Troska

Troska jest jedną z tych emocji, których praktyczna aktywność często doprowadza do konfliktów, nieporozumień i emocjonalnych węzłów. Co prawda, jak każda emocja, sygnalizuje coś osobie, w której się pojawiła, jednak szczególnie kłopotliwe bywają jej skutki społeczne. Gdyby chociaż troski było troszeczkę, dałoby się przyjmować ją z wdzięcznością. Niestety najczęściej jest jej w nadmiarze, więc zamiast ludzi do siebie zbliżać ma nad wyraz rozwiniętą zdolność oddalania ich od siebie i budowania ochronnych murów.  

Najczęściej troska kojarzy się nam z matczyną dbałością o dobro rodziny, zabieganiem o to, aby w domu niczego nie brakowało, dbałością o wykończenie potraw albo wygląd domowników, itp. W istocie matczyna troska bywa przysłowiową. Niemniej może też być dojmującym uczuciem niepokoju, wywołanym rzeczywistą sytuacją bądź nieuzasadnionymi przewidywaniami, ciężarem nie do uniesienia, gdy od dłuższego czasu nie ma się wiadomości o losie bliskich. Pracownik może troszczyć się o swoją przyszłość, gdy dowiaduje się, że planowana jest restrukturyzacja miejsca pracy, a polityk z odpowiednią emfazą komunikuje potencjalnym wyborcom, że bardzo przejmuje się ich problemami i troszczy o losy kraju.

Można odnieść wrażenie, że praktyczna miłość bez troski byłaby niemożliwa; że to ona zauważa konkretne problemy i motywuje do działania. I na dobra sprawę mogłoby tak być, gdyby nie jeden, podstawowy mankament troski. Ten mianowicie, że świetnie nadaje się do emocjonalnego manipulowania i przywiązywania innych do siebie. Jakże łatwo troskę wykorzystać do wzbudzenia w kimś poczucia winy, wstydu czy zobowiązania. Z tego powodu troska częściej kojarzy się z psychicznym cierpieniem, niewolnictwem, marnowaniem własnych zdolności i życia.

Wyobraźmy sobie następująca sytuację: Odwiedza nas osoba, z którą wiążą nas wspomnienia, zażyłość, serdeczność i miłość. W pierwszym odruchu chciałoby się ugościć ją w sposób najlepszy z możliwych i odwzajemnić jej obecność, która nas wzrusza i raduje. Wiele Pań bez namysłu rzuca się wówczas do kuchni, jakby od ich błyskawicznego działania miał zależeć finał kampanii wrześniowej. Parzą kawę, nakładają ciasto na talerzyk, w mikrofali odmrażają mięso na szybki posiłek. Tyle do zrobienia…

Tymczasem Mąż rozsiadł się w pokoju i słucha Gościa, który ewidentnie ma coś do powiedzenia. Być może dzieli się dobrymi wiadomościami, przywiezionymi z podróży, być może żali się na zmęczenie, ale kto wie, czy po prostu nie komunikuje, że w ogóle nie ma ochoty na kawę, a mięsa nie jada od roku. Niestety Pani domu nie jest zainteresowana wysłuchaniem Gościa i dowiedzeniem się, na co ma ochotę, bo przecież Ona zawsze wie lepiej!

Akt drugi dramatu wygląda mniej więcej tak: Pani domu triumfalnie wkracza do gościnnego  pokoju, niosąc zaparzoną kawę i ciasto. Stawia je przed Gościem, wyrażając jednocześnie niezadowolenie z zachowania Męża, który zamiast pomóc jej w kuchni, słucha Gościa. Zaś na subtelne i delikatne komunikaty podejmowanej Osoby, że kawę wypije, ale na ciasto nie ma ochoty, a mięsa nie jada w ogóle, jest w stanie wyrzucić z siebie jedynie rozpaczliwe: Tak bardzo się staram i troszczę, a Ty gardzisz tym, co dla Ciebie przygotowałam. W domyśle oczywiście chce zakomunikować, że Gość gardzi troskliwą i dobrą Panią domu.

Jeśli wobec tego chcemy zrozumieć naturę troski, która sama w sobie bynajmniej nie jest zła i jako emocja wielokrotnie motywuje nas do działania na rzecz innych, trzeba dostrzec różnicę pomiędzy działaniem a słuchaniem, bądź naszymi wyobrażeniami o problemie a rzeczywistą sytuacją. Prawdziwa troska, mająca związek z potrzebami, którym z miłością można wyjść naprzeciw, na początku zawsze słucha, przygląda się, dowiaduje się i dopiero wówczas celowo i praktycznie odpowiada na zapotrzebowanie.

