Słowo „tradycja” stworzone jest z rdzenia, który sugeruje ruch, np. trakcja, traktor, trajektoria, trakt, transfer. Jeśli zatem słownikowo tradycją są zasady postępowania, to przynajmniej na poziomie encyklopedyczno-definicyjnym wszystko do siebie pasuje, wszak postępowanie jest ruchem. Tymczasem większość z nas ma z tradycją odmienne doświadczenia i skojarzenia. Tradycja, która powinna służyć ruchowi i zmianie, niestety stała się strażniczką bezruchu i stęchłych przekonań, zakładniczką poglądów i stylu życia minionych pokoleń, które pozbawiają nas witalności i naturalności.
Spróbujmy przyjrzeć się problemowi od praktycznej strony. Skoro tradycję tworzą zasady postępowania, więc bez wątpienia jest zbiorem pojedynczych zachowań oraz przekonań, które powinny wspierać życie i ułatwiać ruch. Nie tylko w kontekście religijnym, bo na przykład także w rodzinnym, te przekonania i wynikające z nich zachowania nazywamy rytuałami, które podobnie jak w wypadku tradycji, same w sobie są dobre i pożyteczne. Pozytywną rolę rytuałów – moim zdaniem – najlepiej unaocznia doświadczenie, które jest udziałem niemal każdego z nas.
Przypomnijmy sobie pierwsze samodzielne jazdy samochodem po otrzymaniu uprawnień. Dumni, podnieceni i trochę przerażeni wyruszaliśmy w drogę, koncentrując się na przełącznikach i czynnościach, bez których nie dotarlibyśmy do celu. Szukając kierunkowskazu, przyglądając się dźwigni podczas zmiany biegów i myśląc o prawidłowej kolejności naciskania pedału hamulca i sprzęgła większość uwagi skupialiśmy na prowadzeniu auta, a tymczasem piesi na pasach ledwo przeżywali, często salwując się ucieczką. Jednak z biegiem czasu kolejne czynności zaczęliśmy wykonywać niemal bezwiednie, automatycznie, nie poświęcając im już specjalnej uwagi, przez co zyskiwaliśmy więcej wolnych „bitów świadomości” na oglądanie sytuacji na zewnątrz samochodu, na czym ewidentnie najbardziej korzystali piesi, przechodzący przez jezdnię. Wraz z „rytualizacją” naszych zachowań wzrastały ich szanse na przeżycie. Ów proces uczenia się i dochodzenia do wprawy oznaczał, że niektóre czynności i zachowania zostały na tyle dobrze utrwalone przez naszą świadomość, iż mogły zostać przesunięte w podświadomość jako wyuczony program prowadzenia samochodu. Świadomość zyskiwała możliwość obserwacji tego, co działo się wokół samochodu, a nasz ruch stawał się płynny, bezpieczny i spokojny.
Właśnie do tego służą rytuały bez specjalnej różnicy w jakiej dziedzinie życia je powtarzamy. W pierwszym rzędzie powinny umożliwiać ruch i wzmacniać witalność. Wielokrotnie powtarzane nie mogą ograniczać zmian, ale mają im służyć, ponieważ są już na tyle dobrze przyswojonymi przez świadomość umiejętnościami, że odtąd ich powtarzaniem może zająć się podświadomość, dla której stają się nowym zakresem obowiązków.
