Wzruszenie

W niektórych środowiskach dużą popularnością cieszy się modlitwa ciszy, powszechnie zwana medytacją. To świetnie, że uczymy się chodzenia po wodzie nieświadomości, aczkolwiek większość z nas szybko przekonuje się, że nauka nie będzie trwać miesiąc ani rok. Nauka pływania to przysłowiowy pikuś w porównaniu z uczeniem się utrzymywania kontroli nad własnymi myślami i świadomego zarządzania pamięcią oraz siłą podświadomości. Niekiedy już podczas pierwszej medytacji można przeżyć mistyczne doświadczenie uwolnienia spod kontroli umysłu, a potem miesiącami wytrwale praktykować, cierpliwie czekając na kolejne.

Różnie bywa, jednak bez wytrwałości i cierpliwości nie obywa się na pewno. Mimo wszystko dla tych cudownych szczelin, wpierw odkrywanych w betonie naszych myśli, a następnie starannie poszerzanych, warto praktykować modlitwę, którą wyciszamy myśli, aby uczyć się życia w ciszy. Dopiero w niej zaczyna być słyszalny szept Najwyższego, jak w muszli delikatny szum oceanu.

Modlitwą ciszy wzruszamy skamielinę naszych przekonań i myśli, za którymi częstokroć bylibyśmy w stanie oddać życie, a tymczasem, jak się okazuje, jedynie 5% myśli jest naszego, świadomego autorstwa. Reszta to wzorce, schematy, przekonania, oceny, utożsamienia, którymi zostaliśmy zaprogramowani w procesie wychowywania i oddziaływania środowiska od pierwszych chwil życia. Naprawdę trudno powiedzieć, że zostały przez nas przyjęte i adoptowane, bo wówczas byłoby to świadome działanie.

Aby energia zaczęła przez nas płynąć, Źródło życia potrzebuje emocjonalnej szczeliny w skamieniałej strukturze mentalnej. Nie jesteśmy skłonni myśleć o sobie w ten sposób, jednak nie wychowuje się nas na ludzi giętkich, plastycznych, przepuszczalnych, więc w większości jesteśmy skamieniałymi artefaktami, chodzącymi świadkami przeszłości. Dlatego musimy pęknąć, aby odżyć. Pilnie potrzebujemy szczeliny, przez którą zacznie płynąć życie.

Bez wzruszenia wyschniętej ziemi albo twardej skały życie nie ma szans. Wzruszenie zawsze jest odżyciem w krainie śmierci i zapowiedzią wiosny życia. Mam nadzieję, że teraz rozumiesz, dlaczego niespodziewanie od czasu do czasu doświadczasz wzruszenia. Co prawda niektórzy z nas medytują, aby wzruszyć podświadomą skamielinę myśli, jednak Duch działa nieustannie, więc to z Jego tchnień i poruszeń doświadczamy wzruszeń, które sprawiają to samo. Duch czyni to dla nas, abyśmy wzruszeni odkryli w sobie szczelinę, to jest prześwit do spokojnego, cichego, radosnego, szczęśliwego świata, w którym nie ma starych wzorców mentalnych, ani schematycznych przekonań i utożsamień, ale czyste niebo świadomości.

Niektórzy boją się wzruszenia, ponieważ czują, że wówczas zaczyna się z nimi coś dziać, co wymknęło się im spod kontroli, a tymczasem chcieliby zachować osobowościowe status quo i trwać w skamielinie swoich utożsamień. Jeśli boicie się wzruszeń, uważajcie, ponieważ prędzej czy później Duch upomni się o Was i stworzy w Was szczelinę dla Źródła nie delikatnym poruszeniem, ale prawdziwym trzęsieniem ziemi, którym w sensie medycznym jest udar mózgu. W sensie duchowym, emocjonalnym i mentalnym to niepowtarzalna szansa na przeprogramowanie umysłu. Prawdą jest, że jest niebezpieczna i powiązana z cierpieniem, więc najmądrzejszym przeciwdziałaniem jest codzienna radość ze wzruszeń i wdzięczne przeżywanie ich bez lęku.

Wzruszenia są po to, aby pojawiały się szczeliny dla Źródła życia. Energia zaczyna płynąc, a my odżywamy i zaczynamy rodzić owoce ducha. Nie opierajmy się wzruszającym historiom, opowiadanym przez autentycznych i prostych ludzi. Wzruszają nas, abyśmy nauczyli się dostrzegać sens życiowych doświadczeń i nowych szans. Nie zatykajmy uszu przed wzruszającymi słowami, ponieważ wypełniają duchową pustkę i leczą chore miejsca w nas. Nie bójmy się niczego, co delikatnie dotyka naszych serc, bo to dużo lepsze od życiowego trzęsienia ziemi. Wzruszajmy się muzyką, kwiatami, zapachami, kolorami, czułością, którą okazują sobie zwierzęta i ludzie, siłą życia drzew i ekosystemów.

Mimo wszystko najważniejsze jest to, abyśmy zaskoczeni pięknem i dobrem, prześwitującym przez szczelinę, pozwalali sobie w takich chwilach na zatrzymanie i naturalną medytację. W takich chwilach absolutnie nie wstydźmy się łez, płynących po policzkach, ponieważ nie świadczą o słabości, ale o działaniu Ducha. Łzy są pumeksem duszy. Potwierdzeniem, że coś nas wzruszyło, więc wysuszona ziemia pękła. Pierwsze kropelki, płynące ze Źródła życia, wreszcie przebiły się przez twardą skałę  i zapowiadają wiosnę życia.

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *

cztery × 5 =