Szczęście

Niewiele jest tak jednoznacznie czystych emocji, jak szczęście. Na dobrą sprawę szczęście rzeczywiście może nie być niczym więcej, więc też nie ma się czemu dziwić, że racjonaliści uznają je za mrzonkę, podobnie jak szczęśliwi ludzie  budzą w nich po części uzasadnioną obawę, że stracili kontakt z codziennym życiem. Czy do pomyślenia jest szczęśliwy człowiek? A może szczęśliwym bywa się jedynie co jakiś czas?

Teoretycznie niemal każdy człowiek pragnie być szczęśliwy, jednak praktycznie im mocniej się staramy, tym bardziej jesteśmy nieszczęśliwi. To jeden z paradoksów ludzkiej egzystencji, będący skutkiem niezrozumienia natury rzeczy i sprzeciwiania się prawom wszechświata. Mam nadzieję, że uda się nam go dostrzec i nazwać, jeśli nie dla wielu korzyści, to przynajmniej dla jednej, prawdopodobnie najważniejszej.

Jeśli bowiem szczęście jest czystą emocją, i niczym więcej, to przecież szczęścia można doświadczać zawsze tylko TERAZ, a nigdy KIEDYŚ, zwłaszcza w fatamorganie przyszłości, pod warunkiem, że jest się jej świadomym i totalnie w niej obecnym. Chodzi więc o to, że szczęścia nie da się utrwalić w czasie inaczej, jak poprzez czułość dla teraźniejszości, uważność bycia, trzeźwość bycia sobą w tym, co się wydarza. Albo jest się szczęśliwym w każdym kolejnym TERAZ, albo w ogóle, bo emocji nie da się rozciągać w czasie, ku przyszłości. Szczęścia nie można zaplanować. Szczęśliwym można tylko być.

Pytając o szczęście, w centrum uwagi stawiamy ważny problem, a mianowicie przeznaczenia. Czy przeznaczeniem człowieka jest bycie szczęśliwym? Czy człowiek został stworzony do szczęścia? Czy szczęście może być rozumiane w sposób religijny, jako stan zbawienia? W refleksji nie posuniemy się ani o krok, jeśli po drodze nie rozprawimy się z dwoma kwestiami. Pierwsza dotyczy Źródła i pyta, czy mogło stworzyć człowieka dla własnego szczęścia? Druga dotyczy człowieka i pyta, czy realizując jakiś cel, człowiek ma prawo powodować się miłością do samego siebie?

Odnosząc się do pierwszej kwestii powiedzmy wprost, że jeśliby Źródło samo w sobie nie było pełnią szczęścia, wtedy pojawienie się człowieka nosiłoby znamię potrzeby. Źródło wysłałoby nas w świat nie dla naszego szczęścia, ale dla własnej satysfakcji; nie z bezinteresownej miłości, ale z miłości do siebie. Uzupełniałoby tym samym jakiś brak swego, boskiego bytu. 

Jeśli jednak Źródło podzieliło się życiem z pełni szczęścia, czyli – jak można rzec – bez powodu, przeto umożliwiło nam doświadczanie szczęścia z miłości do nas. To z kolei oznaczałoby, że jesteśmy dziećmi szczęścia, stworzonymi z nadmiaru, kochanymi i chcianymi poza jakimkolwiek podejrzeniem o konieczność, potrzebę i użyteczność.

Wygląda na to, że wybór jednej z dwóch możliwości w sposób zdecydowany wpływa na jakość życiowego doświadczenia. Pierwsza oznacza traumy, napięcie i cierpienie. Druga przeciwnie, bo skoro żyjemy, ponieważ miłość Źródła jest pełna i niczego jej nie brakuje, więc nie musimy spełniać jakichkolwiek zachcianek i oczekiwań, nawet metafizycznych. Jesteśmy na ziemi dla własnego szczęścia.

Tym samym zyskujemy rozwiązanie kwestii drugiej i wgląd w tajemnicę miłości. Okazuje się, że jesteśmy twórczy, a więc też użyteczni, potrzebni i konieczni, jeśli samych siebie obdarzamy miłością bezwarunkową i pełną. Realizując życiowe cele mamy absolutne prawo kierowania się miłością do siebie, inaczej będziemy poruszać się jedynie w świecie konieczności i użyteczności, ale przede wszystkim używać przemocy wobec wszystkiego, co służy nam do zaspokajania narcystycznej potrzeby bycia kochanym. Jakże często – stanowczo za często – tym, co nas zaspokaja, staje się drugi człowiek!  

Rozpoznając stwórczą miłość Źródła bądźmy pewni, że zostaliśmy  stworzeni ze szczęścia, więc też jakość naszej codzienności zależy od bycia szczęśliwym. Ileż godności, jasności i radości pojawia się w codziennej aktywności, gdy przestajemy traktować życie jako konieczne usiłowanie, a zaczynamy bawić się własnym życiem. Nabieramy wówczas dystansu do efektów własnej twórczości i z ironiczną lekkością przechodzimy ponad defektami codzienności.

Niestety dawniej teologia marsowego oblicza Boga, który oczekuje ludzkiego poświęcenia, a współcześnie antropologia ekonomicznej konieczności i przydatności pozbawia nas prawa do szczęścia. Tymczasem musimy upomnieć się o prawo do szczęścia! Bez szczęścia nie poznamy smaku radości. Czy można sobie wyobrazić kreatywnego człowieka, smutnego i nieszczęśliwego? Czy można utrzymywać, że możliwa jest miłość do drugiego człowieka bez miłości do siebie; miłości, która nie szuka zaspokojenia własnych braków czyimś kosztem, ale uczestniczy w ekstatycznym doświadczeniu szczęścia?

