylko w tym sensie ów posiłek jest inny i ma znaczenie dla naszej duchowości, ponieważ uświadamia nam i uświęca każdorazowy posiłek, obojętnie gdzie i w jakim gronie przez nas jest spożywany na pamiątkę wiecznej miłości Boga, objawionej w śmierci i zmartwychwstaniu Jezusa.

Bóg zrodził Jezusa. Jezus pielęgnował jedność z Ojcem i dlatego swoim życiem oraz śmiercią napełnił człowieczeństwo esencją boskości.

Bóg rodzi człowieka. Człowiek, pielęgnując związek z Rodzicem, swoim życiem oraz śmiercią ma napełniać kielich swego człowieczeństwa nektarem Bożego Ducha.

Bóg każdego roku stwarza nowe ziarna na chleb. Człowiek codzienną pracą realizuje swoje kapłańskie powołanie i przemienia ziarna w chleb. Praca człowieka jest alchemią miłości i kontynuacją Bożego dzieła karmienia wszystkich ludzi. Gdy Bóg robi swoje i człowiek jako kapłan robi swoje, dzieje się cud Bożego Stołu, przy którym wszyscy mogą najeść się do syta.

Bóg każdego roku budzi winorośle do życia. Z ich owocu człowiek tłoczy  sok, który nauczył się przekształcać w wino. Podając bliźnim kielich pełen wina, człowiek wykonuje dzieło Jezusa w Kanie Galilejskiej, napełniając świat radością i szczęściem.

Każda praca, zmierzająca do wypieku chleba i zamiany wody, krążącej w pędach winorośli, w wino, jest błogosławionym działaniem, dzięki któremu wspólnie obchodzimy pamiątkę zbawczej śmierci Jezusa Chrystusa, dzieląc się chlebem i kielichem. Każdy wspólny posiłek jest spotkaniem się z żywym i zmartwychwstałym Panem, w którym wszyscy jesteśmy zaproszeni na weselną ucztę.

W naszej cichej i pokornej pracy, a potem w radosnym i wdzięcznym ucztowaniu zawsze jest obecny nasz Pan. Niczego więcej nie potrzebujemy, żeby ucztować zbawienie przy Stole Pana, ustawionym na granicy naszych pól i winnic oraz Jego obecności w nas.

Nie potrzebujemy kapłanów, bo nimi jesteśmy.

Nie potrzebujemy ołtarzy, bo są nimi nasze stoły.

Nie potrzebujemy murów oraz instytucji, gwarantującej Bożą obecność, bo świątynią Boga jest człowiek.

Potrzebujemy siebie nawzajem!

Wystarczy praca, wspólny stół, chleb i wino, znak krzyża i wdzięczność.  

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *

12 + dwanaście =