Troska nigdy nie wie lepiej! Właśnie dlatego, że nie wie, co się dzieje i co dobrego można uczynić, wpierw musi wybrać wartościowszą postawę, polegającą na powściągnięciu działania aż do zyskania pewności, że teraz wszystko już wiadomo. Co więc powiedzieć o trosce, która nie dowiaduje się, ale działa, wywierając nacisk na życie i wydarzenia? Że jest najpewniejszym objawem lęków, wynikających z niepewności siebie i kompleksów. Kto nie zna własnej wartości, niczego nie wie też o tym, co prawdziwego i potrzebnego, dobrego i pięknego, mógłby darować drugiemu człowiekowi i światu.

Tego rodzaju troska w sferze praktycznego działania jest odpowiednikiem krzyku osoby wystraszonej i zrozpaczonej, która panicznie boi się przyszłości. Takiemu człowiekowi najlepiej wychodzi manipulowanie ludźmi, aby emocjonalnie wiązać ich ze sobą, oraz sytuacjami, aby móc je kontrolować. Nie dostrzega, że pod pozorem dobra, krzywdzi, zaś prawdziwą intencją jego działania jest zabezpieczenie siebie, wbrew temu, co manifestuje i deklaruje.

Warto pamiętać, że nie udawana troska jest żywym strumieniem czułej miłości, która nie zawłaszcza i nie kontroluje, ale spragnionego wody poi wodą, nie herbatą; pragnącemu odpoczynku stwarza ciszę, a nie zabiera na dyskotekę; marzącego o fizycznej bliskości obdarowuje oksytocyną, a nie potokiem słów, itp.

Obok czułej, delikatnej i życzliwej miłości, drugim elementem prawdziwej troski jest zaufanie, że potrzebujący wie lepiej, co jest dla niego dobre, ale też, że w życiu i świecie zawsze dzieje się to, co jest właściwe i odpowiednie, czyli po prostu najlepsze. Wówczas troska pryska, niczym mydlana bańka, jakby pękała pod własnym ciężarem.

Troska, która rujnuje życie, bo jest nie do zniesienia, nie potrafi albo nie chce ufać. Jej źródłem jest umysł, który wszędzie wietrzy spisek, dostrzega sprzysiężenie sił zła i nie ustaje w tropieniu nieszczęścia. To umysł wmawia nam, że nie wolno ufać i lekko żyć, ponieważ w każdej chwili musimy być przygotowani na odparcie ataku i walkę z jakąś biedą. Musimy się troszczyć i tym samym zgodzić na męczące i stresujące życie. Taką fałszywą troskę widać na twarzach polityków, bankierów, lekarzy, policjantów, księży oraz im podobnych, czyli wszystkich, którzy wmawiają nam, że troszczą się o nas. To jedynie marketingowa, przemyślana strategia, której dajemy się zwieść.

Nie wiedzieć czemu, troska kojarzy się z poważną, spiętą i smutną twarzą. Choć zabrzmi to podejrzanie i niektórych zaboli, ale ten sam rodzaj zatroskania od czasu do czasu można zobaczyć też na twarzach ludzi, którzy przeżyli żałobę i odpracowali stratę, jednak wydaje im się, że nie powinni zmieniać wyrazu twarzy. Smutnym i zatroskanym obliczem wciąż zwracają na siebie uwagę. 

Zaufanie do Źródła, że o nas dba, obdarowując codziennym dobrem, oraz pewność, że spotyka nas to, co w danej chwili jest dla nas najlepsze, rozpuszcza fałszywą troskę, czyniąc życie lekkim i radosnym. Kto chce pozbyć się ciężaru troski niech po prostu uczy się zaufania, zachowując ważny i dobry aspekt troski. Polega on na tym, że autentycznie zależy nam na szczęściu i dobrostanie innych ludzi, a nie na naszym własnym. W pierwszym wypadku wpierw słuchamy ich i realizujemy wyrażone przez nich potrzeby. W drugim wypadku mało obchodzą nas ich potrzeby, ponieważ najważniejsze jest dla nas dobre samopoczucie i bezpieczeństwo.

Fałszywą i manipulującą troską, konserwujemy nasze lęki i kompleksy, rujnując przy okazji społeczny brzeg energii życia. Kto chce spokojnie płynąć, niech ufnie słucha, obserwuje, przyjmuje i respektuje potrzeby innych ludzi.

Czy naprawdę trudno być dobrą Panią domu?

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *

1 + 1 =