Pełnia człowieczeństwa wynika ze szczęścia, jest szczęściem i tworzy szczęście.  Logika stwórczej miłości Źródła jest logiką szczęścia. O tym świadczą także biblijni autorzy, aczkolwiek ich opowiadania często są interpretowane opacznie. Otóż człowiek nie został stworzony jako ostatni, jak często się utrzymuje, więc nie jest celem stworzenia. Po zaistnieniu człowieka na szczęście został jeszcze stworzony sabat, dzień siódmy; dzień odpoczynku; dzień szczęścia; dzień, w którym odradza się kreatywna siła człowieka w spotkaniu z Bogiem. Ale z jakim Bogiem? Na pewno uśmiechniętym. Na pewno radosnym. Na pewno szczęśliwym i uczestniczącym w szczęściu człowieka.  

My tymczasem zamieniliśmy wartość szczęśliwego życia na życie użyteczne ekonomicznie. Mówiąc inaczej, jeśli już uwzględniamy potrzebę szczęścia, to koniecznie musi być ekonomicznie przydatne i konsumpcyjnie użyteczne. Współcześnie szczęście nie jest wartością samą w sobie, a tym bardziej wartością duchową, nadającą sens życiu na ziemi. W rzeczywistości, poddanej dyktatowi przydatności i użyteczności, szczęście ma wartość względną, funkcjonalną. Nawet uprawianie sportu, ćwiczenia duchowe i drobne przyjemności są przedstawiane tylko w takiej perspektywie, jako nieodzowny element wykorzystania wolnego czasu, dzięki czemu wypoczęty i zrelaksowany człowiek jest tym bardziej produktywny i użyteczny.

Racjonalizmie XIX i XX wieku precz. Wszyscy mamy prawo do szczęścia, które jest wartością samą w sobie. Zrehabilitujmy wreszcie szczęście, które jest wpisane w ziemskie doświadczenie. Nie oczekujemy szczęścia. Żyjemy, aby TERAZ być szczęśliwymi. Nie tylko nam wolno, wręcz musimy darowywać sobie to, co czyni nas szczęśliwymi. Prawdziwe szczęście jest uwolnione z ekonomicznego, niewolniczego prawa użyteczności i przydatności.

Szczęście nie jest cudownym wynalazkiem dla ludzi bogatych, zdrowych i sławnych. Jest fundamentalną emocją i doświadczeniem, w którym może mieć udział każdy człowiek, o ile odnalazł sposób na proste życie. W pochwale prostoty, bez względu na okoliczności i warunki życia, tkwi klucz do szczęścia. Można być totalnie szczęśliwym szusując z górskiego stoku, wypoczywając w światowym kurorcie, będąc prezydentem kraju i siedząc na drewnianej ławce pod ścianą własnego domu, jeśli zrezygnowało się z pretensji i oczekiwań, a zajęło życiem, które jest TERAZ. 

Największym błędem jest warunkowanie szczęścia zmianami, bez których wydaje się nieosiągalne. Odmawiamy sobie prawa do szczęścia, wyliczając potrzeby, które wpierw musiałyby zostać spełnione. Skazujemy więc samych siebie na nieszczęście, usprawiedliwiając się z tego, że dobrowolnie rezygnujemy ze szczęścia, ponieważ ktoś nas nie kocha albo nie przeprosił, nie zdobyliśmy upragnionego majątku, nie staliśmy się kimś znaczącym społecznie, itp. W ten sposób uzależniamy szczęście, które ma charakter wewnętrzny, od zewnętrznych okoliczności życia, które podlegają ciągłym zmianom. Dzięki nim można poczuć się przyjemnie, ale nie szczęśliwie. Także zdrowie podlega temu prawu. Uzależniając szczęście od czegoś, co wpierw powinno się wydarzyć, skazujemy się na wieczne nieszczęście.

Ten zły sposób zarządzania życiową energią można zmienić. Trzeba zacząć myśleć w nowy sposób: Jestem szczęśliwy, bo jestem obdarowany. TERAZ mam wszystko, czego potrzebuję, aby móc uczynić to, co płynie z mej pełni. Dopiero wówczas, niczym drożdże włożone do mąki, szczęście zaczynia codzienność dobrem i pięknem. To jest postawa wdzięczności za TERAZ, w której nie ma żalu pod adresem przeszłości, ani lęku przed przyszłością. Wdzięczność jest glebą, w której szczęście może się mocno zakorzenić.

Czy rozwiązaliśmy paradoks i rozumiemy już, dlaczego tak się dzieje, że im bardziej pragniemy odczuwać szczęście, tym boleśniej cierpimy nieszczęście? Nie zauważając szczęścia, żyjemy w przekonaniu, że brakuje go nam. Dążąc do czegoś, czego w naszym przekonaniu nie mamy, jedynie pomnażamy ów brak, ponieważ stale poświęcamy mu uwagę. Nie ma czegoś takiego, jak nieszczęście. Za to bez wątpienia brakuje nam czujnej uważności i wdzięczności za to, co jest. Szczęście jest z nami od zawsze, ponieważ razem z nami przyszło na ziemię. Wystarczy je zauważyć i docenić.

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *

20 + 13 =