Po jakimś czasie oczywiście możemy dojść do wniosku, że mechanicznie i automatycznie powtarzane przez nas umiejętności przestały spełniać swoje zadanie i zamiast pomagać najzwyczajniej w świecie zaczęły nam szkodzić, a wówczas należy świadomie nauczyć się nowych, żeby podświadomość zaprogramować na nowo. Niestety na poziomie świadomego życia i podejmowania uwalniających decyzji dzieje się to bardzo rzadko i najczęściej dochodzi do zmian pod wpływem kryzysu, życiowego dramatu, choroby i straty, zaś strukturą, odpowiedzialną za taki stan rzeczy, jest właśnie tradycja. Zamiast wzmacniać w nas naturalną potrzebę obserwacji, nabywania nowych umiejętności, wyciągania wniosków i nadawania życiowym doświadczeniom nowych znaczeń, a pojęciom treści, tradycja najczęściej bywa strażniczką interpretacji i zachowań, utrwalających stary paradygmat. Z tego powodu zamiast tworzyć nowe synapsy, którymi będą przesyłane informacje (bodźce energetyczne) potrzebne życiu do powstawania nowych kombinacji aminokwasów, czyli białek, utrwala stare kody, w których zapisane są choroby, nieszczęśliwa starość i śmierć. Genetycy, porównujący „genetyczną bibliotekę” człowieka, zapisaną na chromosomach, z wyposażeniem pozostałych stworzeń, oczekiwali niewyobrażalnej różnicy, a tymczasem odkryli, że jest niewielka, a przynajmniej na tyle nieistotna, że nie tłumaczy prawie niczego. Jeśli zatem nie genetyczna różnorodność odpowiada za niezwykły i fascynujący rozwój życia na ziemi, to co?
Dziś wiemy, że dobry i mądry Mistrz z Galilei nie mylił się w niczym, apelując do słuchaczy o metanoię, czyli nowy sposób myślenia. Prawdziwym źródłem powstawania nowych białek, odpowiedzialnych za rozwój życia, nie są bowiem stare kody genetyczne, ale czynniki zewnętrzne, środowiskowe, a właściwie sposób, w jaki żywa istota je interpretuje i przeżywa. Odmawiając sobie prawa do nowej interpretacji powszechnego doświadczenia albo symbolu, który jest kluczem do zrozumienia własnej sytuacji, stajemy się zakładnikami starych informacji, które nie wpływają na aminokwasy i nie inicjują pojawiania się nowych białek. Ewolucja grzęźnie w starej interpretacji, czyli w zachowaniach, typowych dla przeszłości, co w efekcie kończy się możliwymi do przewidzenia traumami, chorobami i terminalnymi cierpieniami większości z nas.
Jedyną szansą dalszego rozwoju i powszechnej wolności rodzaju ludzkiego jest Duch, w mocy którego nie będziemy ulegać lękom, ani odczuwać wstydu i winy, że chcemy i potrafimy interpretować swoje życie samodzielnie i w nowy sposób. Duch Święty jest tchnieniem Życia, odblaskiem Światła, informacją z powszechnego pola Świadomości, stwarzającą nas na nowo, gdy pozwalamy jej zmieniać naszą świadomość. Wówczas tradycja przestaje pełnić rolę sygnatariuszki starej umowy społecznej i strażniczki interpretacji prawowiernej, której oblicze przypomina twarz bladej, kościstej, pozbawionej radości i szczęścia Śmierci, całej w czerni, oślepłej na prawdziwe potrzeby ludzkiej duszy.
Tradycja ma być ubrana w trzy podstawowe barwy, czyli w biel, która jest symbolem dnia i kosmosu; czerń, symbolizującą noc i chaos; czerwień, znamionującą gotowość do zmiany, oraz kubraczek, wyszywany łąkowymi kwiatami. To barwy życia, ozdabiające ludzką duszę, Kochankę Chrystusa, z którym pragnie wejść na weselną ucztę, aby tańczyć, radować się i doświadczać szczęścia.
Tradycja nie przypomina kościstej, starszej Pani, która zawsze trzyma fason i dopasowuje się do konwenansów społecznych za cenę dobrobytu i szacunku. Tradycja jest pełną witalnej krasy Kobietą, która bez względu na wiek wciąż jest płodna i pełna znaczeń nowego życia. Uśmiechając się Pani Tradycja rodzi nowego człowieka, chociaż dotychczasowa interpretacja wyklucza to jako niemożliwe (1 Mż 18,11-14). Tradycja ufa, że u Boga wszystko jest możliwe, więc przyswaja nowe znaczenia, tworząc z nich nowe umiejętności, aby życie było nieustannym ruchem, radosnym tańcem i szczęśliwym istnieniem. Tradycja w niczym nie przypomina kapłana z lewitą z przypowieści Jezusa (Łk 10,30-37), którzy nie pomogli zranionemu człowiekowi. Raczej zawsze kieruje się miłosierdziem, aby życie do końca nie uszło z człowieka. Doświadczonemu cierpieniem pomaga odnaleźć kontakt z własną duszą i doświadczyć głębokiego uzdrowienia.
Tradycja wie, że każda dobra interpretacja czyni człowieka bardziej wolnym, zdrowym, szczęśliwym, po prostu lekkim, zaś każda zła interpretacja w niczym mu nie pomaga, często wprost pogarszając jego życiową sytuację. W efekcie człowiek, podejmując decyzję dobrą dla swojej duszy, zawsze czuje się lżej i radośniej. Przeciwnie, kto podejmuje złą decyzję, ten czuje się przygnieciony i smutny.
Niestety trójkąt bermudzki nie posługuje się tradycją, aby tworzyć nowe synapsy, ale raczej umacniać identyfikację z przekonaniami i zachowaniami minionych pokoleń. Wszyscy wiemy, że same w sobie nie były złe w czasie i w kontekście, w którym powstały, ponieważ umożliwiły zrozumienie i opisanie świata przez ówczesne pokolenie. Tym samym spełniły rolę rytuałów, które stały się podświadomymi programami, uwalniającym świadomość do eksploracji rzeczywistości i transgresji. Dziś są wyłącznie pamiątką dawnego rozumienia oraz interpretacji świata, która nie może mieć charakteru normatywnego, powszechnie przyjętego jako obowiązujący bez uprzedniej krytyki i reinterpretacji. Kto ma pozbyć się utożsamień, z powodu których nie jest sobą i nie wykorzystuje swojego potencjału, nie może reflektować, myśleć krytycznie i postępować, korzystając z nie swoich rytuałów, symboli i narracji. Odwrotnie sam powinien je świadomie tworzyć, a nawet zmieniać, po czasie dostrzegając ich bezużyteczność.
Tymczasem naród, religia (Kościół) i rodzina oczekują, że jednostki przejmą rytuały, symbole, także mitologię, które traktują jako konstytutywne dla tożsamości grupy, zupełnie nie interesując się odpowiedzią na pytanie, czy pełnią jeszcze jakąkolwiek ożywczą rolę dla ludzkiej psychiki? Od ludzkiej duszy ważniejsza bowiem jest tożsamość grupy, która najbardziej boi się dezintegracji. Co w praktyce oznacza, że powtarzalność wzorów, według których członkowie grupy myślą i działają, jest ważniejsza od poczucia przez jednostkę wewnętrznej mocy, ponieważ stanowi zagrożenie dla historycznej tożsamości grupy.
Doprawdy przysłowiowy jest już przykład małej dziewczynki, która przy okazji kolejnych świąt zapytała mamę, dlaczego przed włożeniem szynki do brytfanny odcina jej końce? Czy to ma jakieś znaczenie? W odpowiedzi usłyszała, że to przecież jest rodzinna tradycja, ponieważ babcia zawsze tak robiła. Ciekawość mimo wszystko nie dała dziewczynce spokoju i przy najbliższej okazji zapytała babcię, w czym należy upatrywać przyczyny rodzinnej tradycji odcinania końców szynki? Na co szczerze zdziwiona babcia odpowiedziała, że w niczym szczególnym, ponieważ jej brytfanna po prostu była za krótka, a jedynym rozwiązaniem było skracanie szynki. Tak więc z praktycznego rytuału babci, jej córka bezrefleksyjnie uczyniła tradycję, którą jako mama chciała przekazać swojej córce. Oto cała tajemnica trójkąta bermudzkiego, zawarta w dowcipnym i trywialnym dowcipie, jakże dramatyczna w skutkach.
Tradycja tylko wtedy pełni swoją ożywczą rolę, gdy składające się na nią rytuały, symboliczne znaczenia oraz interpretacje są autorskim dziełem człowieka, któremu mają ułatwiać ruch, rozwój i życie. Przejęte bezrefleksyjnie i bezkrytycznie stają się pułapką utożsamienia się z czymś, co nie jest prawdziwe, bo nie ożywia ludzkiej duszy.